Robert (imiona bohaterów tekstu zmieniono) nie przypominał nikogo z rodziny, nie był blisko związany z siostrami czy nie chciał ssać piersi mamy jako noworodek. Odkrycia dokonał przypadkiem - przy okazji honorowego oddania krwi. Badania jednoznacznie wykluczyły pokrewieństwo z wychowującymi go rodzicami i dwoma siostrami.
W latach 80. panowały zupełnie inne realia niż obecnie - na oddział nie można było wnosić ubranek dla dziecka, noworodki były oddzielane od matek i przywożone do karmienia dopiero na następny dzień, a tasiemki z nazwiskami przywiązywano dzieciom na oddziale noworodków - a nie, jak to często dziś bywa, przy matce. Po porodzie pani Anna - matka wychowująca Roberta - wyjechała z mężem i synem do Niemiec, a po odkryciu prawdy rozpoczęła poszukiwania dzieci urodzonych tego samego dnia w ówczesnym Szpitalu Rejonowym w Piotrkowie. Poszukiwania zaprowadziły ją do Pabianic - członkowie spotkanej rodziny okazali się łudząco podobni do Roberta...
Więcej na temat bulwersującej sprawy w piątkowym "Dzienniku Łódzkim".
źródło: Dziennik Łódzki