A moim zdaniem, kurs powinien przebiegać dwuetapowo. Oba etapy powinny się kończyć egzaminem państwowym. Pierwszy etap powinien się składać z teorii oraz umiejętności posługiwania się samochodem na zamkniętym terenie (ruszanie, gwałtowne ruszanie, zatrzymywanie, zatrzymywanie awaryjne, podstawowe manewry jak zawracanie parkowanie między pachołkami, ruszanie pod górkę). Tutaj oceniana by była jedynie techniczna umiejętność prowadzenia samochodu. Dopiero po tym etapie, kursant byłby dopuszczany do drugiego etapu szkolenia czyli jazdy w warunkach normalnego ruchu drogowego. I wtedy nie byłoby takich "kursantów" którym gaśnie silnik na skrzyżowaniu bo nie potrafią ruszyć. Po tym etapie egzamin powinien być już nieco mniej rygorystyczny i sprawdzać głównie umiejętność stosowania przepisów oraz weryfikować umiejętność jazdy. Dzięki takiemu rozwiązaniu, ludzie którzy nie posiadają jeszcze wystarczających umiejętności prowadzenia samochodu, ćwiczyli by to na placu do momentu gdy ten poziom osiągną i dopiero po tym wyjeżdżali by na miasto uczyć się praktycznej jazdy.
Maddox ten pomysł jak na razie jest nierealny, gdyż wymagałby od ustawodawcy ponownej zmiany ustawy i sposobu egzaminowania kandydatów na kierowców. Przecież przez dłuższy czas tak było, że wszystkie elementy kursant wykonywał na placu manewrowym, zresztą teraz też jeżdżą po placu tylko jest to bardziej okrojone. Taka zmiana weszła w życie na prośbę egzaminatorów, by kursanci więcej jeździli po mieście i tam parkowali pojazdy, a nie tylko pomiędzy pachołkami. Co do egzaminu to nadal składa się z dwóch części teoretycznej i praktycznej. I tak też są przeprowadzane egzaminy wewnętrzne. Jeżeli instruktor widzi, że kursant sobie nie radzi to nie bierze go na miasto, przynajmniej na początkowych godzinach.Nikt nie jest samobójcą. Kiedyś jednak musi wyjechać z placu. Natomiast jeżeli kursant w ciągu tych 30 godz. nie zrobił znaczących postępów to instruktor nie wyda mu papierów na egzamin. Każdemu przecież zależy na dobrej opinii własnego ośrodka. A jeździć przez 30 godzin tylko po placu to niezbyt dobry pomysł. Trzeba nauczyć kursanta zastosowania teorii w praktyce i jest to możliwe właśnie na drodze.
Przecież egzamin na prawko przebiega dwuetapowo, tak jak kurs. Są egzaminy wewnętrzne, które właśnie weryfikują umiejętności kursantów. Jeżeli kursant nie zaliczy teorii nie może zacząć praktyki. Manewry na placu nadal obowiązują tylko są trochę okrojone. Kiedyś było ich więcej ale na wniosek egzaminatorów zostało to zmienione. Ten pomysł wymagałby zmiany w przepisach i nowelizacji ustawy, a na to raczej się nie zanosi. Poza tym instruktorzy zaczynają jazdy od sprawdzenia kursanta na placu manewrowym, nikt nie jest samobójcą. Żaden instruktor nie będzie przecież 30 godzin jeździł z kursantem po placu. Tam nie ma warunków by kursant nabył wszystkie umiejętności potrzebne mu na drodze. Poza tym nie ma się co tak obawiać tych elek, przecież instruktor też tam jest i w razie potrzeby powinien właściwie zareagować. Instruktor na koniec kursu sprawdza każdego kursanta i jeżeli widzi, że dana osoba sobie nie radzi to nie da jej papierów do WORD-u i każe dokupić kilka godzinek. Każdy ucząc innych dba również o dobre imię własnej firmy. Takie jest moje zdanie. Najlepiej jest właśnie łączyć teorię z praktyką i uczyć kursanta prawidłowego interpretowania przepisów ruchu drogowego. A co do gasnących silników to taka sytuacja zdarza się nawet najlepszym. Potrzeba tylko więcej tolerancji i zrozumienia ze strony innych użytkowników drogi. Oni też się kiedyś uczyli.
Litości.. myślisz, że komercyjna firma, której zależy na tym aby kursanci do niej przychodzili kogokolwiek nie przepuści na "egzaminie wewnętrznym" ? Poza tym z tego co pamiętam na "wewnętrznym" zdaje się tylko teorię i jak dziś pamiętam jak pani prowadząca szkołę w której ja się uczyłem mówiła, że nie zdarza się aby ktoś tego egzaminu nie zdał. Oczywiste, że mój pomysł wymagał by zmian w prawie, ale tak samo jest z utworzeniem ośrodków WORD w Bełchatowie czy Tomaszowie. W tej chwili WORD może być w mieście wojewódzkim lub mieście które przed reformą administracyjną było miastem wojewódzkim. Żadne z pobliskich miast nie spełnia więc kryteriów.
