Moda – zawód na całe życie

Tydzień Trybunalski Niedziela, 07 grudnia 20140
Przez 20 lat projektowała dla Mody Polskiej. Ubierała nasze reprezentacje olimpijskie na zimowe igrzyska, gwiazdy piosenki na opolskie festiwale, aktorów Teatru Telewizji, finalistki konkursu Miss Polonia.

Ładuję galerię...

Dla wybitnej scenografki Ewy Braun zaprojektowała stroje na oskarową galę, kiedy ta odbierała statuetkę za “Listę Schindlera”. Jest autorką wielu cenionych kolekcji mody (także dla pań o wymiarach XXL), grafikiem. Po wielu latach Kalina Paroll – bo o niej mowa – wróciła do Piotrkowa. Nam opowiedziała kawał historii, nie tylko o modzie.

Z fabryki do Mody Polskiej

Studia w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych na Wydziale Projektowania w Łodzi skończyła z wyróżnieniem, choć nie bez organizacyjnego wysiłku (ojciec nie był hołubiony przez władzę, więc żyło się ciężko). Ale po studiach pełnych swobody, ludzi myślących podobnie przychodzi czas na zderzenie z rzeczywistością. Kalina trafia do jednej z łódzkich fabryk tekstylnych. - Praca od 8.00 do 16.00, a przy każdym wejściu i wyjściu z zakładu jakieś babska obmacywały mnie, sprawdzając, czy czegoś przypadkiem nie wynoszę. Po miesiącu doszłam do wniosku, że dłużej tego nie wytrzymam. Zwolniłam się stamtąd, choć rodzice nie byli z tego zadowoleni. Wtedy się pracy nie porzucało – opowiada pani Kalina Paroll.
Los jednak pisał już swój własny scenariusz. - Zaraz po tym odezwała się do mnie pani profesor z uczelni, która przyjeżdżała do Łodzi z Warszawy. Powiedziała, że do tworzącego się przedsiębiorstwa Moda Polska poszukują projektantów. Pojechałam więc, przedstawiłam się i... zostałam przyjęta (jako drugi projektant Mody Polskiej) – opowiada pani Kalina.
A przyjęta została przez wybitną Jadwigę Grabowską, twórczynię Mody Polskiej. Wkrótce do zespołu dołączyli: Jerzy Antkowiak, Magdalena Ignar, Krystyna Dziakowa.
Tak zaczęła się praca w przedsiębiorstwie, które przez wiele lat było dla Polek wyznacznikiem dobrego stylu.

Moda Polska – wyznacznik stylu

- Moja firma – Moda Polska – miała edukować kolekcjami. W związku z tym nie tylko rozsławiać imię Polski podczas wyjazdów zagranicznych, ale też przerabiać kolekcję wiodącą na krótkie serie do swoich sklepów – mówi Kalina Paroll.
I kolekcje mogły być rzeczywiście inspiracją, ale w “podrabianiu” Mody Polskiej był jeden problem – materiały. – W sprawie tkanin nie było demokratycznie. Siłą Mody Polskiej było położenie ręki w fabrykach na tkaninach pół roku wcześniej. Była na tę okoliczność specjalna uchwała Rady Ministrów nr 111 podpisana przez premiera Cyrankiewicza, która upoważniała nas do pojawienia się w każdej fabryce w Polsce, przejrzenia jej produkcji. Mogliśmy powiedzieć – to jest dla Mody Polskiej i od tej chwili cała produkcja szła na półkę i czekała na odbiorcę, czy na Modę Polską. To było zamrożone co najmniej na pół roku. Jeśli była modna wełna “w jodełkę”, to tylko u nas były takie płaszcze.
Czy były to więc rzeczy dla każdego, chociażby ze względu na cenę? – Były to stroje dostępne dla osób pracujących w sektorze państwowym – zapewnia projektantka.

