O zaostrzeniu przepisów wobec osób, które znęcają się nad zwierzętami "Rzeczpospolita" informowała już w czerwcu, a oficjalny komunikat resortu sprawiedliwości pojawił się pod koniec ubiegłego roku. W reakcji na liczne przypadki znęcania się nad zwierzętami oraz szokujące przykłady bestialskiego uśmiercania zwierząt, Ministerstwo Sprawiedliwości przygotowało pakiet zmian, które mają przeciwdziałać takim zdarzeniom – głosi komunikat.
Postulowane przez ministerstwo obostrzenia - zawarte w ustawie - miałyby objąć zwiększenie kary za znęcanie się nad zwierzętami (zamiast 2 lat – 3, w przypadku czynu dokonanego ze szczególnym okrucieństwem – 5 lat zamiast 3), wprowadzenie obligatoryjnego orzekania przez sąd nawiązki w wysokości od tysiąca do stu tysięcy złotych na cel związany z ochroną zwierząt oraz zakazy wykonywania zawodów związanych z kontaktem z czworonogami.
Utopienie, zakopanie żywcem, głodzenie...
Suczka, którą widzicie na zdjęciu, wabi się Kora. Zimowe miesiące spędza na korytarzu siedziby piotrkowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. To bardzo stary, doświadczony przez życie, potulny i spokojny pies. Zanim została uratowana od uśpienia, przechodziła z rąk do rąk i żaden z właścicieli - mówiąc delikatnie - nie traktował jej, jak należy. Była bita, głodzona i trzymana w piwnicy. Zwierząt po przejściach podobnych do tych, które ma za sobą Kora, są w Polsce bez wątpienia dziesiątki, jeśli nie setki. Niestety nie wszystkie miały tyle szczęścia co ona. Warto przypomnieć sobie chociaż Dianę – owczarka niemieckiego, zakopanego żywcem na jednym z ulic w Łodzi. Jej tragiczną historią żył cały region, jeśli nie cały kraj. Kibicowano zarówno zwierzęciu – w jego walce o życie – oraz policji, która poszukiwała sprawcy. I choć zwyrodnialca udało się znaleźć i zatrzymać, Diana niestety nie przeżyła. Najprawdopodobniej przez pogrzebaniem została ogłuszona ciosem w głowę.
Z kolei pod koniec 2012 roku jeden z mieszkańców powiatu piotrkowskiego wrzucił małego kotka... do rozpalonego pieca. Sześć miesięcy pozbawienia wolności zasądził piotrkowski sąd dla Piotra D., który w grudniu ubiegłego roku wrzucił żywego kotka do rozpalonego pieca. Zanim zwierzę spłonęło, próbowało się ratować i uciekać przez rurę odprowadzającą dym. Martwego kota wyciągnięto z łapkami zasłaniającymi oczy – pisaliśmy wówczas. Jak udało nam się ustalić, sprawca odwołał się od kary, a karę skrócono do jedynie trzech miesięcy. Były także szczenięta, wrzucone do jeziora Bugaj w maju 2016 roku. W powiecie piotrkowskim zdarzył się też przypadek psa, porażonego prądem przez właściciela. Zaś w całym kraju było też o wypraniu kota w pralce, wrzuceniu do piekarnika, o przypalaniu ogona... Brzmi to tyleż absurdalnie, co alarmująco. Skłania to do kilku pytań: Jak człowiek może dopuścić się takiego okrucieństwa wobec żywej istoty? Czy określenia "człowieczeństwo" i "zezwierzęcenie" nie powinny mieć odwrotnego wydźwięku? Wreszcie - czy oprawcy zwierząt karani są wystarczająco dotkliwie?
Wysiłek na marne
Grażyna Fałek, prezes piotrkowskiego TOZ zajmuje się sprawami zwierząt od czternastu lat. Wg niej przypadków znęcania się nad nimi było znacznie więcej na początku jej działalności. - W tej chwili, gdy trafiają do nas zwierzaki, to są raczej zagubione lub porzucone – mówi nam. Co sądzi o nowelizacji proponowanej przez Ministerstwo Sprawiedliwości? - Oceniam te rozwiązania dobrze. Ale jeszcze lepiej by było, gdyby wykonywać przepisy, które obowiązują do tej pory. Zazwyczaj zarządzone kary to jedynie nawiązki czy wyroki w zawieszeniu. A one nie docierają i nie edukują. To zniechęcające, bo jako TOZ wkładamy dużo pracy w interweniowanie w sprawie zwierząt, a efekt jest, jaki jest – albo postępowanie zostaje umorzone, albo wyrok jest po prostu śmieszny i nieadekwatny do wysiłku, jaki podejmujemy.
