- Poszłam z 91-letnią mamą na wybory. Jest niepełnosprawna, nie ma jednej nogi i dlatego zaprowadziłam ją na wózku. Chciała oddać głos, bo przecież każdy się liczy. Na miejscu (obwód na ulicy Wojska Polskiego w Piotrkowie) poprosiłam jednego pana z komisji o to, czy nie mógłby podejść do mamy z kartą do głosowania, ponieważ czeka ona przed schodami na wózku, ewentualnie, czy ja mogłabym podać jej tę kartę i przynieść z powrotem. Mam jej dowód osobisty tłumaczyłam - opowiada pani Katarzyna. W odpowiedzi usłyszałam oschłe, krótkie i stanowcze „nie". Pan pokazał palcem na regulamin.
- Proszę sobie przeczytać. Może pani iść do domu, zadzwonić, to ktoś przyjedzie i wtedy można będzie oddać głos - stwierdził. Tłumaczyłam, że skoro jestem tu na miejscu i zadałam sobie z mamą tyle trudu, idąc spory kawałek drogi, to mama mogłaby zagłosować na miejscu. Ponownie usłyszałam sprzeciw. Całe zdarzenie skomentowali krótko przypadkowi wyborcy będący w tej chwili w lokalu. - Proszę państwa, to co tutaj robicie, to jest żenujące. I zaproponowali, że wniosą moją mamę do środka. - Jak już zdecydowała się głosować, to niech zagłosuje - dodali. - Poczekali, aż mama oddała głos, i znieśli ją po schodach na dół. Chciałabym im jeszcze raz podziękować, bo okazuje się, że niektórzy są jeszcze na „poziomie" - dodaje pani Katarzyna.