Ubrać Gomułkową, Gierkową, Jaroszewiczową, dla pani Tito zrobić prezent

Moda Polska powstała pierwotnie po to, aby ubierać korpus dyplomatyczny, pierwsze damy. – Od nas oczekiwano tego, że Moda Polska pomoże im w sposób dyskretny, ale skuteczny ustalić ich wygląd, uświadomić potrzeby podczas wizyt, rewizyt, zagranicznych wyjazdów i kontaktów dyplomatycznych. Z tymi osobami kontaktowała się instytucja, a my – młodzi projektanci, udawaliśmy, że nas to nie obchodzi. Zresztą po drodze było tylu kierowników, dyrektorów, którzy sporo sobie obiecywali po takich spotkaniach, że trudno się było tam zbliżyć. Dyrektorzy wręcz czyhali, kiedy pojawi się pani Gomułkowa, Gierkowa – opowiada Kalina Paroll.
To ostatecznie jednak projektanci pod wodzą kierownika artystycznego musieli zaproponować coś pierwszym damom. Kogo najtrudniej było ubrać? – Wszystkie były trudne, dlatego że nie miały żadnych podstaw estetyki, kultury ubioru. To były osoby, być może również przez mężów i środowisko, w którym tkwiły, niesłychanie uwstecznione w stosunku do przeciętnej warszawianki. Pani Gomułkowa była przywożona czarną wołgą do nas, do ośrodka na miarę czy rozmowę z panią Grabowską. Czarna wołga podjeżdżała za narożnik naszego domu. Pani Zosia wysiadała właśnie tam, szła kilkadziesiąt kroków i wchodząc do Mody Polskiej udawała, że przypadkowo zajrzała do nas, spacerując po Warszawie. Później robiliśmy jakieś projekty dla niej. W trakcie rozmów zwykle kończyło się tym, że ma to być żakiecik z małymi klapkami, na trzy guziczki i mała spódniczka, więc projektowanie i wzorcowanie dla niej było kompletnie bez sensu. Nie przechodziła żadna propozycja wykraczająca poza uniform stewardessy. Inną rzeczą było, że krawcowa, krojczyni i szefowa ośrodka wsiadały do służbowego samochodu Mody Polskiej i jechały na miarę do pani Gomułkowej.
Ale były i bardziej fantazyjne damy. – To była żona premiera, niezwykle przystojna, inteligentna i ciekawa kobieta – mowa o pani Jaroszewiczowej. Ona przychodziła do Mody Polskiej jak klientka, zachowywała się normalnie, miała wyrobiony gust, ale to była osoba, która miała bardzo szlachetną przeszłość (także powstańczą). To był po prostu ktoś. I z nią byliśmy w luźnej komitywie. Pozwalaliśmy jej nawet (czego nie było w stosunku do innych) wchodzić do naszych magazynów z prawdziwymi skarbami – dodatkami, tkaninami do kolekcji. Ale i w jej przypadku kończyło się zwykle kolekcjami kostiumów i żakietów, dlatego że tego jej było najbardziej trzeba do wszystkich oficjalnych wyjazdów – opowiada projektantka.
Ale nie tylko żony oficjeli odwiedzały Modę Polską. Stałą jej klientką była też Irena Dziedzic, gwiazda ówczesnej telewizji. – Dla niej szyło się na miarę. To była bardzo ładna, zgrabna kobieta. Nie było żadnych problemów, żeby ją ubrać w sposób odpowiedni do funkcji, jaką pełniła, czyli osoby, która na siedząco musi wyglądać dobrze, szczególnie “od stolika w górę” – wspomina pani Kalina. – Później, kiedy prowadziła festiwale w Sopocie, również najczęściej ubierana był przez Modę Polską.
Zresztą o cały wizerunek, nie tylko prowadzących, ale i telewizyjnego studia zaczęła dbać wówczas Xymena Zaniewska. Ona także bardzo ściśle współpracowała z Modą Polską, a piękne modelki w strojach z najnowszych kolekcji często były uroczym “tłem” dla telewizyjnych rozmów.
Moda Polska miała także inne obowiązki. Na przykład przygotować prezenty dla odwiedzających Polskę zagranicznych pierwszych dam. – Przypominam sobie moment, kiedy odwiedziła nas Jovanka Tito i to przejęcie dyrekcji, żeby nawet kokarda na prezencie była odpowiednio wywiązana – wspomina projektantka.