W roku 2016 Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami złożyło jedno zawiadomienie do prokuratury dotyczące popełnienia przestępstwa – chodziło o gospodarstwo na peryferiach Piotrkowa. Właściciel posesji hodował tam kozy oraz przechowywał psy i króliki. Wszystkie z nich miały znajdować się w opłakanym stanie i przechowywane były w tragicznych warunkach. Sprawa cały czas jest w toku. Interwencja miała miejsce w czerwcu. Do TOZ-u zawiadomienie o przesłaniu aktu oskarżenia do sądu wpłynęło... pod koniec grudnia. - Z doświadczenia wiem, że potrwa to jeszcze kilka miesięcy – mówi prezes.
Grażynie Fałek trudno odmówić racji. Z raportu, udostępnionego przez Fundację Czarna Owca Pana Kota, wynika, że w latach 2012-2014 na terenie podległym 147 losowo wybranym prokuraturom rejonowym zarejestrowano 4475 spraw o przestępstwa z art. 35 Ustawy o ochronie zwierząt, a w przypadku jedynie ponad 19% z nich przedstawiono akt oskarżenia; w 31,5% z nich odmówiono wszczęcia postępowania (uzasadniając to tym, że czynu nie popełniono lub nie zawiera on znamion czynu zabronionego), zaś w 42% zostało ono umorzone (z tych samych powodów, a ponadto z uwagi na brak podstaw do wniesienia aktu oskarżenia). Jeszcze bardziej alarmująca jest inna ze statystyk, karę pozbawienia wolności zarządzono w przypadku ponad połowy oskarżonych (53%), ale tylko 14% z nich zostało skazanych na karę bezwzględnego więzienia – kary w przypadku pozostałych oskarżonych zostały warunkowo zawieszone.
Zerwać łańcuchy i zerwać... ze złą mentalnością
Z kolei drugi projekt obejmuje trzy kluczowe zmiany – zakaz trzymania psów na łańcuchach przez czas dłuższy niż godzina, wykorzystywania zwierząt w cyrkach oraz hodowli zwierząt na futra. Reformę postuluje Parlamentarny Zespół Przyjaciół Zwierząt, złożony głównie z polityków opozycji (co nie zmienia faktu, że przyklasnął im prezes PiS). Przypomnijmy, w tej chwili Ustawa o ochronie zwierząt precyzuje, że łańcuch nie może być krótszy niż trzy metry, a zwierzę nie może być do niego przywiązane na dłużej niż 12 godzin. Projekt zmian jest znacznie bardziej rygorystyczny – zamiast dwunastu godzin ma być to tylko... jedna. Autorzy w uzasadnieniu podkreślają, że kontrola przestrzegania przepisu jest utrudniona (zwłaszcza jeśli chodzi o weryfikację długości łańcucha i faktycznego czasu pozostawania zwierzęcia na uwięzi). Pojawia się ponadto zapis, że "zwierzę domowe utrzymywane poza pomieszczeniem mieszkalnym może być utrzymywane wyłącznie w kojcu albo na terenie ogrodzonym w sposób uniemożliwiający wydostanie się zwierzęcia na zewnątrz ogrodzenia."
- Moim zdaniem nie do końca jest tak, że trzymanie psa na uwięzi powinno być zabronione. Nie każdy może pozwolić sobie na budowę kojca. Zresztą, bardzo często na wsi psy są po prostu spuszczane np. na noc. Takie trzymanie psów na zupełnej uwięzi zdarza się już bardzo rzadko – tłumaczy Piotr, który mieszka na wsi pod Piotrkowem.
Z kolei Tomaszowskie Towarzystwo Miłośników i Opieki nad Zwierzętami od ośmiu lat koordynuje w swoim powiecie akcję "Zerwijmy łańcuchy", polegającą na symbolicznym solidaryzowaniu się z więzionymi czworonogami. Jak często organizacja otrzymuje sygnały o niehumanitarnie traktowanych, uwiązanych psach? - Generalnie, jeśli chodzi o Tomaszów, interweniujemy bardzo rzadko – mówi nam Mieczysława Goździk, prezes Towarzystwa. Gorzej jest jednak na wsiach, tam bardzo często wyznawana jest zasada "skoro daję psu jeść, to mogę go też kopnąć" albo trzymać na łańcuchu. Bywa, że pracownicy interweniują nawet kilka razy dziennie. Choć i tutaj sytuacja ma się poprawiać. Jak podkreśla prezes, kluczowa jest edukacja i podnoszenie świadomości ludzi. - Prowadzimy szeroko zakrojoną akcję edukacyjną, skierowaną do dzieci w wieku szkolnym w całym powiecie – mówi Goździk.
Żadna z nowelizacji nie została jeszcze uchwalona, ale wszystko wskazuje na to, że już niebawem to nastąpi; zmianom, które proponuje parlamentarne gremium, przychylna jest nawet partia rządząca, zaś projekt Ministerstwa Sprawiedliwości – z uwagi na większość PiS-u w Sejmie – powinien przejść całą drogę legislacyjną bez problemu. Jednak żadna ze zmian nie będzie skuteczna, jeżeli nie zmieni się nasza mentalność. A na tym polu zostaje jeszcze sporo do zrobienia.
mj