Czytanie ze zrozumieniem się kłania. Cytując klasyka: "to jest oczywista oczywistość". Nie można uczyć ludzi wszystkiego na raz a po kolei. Najpierw uczymy przepisów, później jazdy samochodem, później łączymy te dwa elementy i uczymy ich jeździć w ruchu drogowym. Uczyłem już kilka osób tą właśnie metodą i sprawdza się świetnie. Jeśli zmuszamy kursantów do opanowania na hurra wszystkich elementów to nie przywiązujemy wagi do pewnych niezbędnych szczegółów w każdym z tych elementów. Dzieje się tak ponieważ nie da się zalać kursanta w jednym momencie wszystkimi informacjami, trzeba je dozować. Przecież tak samo się uczy wszystkiego. W szkole chociażby uczy się najpierw dodawania, odejmowania, mnożenia, dzielenia. Gdy już dzieciaki to pojmą uczy się je łączyć te działania, a na koniec uczy się praktycznego wykorzystania tych umiejętności. Tak samo powinno być z nauką jazdy. Uczymy przepisów, uczymy jazdy kontrolujemy a później uczymy jazdy po drogach. Zdawanie się na instruktorów jak widać jest bez sensu bo z tego co widzę na drogach duża ich część zachowuje się co najmniej nieodpowiedzialnie zabierając nieprzygotowanych ludzi na miasto.
Nie! Potrzeba nam drastycznych i przemyślanych zmian w systemie szkolenia.
jestem za wprowadzeniem zakazu duzo jezdze po miescie i widze jaki wplyw maja elki na korki . taki instuktor nie nauczy dobrze ruszac kursanta i wali razem z nim na cemtrum w godzinach szczytu . potem na lewoskrecie trzy zmiany swiatel taka elka spedza na skrzyzowaniu i jak czlowieka ma szlak nie trafic !!!!!! i zaznaczam ze niemam pretensji do kursantow bo to nie ich wina ze instruktor jest jaki jest . bo jak ktos umie ruszyc autem to nawet w centrum da sobie rade . majac oczywiscie instruktora z glowa na karku a nie....
A myślisz że jak nie będą jeździć po mieście, na kursie nauki. To zdadzą egzamin, a nawet jak zdadzą to sobie później poradzą jak będą sami jeździć na mieście?? Przypomnij sobie jak ty jeździłeś !!!
to się sprawdźcie z teorii
http://www.grupaimage.home.pl/testy/
zrobiłem 1 błąd
:-)
Wyjsciem byłoby utworzenie strefy egzaminacyjnej. Tak jest np we Wrocławiu. Nauki jazdy jezdza sobie po tej strefie i nie przeszkadzaja nikomu. Sa to normalne drogi publiczne wiec kursanci obywaja sie z roznymi sytuacjami na drodze ale nie wjezdzaja w najbardziej zakorkowane miejsca a tym samym nie blokuja miasta.
przeczytaj dokladnie co napisalem !!!!!! niemam nic do kursantow ze sie ucza tylko do instruktorow ze wyjezdzaja na miasto z ludzmi nie uczac ich podstaw jazdy gasna im auta na skrzyzowaniu itd.JUz niewspomne jak przymnie "elka" wpakowala sie pod prad na skrzyrzowaniu kolo kauflandu to nie wina kursanta tylko instruktora ze osobe nie przygotowana i nie znajaca podstaw prawa drogowego wypuszcza na ulice. DO TEGO MAM PRETENSJE.
Tzn. ja powiem tak. Sama aktualnie jestem w trakcie robienia prawa jazdy i moim zdaniem głupotą byłoby wprowadzenie tego zakazu w życie. Gdzie niby moglibyśmy nauczyć się tych wszystkich sytuacji jak nie w centrum miasta, to tam zazwyczaj jest największy ruch i trzeba wykazać się największymi umiejętnościami. A to, że jakaś L wjeżdża pod prąd nie świadczy o tym, że jest to początkująca osoba. Dzisiaj osobiście byłam świadkiem jak egzamin chciał vwjechać pod prąd koło Domu Technika. Więc ta osoba zapewne nie była początkująca. Ludzie zastanówcie się czasem, każdy z Was się uczył, każdemu z Was pewnie nie raz zgasł samochód na skrzyżowaniu i daje sobie rękę uciąć, że nawet teraz Wam czasem zgaśnie. Zastanówcie się co by było gdyby L-ki nie jeździły po centrum, a nagle takie osoby, które odebrały prawko wjeżdżają do centrum?
Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!
Życzymy miłego przeglądania naszej strony!