Skoro szkołom i dzieciom wszystko wolno, to następne wycieczki należy skierować do Amsterdamu, a kluczowym punktem powinna być dzielnica czerwonych latarni.
Jestem Czechem i mieszkam w Polsce. U mnie w Czechach nauczyciel MUSI w ramach pracy spedzic 35 weekendow w okresie szkolnym na wycieczkach z uczniami aby mogli poznac kraj i nie tylko - mozna jechac np do Polski i to nie jest problem. Tylko ze nauczyciel zarabia ok 23 tysiecy koron na reke (1 korona = o,15 zl) ok 3500 zl miesiecznie
Pomysł świetny,ale jak wiesz doskonale w obecnych czasach nie przejdzie bo przecież szkoła nie jest dla dobra uczniów,szkoła jest dla wygody nauczycieli.
Jestem Czechem i mieszkam w Polsce. U mnie w Czechach nauczyciel MUSI w ramach pracy spedzic 35 weekendow w okresie szkolnym na wycieczkach z uczniami aby mogli poznac kraj i nie tylko - mozna jechac np do Polski i to nie jest problem. Tylko ze nauczyciel zarabia ok 23 tysiecy koron na reke (1 korona = o,15 zl) ok 3500 zl miesiecznie
Gimbusom bardziej podobałyby się sklepy zielarskie. ;)
Ano właśnie. Czyli wycieczki są planowane w dni wolne od nauki szkolnej! Dzięki temu jedni nauczyciele nie dezorganizują pracy innym. Trochę nie podoba mi się słowo "musi", bo wycieczki nie powinny być przymusem, a przyjemnością i częścią procesu edukacji (cele poznawcze przede wszystkim!). Ale dobre pomysły z zagranicy powinno się jak najbardziej przeszczepiać na nasz grunt.
Widzisz, bo sto lat lewackich ideologii (gdzie najważniejszy jest "ludź pracy") wywróciło postrzeganie rzeczywistości do góry nogami. Tymczasem szkoła nie jest po to, by nauczyciele i pozostały personel mieli pracę, ale po to, by uczniowie zdobyli wykształcenie. Celem nadrzędnym jest wyedukowanie młodzieży, a zatrudnienie nauczycieli jest jedynie drogą do tego celu.
Czyli w Czechach nauczyciel pracuje non stop siedem dni w tygodniu?
Karolu, proszę, podaj namiary na czeski kodeks pracy albo jakiś inny dokument odnoszący się do czasu pracy.
Rzeczywiście, uczeń to tylko produkt uboczny polskiej szkoły! O problemie "wycieczek" i innych imprez pisałem tu już dawno temu. Nauczyciele kombinują, jakby tu nie pracować, a być w robocie, bawić i do tego trochę zarobić.
Bo za taki wyjazd bierze się normalną kasę, a za nic się nie płaci. No i są jeszcze inne bonusy - chociażby w postaci prowizji od ubezpieczeń wciskanych na siłę wszystkim uczniom.
Pan Winiarski ma całkowitą rację.. "Wycieczki" za granicę w czasie trwania roku szkolnego to jakaś farsa. Mamy piękny region, kraj i nie widzę kłopotu z organizacją chociażby wycieczki jednodniowej do jakiegoś ciekawego miejsca, czy też trzy- cztero- dniowej gdzieś dalej. Jak jest dobra organizacja to wszystko można pięknie ustalić i dopilnować. Nikt nikomu wtedy nie dezorganizuje pracy itp. Ile takich wycieczek może być w roku? Max. 2-3 (dla klasy), bo choćby się na głowie stawało to nie da rady więcej. A tekst Pana o "tabliczce mnożenia" pominę milczeniem. Z definicji wycieczka powinna przekazać uczniowi jakieś wiadomości potrzebne w szkole (oczywiście w jak najbardziej przystępnej formie). Czas wolny też powinien się być, żeby takiego ucznia nie zanudzić.
@Al Bundy
Nie wiem czy miałeś wcześniej styczność z pracą jako nauczyciel, ale choć chcesz dobrze, to pomysł by nauczyciel jeździł z klasą na wycieczki w wakacje zbyt trafiony nie jest. Myślisz, że nauczyciel w czasie wakacji i "dni wolnych" nic nie robi tylko się obija? Chciałbym (choć od kilku lat już nie pracuję w zawodzie), żeby tak było. ;) Jest dosłownie "kupa" roboty i czasami nie wie się gdzie ręce włożyć..Taka prawda. Pomijam tu oczywiście wyjątki, czyli nauczycieli, którzy robią łaskę, że pracują..:P Są również tacy.
Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!
Życzymy miłego przeglądania naszej strony!