Przypomnijmy: 10 stycznia 2013 roku ok. 10.00 mężczyzna zadzwonił do biura ogłoszeń lokalnej gazety informując o podłożeniu ładunku wybuchowego na terenie zakładów przy ulicy Warszawskiej w Tomaszowie Mazowieckim.
- Zaalarmowani policjanci natychmiast podjęli działania związane ze sprawdzeniem tego sygnału. Z przedsiębiorstwa ewakuowano ponad 400 pracowników, w działania zaangażowano 30 funkcjonariuszy z Tomaszowa, Piotrkowa, Opoczna a także przewodnika z psem z Łodzi i pirotechników z Samodzielnego Pododdziału Antyterrorystycznego. W przypadku eksplozji brano pod uwagę duże zagrożenie z uwagi na fakt przechowywania w zakładach mięsnych różnych substancji chemicznych. Akcję na terenie firmy zakończono około 14.40 kiedy wykluczono znajdowanie się ładunku bombowego na tym terenie. Dalsze działania opierały się na pracy operacyjnej, która doprowadziła do ustalenia sprawcy fałszywego alarmu bombowego – wyjaśnia podinsp. Joanna Kącka z KWP w Łodzi.
Sprawcą okazał się 24-letni mężczyzna pracujący w tej drobiarskiej firmie, który zdenerwował się na pracodawcę, że ten nie chciał mu dać urlopu. Podczas przerwy zadzwonił więc do gazety informując o rzekomej bombie.
- Policjanci odnaleźli porzucony w innej części miasta telefon bez karty sim, którą jak twierdził podejrzany zjadł. 24-latek latek był już notowany za konflikt z prawem. Noc spędził w policyjnym areszcie. Dzisiaj usłyszał zarzuty zawiadomienia o podłożeniu ładunku wybuchowego wiedząc, że taki zagrożenie dla życia, zdrowia wielu osób lub mienia w znacznych rozmiarach nie istnieje. Śledczy zawnioskowali o dozór policyjny, poręczenie majątkowe i zakaz opuszczania kraju – dodaje J. Kącka.
Mężczyźnie grozi kara od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności. Poza tym ten telefon może go drogo kosztować, bowiem firma szacuje straty wynikające z przerwy w produkcji.