Do kradzieży doszło na ul. Norwida 22 października około godziny 13. Poszkodowany piotrkowianin, pan Paweł, zadzwonił pod 997, chcąc zgłosić przestępstwo. - Telefon odebrał dyżurny, który stwierdził, że nie może przyjąć takiego zgłoszenia – co już mną trochę wstrząsnęło. Przecież od tego tam jest, żeby zgłoszenie przyjąć. Ale w porządku, udałem się do komendy osobiście. Na miejscu pani w okienku powiedziała, żebym chwilkę poczekał: - Jak będzie wolny policjant, to za chwilkę pana przyjmie - powiedziała. Za parę minut dowiedziałem się, żeby przyjść za godzinę, bo wszyscy policjanci są na akcji i nie ma kto przyjąć ode mnie zeznań.
Umówiłem się na kilka minut po 15. Pomyślałem, w porządku. Zdążę jeszcze złożyć wniosek do wydziału komunikacji o wydanie nowych tablic rejestracyjnych, bo urząd czynny do 17.00. Przyszedłem po 15. Pani w okienku znowu powiedziała mi, żeby przyszedł później – za półtorej godziny. Wtedy na pewno policjanci wrócą i mnie obsłużą. Trochę mną to wstrząsnęło, ale co miałem zrobić – faktu kradzieży cały czas nie zgłosiłem – a wiadomo, zależało mi na czasie – opowiada pan Paweł. - Dobrze, że nie jestem z innego miasta, wtedy byłby dopiero problem. I co dalej? Przyszedłem o 16.30. Panienka z okienka mówi: “Przepraszam pana, ale nadal nikogo nie ma. Niech pan przyjdzie po 20.00”. Do domu mam niedaleko – całe szczęście.
Byłem ponownie na komendzie o 20.00 i wówczas dowiedziałem się, że w tej chwili jest zmiana służby, odprawa, więc, jakbym poczekał pół godzinki, to wtedy policjant mnie już na pewno przesłucha. Wtedy to się już zdenerwowałem. - Nie mogła mi pani tego powiedzieć wcześniej? - zapytałem. Pani mnie przeprosiła. Zadzwoniłem w końcu do dyżurnego i zapytałem, ilu w Piotrkowie pracuje policjantów? Uzyskałem odpowiedź, że 300, a na nocnej zmianie jest 10 – złapałem się wtedy za głowę. Na mecze eskortuje się całe tabuny kibiców, a jak obywatel chce zgłosić kradzież, to każą mu tyle czasu czekać. To jest paradoks – dodaje pitorkowianin.
Kradzież udało się w końcu zgłosić. Udało się także uzyskać potrzebne zaświadczenie - choć nie od razu. Gdzie byli policjanci? Co w tym czasie robili? Czy było ich aż tak mało, że Bogu ducha winien pan Paweł spędził prawie dwanaście godzin pod drzwiami komendy. Policja nie udzieliła w tej sprawie jednoznacznej odpowiedzi, tłumacząc, że najważniejsze jest w tym momencie ustalenie szczegółów pierwszej rozmowy poszkodowanego z dyżurnym ruchu. - Dyżurny nie pamięta takiego zdarzenia. Musi najpierw odnaleźć zapis w dzienniku. Bez tego nie możemy gdybać nad dalszym przebiegiem zdarzeń. Będziemy to ustalać – mówi Ewa Drożdż z piotrkowskiej policji. Z kolei na pytanie, czy w Piotrkowie pracuje za mało policjantów, uzyskaliśmy odpowiedź, że to nie jest prawda, a pytanie zostało zadane z niewłaściwej strony.
Janusz Kaczmarek