Od studenta czy studentki oczekują bardzo wiele – czystości, lojalności, dotrzymywania słowa. Najlepiej, gdyby była to osoba bez tzw. nałogów, bez zwierząt, bez... własnego zdania. Co właściciele mieszkań wynajmowanych studentom oferują w zamian?
Przedstawiając się jako studentka i umawiając na kilka spotkań w celu obejrzenia mieszkania, przekonałam się, że studenci wcale nie mają tak łatwo podczas poszukiwań.
Mieszkanie pierwsze – właściciel od razu mówi mi: żadnych zwierząt, żadnych gości wieczorem, żadnego... chłopaka. Kiedy pytam, dlaczego, dowiaduję się, że w związku z tym, że mieszkanie jest na 4 piętrze, nie będzie chciało mi się wyprowadzać psa na dwór i będzie załatwiał się w mieszkaniu. Goście – będą przeszkadzać sąsiadom, a chłopak – po prostu nie.
Mieszkanie drugie – kobieta oferująca wynajem robi bardzo dobre wrażenie. Mówi nawet, że możemy się jeszcze dogadać co do ceny (a mieszkanie wcale nie jest drogie). Czar pryska, kiedy wchodzimy do środka. Mieszkanie w fatalnym stanie: brudne ściany, stare i sypiące się meble. Gdy pytam kobietę, czy przewiduje jakiś mały remont przed wynajęciem, odpowiada: - Przecież nie jest źle, a zresztą jest do wynajęcia studentom.
Mieszkanie trzecie – kolejna konserwatywna właścicielka, do której nie docierają żadne propozycje zmian. Po wycieczce po trzech piotrkowskich mieszkaniach postanawiam porozmawiać ze studentami o tym, jakie przygody spotkały ich podczas poszukiwania i wynajmowania mieszkania.
Karolina wynajmowała mieszkanie blisko piotrkowskiej uczelni z dwiema koleżankami. Jego właścicielka na początku mówiła, że w mieszkaniu wszystko jest w jak najlepszym porządku, a dodatkowo przewiduje remont. Minęły trzy lata... - Przez ten czas właścicielka nie zrobiła w mieszkaniu nic poza wymianą okien. No, ale trudno się dziwić, że to zrobiła, bo podczas jednej zimy, mimo maksymalnych prób uszczelnienia, zamarzała nam woda w szklankach. Mieszkanie było brudne, wszystko było popsute. Wynajęłyśmy je tylko dlatego, że nie mogłyśmy nic innego znaleźć w rozsądnej cenie. Ale mieszkanie było naprawdę w fatalnym stanie. Nie było nic – poza starymi meblami, których nie wolno było przesunąć w inne miejsce w pokoju, bo nie podobało się to właścicielce. Pamiętam, że raz popsuł się prysznic w łazience. Prosiłyśmy ją około 2 tygodni, żeby ktoś przyszedł, naprawił. Nic z tego, dopóki jedna z koleżanek nie poparzyła się gorącą wodą podczas próby kąpieli – opowiada Krolina.
Również Izie właściciel mieszkania nie zaproponował zbyt wiele. - Już pomijam fakt, że w mieszkaniu ściany nie były malowane latami, najbardziej jednak denerwowało mnie to, że rok popsuta była spłuczka w toalecie i właściciel nie miał czasu, żeby podjechać i ją naprawić. Po roku wziął się za to, tzn. naprawiał ją... spinaczem do kartek, który po pierwszym spuszczeniu wody odpadł i... było jak wcześniej. Najgorsze było jednak to, że w tym mieszkaniu nie było prawie wcale mebli (ja i koleżanka spałyśmy na materacach, a trzecia dziewczyna miała łóżko), a mężczyzna zabronił nam przywożenia czegokolwiek, twierdząc: “po co studentom meble...” To było chore. Mieszkałyśmy tam rok, bo trzymała nas umowa, ale dla mnie to był i tak rok za dużo. Czułyśmy się, jakby ktoś robił nam wielką łaskę. A przecież płaciłyśmy, nie wymagając przy tym zbyt wiele. Od nas za to wymagano – najlepiej, żeby myć podłogę codziennie, bo inaczej będzie brudno i pojawią się karaluchy (tak tłumaczył właściciel), a firanki prać co miesiąc, żeby nikt nie pomyślał, że mieszkanie stoi puste. To była absurdalna sytuacja – wyjaśnia Iza.