Na łowy do Paryża

To nieprawda, że w czasach realnego socjalizmu projektanci oddzieleni byli całkiem od modowego świata żelazną kurtyną. Kiedy Moda Polska stała się przedsiębiorstwem, którym można się było pochwalić wśród zaprzyjaźnionych państw demokracji ludowej, projektantom pozwalano na krótkie wyjazdy, chociażby do stolicy Francji. Oczywiście towarzyszyło temu całe zamieszanie z dewizami, kontrolami, ale... było warto. – Przez pięć dni w Paryżu odwiedzaliśmy najbardziej renomowane domy mody (oczywiście wszystko pod ścisłą kontrolą) i mieliśmy czas, żeby poznać najnowsze trendy, czasem kupić jakieś formy, a później biegać po sklepach, żeby do rodzących się już w głowie własnych kolekcji kupić pantofle, materiały, dodatki (bo w kraju tego brakowało). W czasie takiego wyjazdu prawie nie spaliśmy. To była ciężka praca – wspomina Kalina Paroll.
A po powrocie trzeba było pracować błyskawicznie. Cała kolekcja, która miała ponad 100 wyjść, musiała powstać w ciągu 3 tygodni. - Po pokazaniu jej w Polsce jechaliśmy do Lipska, gdzie prezentowały się “bratnie” kraje. Dyrekcja Targów Lipskich czekała na nas z zapartym tchem. Byliśmy takim najlepszym akcentem na finał.
We wrześniu zaś w Modzie Polskiej zaczynał się nowy sezon i obowiązywało hasło “płaszcz dla Polki”. Te nowe rzeczy pojawiały się równocześnie w całym kraju we wszystkich salonach. Na początku tych salonów nie było wiele, ale później każde wojewódzkie miasto miało ambicje, żeby taki salon mieć co najmniej jeden.

Spółdzielcze laboratorium

Po Modzie Polskiej było laboratorium projektujące stroje dla krajowej spółdzielczości To pracując tam, podobno w nagrodę, Kalina Paroll pojechała na kongres mody do...Mongolii. – Po powrocie pytałam, kto mi to zrobił. To było straszne doświadczenie. Jednak demokracja ludowa w Polsce i w Mongolii to była przepaść. Projektantka mody, która przyjęła od nas drobne prezenty i pamiątki przywiezione z Polski, została z hukiem wyrzucona z pracy, a wszystko skończyło się okropną awanturą z udziałem wojskowych i tamtejszych kacyków.

Marylę Rodowicz ubrała w przedwojenną koszulę nocną ciotki, Skaldów w kamizelki “na lewą stronę”

Koniec lat 70. Kto nie oglądał wtedy Opola? Kalina Paroll także je oglądała, ale najdokładniej od strony garderoby amfiteatru. Na zaproszenie TVP miała bowiem nadzór artystyczny nad wyglądem (ubiorami) solistów i wszystkich grup wokalnych na trzech Festiwalach Polskiej Piosenki w Opolu. Wszyscy, którzy wówczas wychodzili na scenę, przechodzili przez jej ręce. I – trzeba przyznać – gwiazdy potrafiły czasem nawet ją – doskonale zorganizowaną osobę – zaskoczyć. W roku 1978 była odpowiedzialna za wizerunek wszystkich gwiazd, które występowały w koncercie laureatów Studia “Gama”. Jakie to były nazwiska? Anna Jantar, Maryla Rodowicz, Grażyna Łobaszewska, Irena Jarocka, Elżbieta Starostecka, Alibabki.
Spory stres zafundowała projektantce... nie kto inny, jak Maryla Rodowicz. – Przyjechała kilkanaście godzin przed koncertem i powiedział: pani Kalino, pani coś dla mnie wymyśli. No i wymyśliłam. Miałam wtedy ze sobą koszulę nocną z lat 30. mojej ciotki, pięknie przeszywaną koronkami. Ona zastąpiła bluzkę. Do tego była spódnica wykończona haftem, a na to narzucona kolorowa chusta. Do tego gitara i tak Maryla Rodowicz wyszła wówczas na scenę - wspomina.
Zaskoczyli także Skaldowie, którzy przyjechali do Opola, o zgrozo, w kamizelkach i spodniach wyszywanych w wielkie winogrona. – Nie mogłam ich tak wypuścić na scenę. Wypożyczyłam spodnie i białe koszule przywiezione dla orkiestry, w magazynach znalazłam świetne kamizelki garniturowe, które przewróciłam na lewą stronę (paskami do góry) i w nich ostatecznie wystąpili Skaldowie. Wyglądali świetnie. Później długo trzymali się tego wizerunku – opowiada pani Kalina.
Nie wszystko się wówczas szyło. Telewizja Polska dysponowała olbrzymimi magazynami z garderobą. Było w czym wybierać. Do Opola Kalina Paroll przyjechała z dwoma autobusami ubrań i krawcowymi, by na miejscu dobierać stroje. – Tam było absolutnie wszystko. To był raj dla projektantów. Wzięłam wszystko, co było potrzebne, łącznie z białymi frakami dla orkiestry.
Niektóre kreacje powstawały jednak na konkretną okazję. Kiedy Maryla Rodowicz miała zaśpiewać w Opolu piosenkę zaczynającą się słowami “Wsiąść do pociągu...”, Kalina Paroll wymyśliła jej suknię w deseń odwzorowujący ówczesne bilety kolejowe.
Ale bywały i gwiazdy, które pozwalały sobie na samodzielne przeróbki. - Renie Rolskiej, rewelacyjnie przystojnej i posągowo zbudowanej kobiecie, wymyśliłam suknię z białego atłasu. Na przymiarkach wyglądała jak gwiazda zza oceanu. Ale przed występem przybiegła i zakomunikowała, że... zapomniała stanika (jakoś udało się znaleźć go w salonie Mody Polskiej), a później okazało się jeszcze, że bez konsultacji ze mną dokonała własnych “poprawek” – zrobiła dodatkowe rozcięcie na boku, wypruła poduszki z ramion, które były esencją wymyślonego kształtu. Efekt... opłakany.