Kiedy Ewa znalazła ogłoszenie o mieszkaniu do wynajęcia, zadzwoniła, by zapytać o szczegóły. W ogłoszeniu napisano, że jest ono umeblowane. - Zapytałam dokładniej, jakie są meble. W odpowiedzi mężczyzna wyburczał mi przez telefon, że jest w mieszkaniu... kozetka – mówi Ewa.
Łukasz w okresie studiów zmieniał mieszkanie aż 14 razy. Jak twierdzi, były one różne pod względem warunków. - Ceny tych mieszkań nie były zbyt rozbieżne, ale ich stan owszem. Jedne z nich były przykładem warunków wręcz spartańskich, gdzie pojawiały się insekty typu prusaki, czy karaluchy. Ja studiowałem w momencie, kiedy był tzw. wyż i każdy musiał ostro walczyć o to, żeby wynająć jakiekolwiek mieszkanie. A w Piotrkowie nie było łatwo, bo tylko na moim roku było nas ok. 160. To miało przełożenie na znalezienie fajnego mieszkania, bo nie można powiedzieć, że są tutaj tylko drogie mieszkania i w strasznych warunkach. Mieszkałem też w tzw. mieszkaniach “brudnych”: sprzątało się często, ale nie było widać żadnego efektu – opowiada Łukasz. – A i właściciele mieszkań mają też fanaberie i studenta traktują jak człowieka drugiej kategorii. Niektórzy umawiają się z sąsiadami, żeby ci kontrolowali, co robią studenci. Są też tacy, którzy sami wpadają bez zapowiedzi czy to podczas nieobecności studenta w mieszkaniu, czy nie. Oglądają wtedy na przykład lodówkę, czy nie ma tam alkoholu itp. Ale zdarzają się oczywiście właściciele podchodzący bardzo kulturalnie do studentów i traktują wynajęte mieszkanie jak nie swoje. Ale niestety...w Piotrkowie wielu takich nie ma – podsumowuje Łukasz. Dodaje, że brak zainteresowania właścicieli szedł też w drugą stronę – wcale nie odwiedzali oni mieszkań, a wszelkie naprawy studenci musieli wykonywać sami, za własne pieniądze. - Mieszkałem kiedyś w takim mieszkaniu przy Belzackiej, w którym sypało się wszystko. Właściciel nie reagował na nasze telefony i interwencje zupełnie – mówi Łukasz.
Rozmówcy twierdzą, że bardzo ważny jest kontakt z właścicielem mieszkania, mimo że jest to tak naprawdę obca osoba. Karolina opowiada, że na początku wszystko pod tym względem układało dobrze. Dopiero po jakimś czasie z niewiadomych dziewczynom przyczyn kobieta zmieniła się zupełnie. - Zaczęła się o wszystko czepiać, robić awantury z byle powodu – mówi Karolina. Nieco inaczej było z Izą, która sądziła, że to, jak dziewczyny dogadają się z właścicielem mieszkania, nie ma najmniejszego znaczenia. - To była obca osoba, której za mieszkanie płaciłyśmy. Sądziłyśmy, że nie musimy wchodzić z nim w jakieś bliższe relacje. Ale przyznaję, że gdybym podeszła na początku trochę inaczej do tej sytuacji i od razu wzięła pod uwagę to, że jednak kontakt między nami będzie miał wpływ na wiele rzeczy, nie wynajęłabym tego mieszkania. Nie zrobiłabym tego, bo wiedziałabym, że nie dojdziemy nigdy do porozumienia – opowiada.
Wiadomo, że osoby studiujące nie potrzebują do mieszkania pięciogwiazdkowych pokoi, ale wiadomo także, że są to tacy sami ludzie, jak wszyscy inni i chcą mieszkać w normalnych warunkach – bez ciągłych sprzeczek, bez inwigilacji. Na szczęście część oferujących mieszkania dla studentów to rozumie.
Magdalena Waga