Sośnicka jak motyl

Już poza Modą Polską Kalina Paroll ubierała też Irenę Santor, Zdzisławę Sośnicką, Krystynę Prońko. – To było robienie kreacji pod konkretny recital i pod piosenki. I kolorystyka, i fasony były stworzone tak, aby artystka wyglądała zjawiskowo, pięknie - mowi.
- Najbardziej niezwykłą kreację wymyśliłam (i nie miałam pewności, że się to sprawdzi) dla Zdzisławy Sośnickiej. Była to kreacja przestrzenna. Teraz to są rzeczy oczywiste, ale wtedy nikt tego jeszcze nie robił. Panią Zdzisławę ubrałam w kreację do ziemi, wielopłaszczyznową, z jedwabiu milanowskiego, który najpierw kazałam ufarbować tonalnie (od głębokiej czerwieni do bladego różu). Od sukni z tyłu odchodziły dwa “skrzydła” podciągnięte pod sam sufit, do reflektorów. Artystka stała się czymś pomiędzy motylem a mieszkańcem innej galaktyki – opowiada projektantka. – Ponieważ pani Sośnicka wydała teraz nowy zbiór swoich utworów, być może znów wrócimy do współpracy.

Wyjątkowa klientka, oscarowa gala

Jest Rok 1994. Ewa Braun (wraz z Allanem Starskim) zdobywa Oscara za dekorację wnętrz do “Listy Schindlera”. To właśnie w pracowni Kaliny Paroll powstaje kolekcja strojów wieczorowych na oscarowe gale dla wybitnej scenografki. Później na salonach komentuje się, że Braun była doskonale ubrana.
Ale nie tylko na czerwonym dywanie spodobały się te projekty. Wcześniej, z kolegami z Mody Polskiej, kilka razy Kalina Paroll projektowała stroje dla polskiej reprezentacji na igrzyska olimpijskie. Nasi sportowcy na przykład zostali uznani za najlepiej ubraną ekipę na olimpiadzie zimowej w Sapporo.

Radzić ludziom, jak się powinni ubierać, czy też nie?

Pani Kalina Paroll wciąż zajmuje się modą. Kiedy zaczęła pracę na własny rachunek, założyła w Warszawie firmę, która doradzała kobietom, jak mają się ubierać. Z wiekiem przyszło też poczucie, że trafiła na zawód swojego życia. – Wydaje mi się, że jestem niezwykle tolerancyjna wobec otoczenia i osób, z którymi się spotykam. Nie staram się namówić kogoś, kto nawet idzie ze mną na zakupy (bo mam takie swoje ulubione klientki), tylko wskazuję, z której “półki” można skorzystać. Ten kolor, ta forma pantofla, widzę cię w tym przy twojej szyi, przy twojej talii, ale nie wywieram żadnej presji. Stykam się z osobami przede wszystkim pracującymi, i to pracującymi w dużym mieście (w Warszawie) i roztaczam nad nimi płaszcz ochronny, żeby znalazły w szafie wszystko pod hasłem: np. idę na rozmowę z profesorem, u którego będę pisać doktorat, idę na rozmowę w sądzie, na rozmowę ze zwierzchnikami, z ministrem.
Projektant mody czasem (a właściwie często) przeżywa rozczarowania, chociażby z powodu właśnie niedostosowania stroju do okoliczności. – Niedawno byłam zaproszona na spotkanie w Filharmonii Narodowej, gdzie Naczelna Rada Adwokacka obchodziła swoje 25-lecie. Przygotowano wspaniały koncert. Była też część oficjalna, podczas której zapraszano na scenę wyjątkowych mecenasów. Wśród publiczności była elita zamożnych ludzi ze swoimi kobietami. Miałam okazję ich obserwować i z przykrością muszę stwierdzić, że podziały były drastyczne. Młodzi prawnicy(ubrani nienagannie – w smokingach lub ciemnych garniturach) przyszli ze swoimi młodymi żonami ubranymi kuso, a nawet bardzo kuso. Do tego bardzo wysokie obcasy i bardzo często dekoltowana góra. Następna grupa to panie w kostiumach i żakietach (w wieku 40+), gdzie obcasy nadal, ale spódnice już koło kolana. Tu już się zaczynały nieostrzyżone, nieuczesane włosy, nieprzygotowane na tego typu uroczystość. No i najgorsza grupa niestety – nestorki palestry, zasłużone panie mecenas. To była ruina. W myślach chciałam podejść do jednej czy drugiej i powiedzieć: ja pani pomogę. Jakieś poncha opętane, które deformowały sylwetkę, dzianiny, frędzle, jakieś dziewiarskie spódnice z piekła rodem w kształcie dzwonu, jakieś buty “kopytka”, laczki, brak zainteresowania, czy należy mieć jasne czy ciemne pończochy i chęć ustrojenia dekoltu czymś ruchomym, jakimiś koralami, które przy dużym biuście nigdy nie będą wisiały po środku, tylko przemieszczą się na jedną pierś i będą stanowiły sygnał: “co się tam huśta pod spodem”. Patrzyłam na to i myślałam, skąd się to wszystko wyciąga? Z jakich szaf? A przecież na zaproszeniu było napisane: obowiązują stroje wieczorowe. I to była Warszawa, Filharmonia, pępek świata. Wydaje mi się więc, że poradnictwo moje i moich kolegów jest wręcz niezbędne – mówi Kalina Paroll.
- Moi znajomi proszą mnie zwykle o krytykę, więc w gruncie rzeczy prawie nikogo nie chwalę. Mówię więc: buty... fajnie, ale te sznurówki... Nie przesadzajmy z sygnałami: jestem młodsza niż wyglądam. To jest bez sensu. Tyle że tych osób, z którymi mogę tak wprost rozmawiać, nie jest wcale tak dużo. Oczywiście w tym wybieraniu rzeczy jest pewna zasada. Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czy np. do pracy można przyjść ubranym swobodnie, czy też obowiązuje jakiś kod i nie robić z tego nieszczęścia, jeżeli ten kod jest, ale tak ułożyć garderobę, żeby szybko i stosownie do okoliczności być gotowym do wyjścia – podpowiada projektantka i stylistka.
- Współpracowałam kiedyś z redaktorką, która w Modzie Polskiej zdobywała orientację o modzie, a teraz już jest wyrocznią na różnych konkursach – z panią Hanią Gajos (wydaje pismo “Rynki Mody”). Podczas któregoś ze wspólnych wyjazdów powiedziała mi: ja mam trzy córki i rano mam dla siebie zaledwie chwilę. Od dawna mam w szafie rzeczy powieszone kompletami do tego stopnia, że kiedy sięgnę do kieszeni, wiem, że znajdę tam klipsy – opowiada Kalina Paroll. I może to jest jakiś sposób.

Teraz, po wielu latach pracy w Warszawie, Kalina Paroll wróciła do Piotrkowa i jest gotowa podzielić się swoim doświadczeniem z młodymi, którzy chcieliby znaleźć swoje miejsce w świecie mody.

 

Anna Wiktorowicz

POLECAMY


Zainteresował temat?

2

3


Komentarze (0)

Zaloguj się: FacebookGoogleKonto ePiotrkow.pl
loading
Portal epiotrkow.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników. Osoby komentujące czynią to na swoją odpowiedzialność karną lub cywilną.

Na tym forum nie ma jeszcze wpisów
reklama
reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat