Ireneusz Krosny: Nie ma kogoś takiego, kogo chciałbym naśladować

Wtorek, 22 października 20131
Mawiają o nim, że jest najbardziej elastycznym człowiekiem w Polsce. Jego charakterystyczny ubiór – czarne getry i t-shirt znają w naszym kraju niemal wszyscy.
fot. Agawafot. Agawa

Nie można go pomylić z kimś innym. Ireneusz Krosny, twórca Teatru Jednego Mima, bawi publiczność od ponad 20 lat. W miniony weekend był jedną z gwiazd festiwalu Trybunały Kabaretowe 2013.

 

Panie Ireneuszu, tak przewrotnie zapytam, czy jest ktoś lub coś, czego nie jest pan w stanie zagrać na scenie?

Ireneusz Krosny: Oczywiście (śmiech), jest to na przykład nadmanganian potasu i jeszcze kilka innych rzeczy, których się nie da zagrać. Każdy język (także ciała) ma swoje plusy i minusy. Są mocne i słabe strony. Pantomima też ma swoje ograniczenia. Cała rzecz polega na tym, by takich niebezpiecznych stron unikać, wykorzystać te, gdzie język jest mocny, a ominąć wszelkie miny (mam na myśli miny wojskowe; śmiech), czyli takie rzeczy, które okazują się słabe do pokazania.

Od lat jest pan na scenie. Miałam przyjemność oglądać pana występ w Piotrkowie kilka lat temu. Aplauz publiczności dla pana z biegiem czasu nie gaśnie. Czy jednak ta sympatia widowni nie wywiera również presji?

Na pewno jest coś takiego. Zwłaszcza, gdy jest taka sytuacja jak ta tutaj na festiwalu, gdzie młode kabarety „ścigają” się na scenie o palmę pierwszeństwa, a następnie na zakończenie dają Krosnego i ten Krosny-weteran musi pokazać klasę. Z drugiej jednak strony jestem już 21 lat na scenie, a więc jest to kawał czasu i tych występów było tysiące, widowni było tysiące, tak że już jako takiej tremy szczególnej nie ma. Oczywiście jest świadomość konieczności szukania porozumienia z publicznością podczas występu, kim ta publiczność jest, jaki ma nastrój, poczucie humoru, czy jest zmęczona czy nie. Dzisiaj (20 października, niedziela; przyp. aut.) czułem lekkie zmęczenie widzów, wszak spędzili tu kilka godzin na sali, ale mimo to byli uważni, fajnie mi się grało w tym sensie, że wyłapywali niuanse, drobiazgi, tak, że to było przyjemne.

Skecz „Mucha” powalił publiczność na kolana. I w związku z nim chciałam zapytać, jak pan przygotowuje swoje skecze – czy jest to praca przed lustrem czy może z kamerą?

Zdecydowanie są to lustra. Mam taką salę treningową, gdzie mam jedną ścianę pokrytą lustrami i to jest moje podstawowe miejsce pracy. Czasem tak się zdarzy, jak na przykład w etiudzie „Rycerz i królewna”, gdzie wynurzam się po kawałeczku zza parawanu, tego nie jestem w stanie obserwować w lustrze więc nagrywam to na kamerę, by zobaczyć jak to wychodzi. Natomiast generalnie pracuję z lustrami. To jest moje podstawowe narzędzie pracy, potem jest już scena i widownia.

A czy przed tymi lustrami zdarza się panu uśmiać z samego siebie?

Nie. Z samego siebie nie. Natomiast jest to tak, że w 70% człowiek się spodziewa jak coś będzie odebrane przez publiczność. Potem jak już zaczyna się coś grać na scenie to dana etiuda jeszcze się zmienia, ewoluuje, jeszcze się dociera. I zdarzyły mi się takie tytuły, w których pokładałem jakąś nadzieję, ale na spektaklach „na żywo” wycofywałem je z obiegu. I były takie scenki, w które za mało wierzyłem, kiedy je tworzyłem, a kiedy zacząłem je grać to się okazywało, że chwyciły, i że są wykorzystywane regularnie. Z samego siebie człowiek raczej się nie śmieje. Natomiast największą radością i największym sensem tego zawodu jest ta widownia, która się bawi.

Skecz „Nauczyciel” – czy te zachowania podpatrzył pan u własnych pedagogów?

Oczywiście to jest jakaś wypadkowa szkoły, ale rzeczywiście są tacy nauczyciele, których jakby celem nie jest nauczyć ucznia tylko przyłapać, i to jest oczywiście pomyłka, bo nie na tym ten zawód polega. Nauczyciel powinien pomagać zdobywać wiedzę, a nie pognębiać biednego nastolatka. Suma jakichś negatywnych przykładów życiowych spowodowała, że postanowiłem uwiecznić to w formie scenki.

Nie mogę nie zapytać – czy pana rodzina, przyjaciele nie boją się, że pewnego razu na scenie zobaczą w pańskim skeczu odzwierciedlenie własnej osoby? Przecież to, co prezentuje pan na scenie to efekt obserwacji i swoistego podglądania innych, a jak wiadomo rodzina i przyjaciele są najbliżej „do podglądania”…

Oczywiście, że się boją. Nawet policjanci mówią, gdy mnie zatrzymają, że pewnie zaraz ich na scenie sparodiuję. Takie obawy istnieją nie tylko wśród najbliższych. Jednak rzadko się coś takiego zdarza, by bezpośrednio z życia coś wziąć przenieść żywcem na scenę. Raczej jakieś wydarzenie może być inspiracją, natomiast rzadko nadaje się jako gotowy scenariusz do scenki, bowiem to wymaga przepracowania i przerobienia na scenariusz pantomimiczny.

W Polsce nie ma szkół pantomimy, skąd w ogóle u pana pomysł na to, by zostać mimem? 

Rzeczywiście w Polsce szkół pantomimy z prawdziwego zdarzenia, takich działających na prawach szkoły, nie ma. Istnieje coś takiego, jak studium pantomimy, gdzie ktoś prywatnie zakłada warsztaty pantomimiczne i nazywa to studium. Działają one w różnych miastach. Natomiast generalnie mimowie w Polsce przez całe lata uczą się przy zespołach teatralnych. I ze mną było tak samo. Trafiłem do pierwszego teatru, do zespołu pantomimy jak miałem 14 lat i od tego czasu nieprzerwanie się tą pantomimą zajmuję. Biorąc pod uwagę fakt, że mam 45 lat, to od 31 lat zajmuję się pantomimą. To jest dość długi bagaż zawodowy. Inspiracja zaś była niezwykle dziwna, bowiem po raz pierwszy w życiu pantomimę zobaczyłem w telewizji. To był film kryminalny, nosił tytuł „Sto tysięcy słońc”, który do dzisiaj pamiętam, i był w nim fragment, gdzie inspektor prowadzący śledztwo przechodzi przez widownię teatru w trakcie trwania przedstawienia pantomimy. I przez chwilę jest pokazana scena z mimem w akcji. Ja miałem wtedy 12 lat. I to był moment, który był taką iskrą zapalającą, kiedy pomyślałem, że chciałbym tak umieć, jak ten człowiek na scenie. To była ta pierwsza myśl. Dwa lata później mój starszy brat szedł z liceum do teatru na przedstawienie pantomimy, i jak się dowiedziałem, że to będzie pantomima, to nielegalnie poszedłem razem z nim. I tam zobaczyłem to czego szukałem. Po spektaklu był ogłoszony nabór do zespołu i stałem się najmłodszym członkiem tegoż zespołu.

A idole? Czy ma pan takowych?

Nie. Idoli nie mam. Są ludzie, których podziwiam, których niektóre scenki podobają mi się szczególnie, natomiast nie mam kogoś takiego, kogo chciałbym naśladować. Powiedziałbym nawet, że wręcz przeciwnie. Wypracowałem sobie własny styl, staram się by mój ruch był jak najbardziej naturalny, zbliżony do ruchu, jakiego używamy w życiu. Owszem niektórzy mimowie mają mi to za złe, nawet mówią, że nie tak powinno się ruszać w pantomimie i tak dalej, ale ja wiem z mojego doświadczenia, że kiedy stosuję ruch bardziej klasyczny to szkodzi całemu wrażeniu jakie odnosi publiczność, więc mam swój styl, którym posługuję się świadomie. Dlatego też nie mam kogoś kogo bym chciał naśladować.

Przyglądając się pańskiemu występowi do piosenki zespołu Feel pt. „Jest już ciemno” odniosłam wrażenie, że jest pan nie tylko najbardziej elastycznym człowiekiem w naszym kraju, ale chyba nawet człowiekiem bez kości?

(Śmiech) Nie, nie jest tak, że bez kości. Wiadomo, że pantomima wymaga jakiegoś rozćwiczenia ciała, mam za sobą trzy lata akrobatyki sportowej na AWF-ie, także ta sprawność ogólna jakaś musi być. Mimo 45 lat szpagat jeszcze robię. To ciało cały czas jest używane, cały czas występuję więc ta sprawność musi być przeze mnie utrzymywana.   

À propos tych dwóch piosenek, które na koniec występu pan pokazał – co na to ich wykonawcy?

To w ogóle jest śmieszna historia, bo te piosenki zaczęły się od piosenki Edyty Górniak, do której „choreografia” powstała na jej prośbę. To ona do mnie zadzwoniła, że będzie robiła swój benefis na Top Trendy w Polsacie, i że gdzieś coś takiego widziała, i spytałą czy ja bym się podjął takiego „przetłumaczenia” jej piosenki na migową. Powiedziałem: - Dobrze! Zrobię to! Dała mi nawet wolną rękę, co do wyboru piosenki z jej repertuaru. Powiedziałem jej, że najbardziej znaną jest „To nie ja” i zrobiłem ten występ w jej obecności. To było tak, że na  koncercie ona czekała aż ja ten numer zrobię na scenie i na koniec mojego pokazu  wyszła zza kulis na scenę. To zostało na tyle dobrze przyjęte przez widownię i telewidzów, że następnie telewizja zaczęła zamawiać u mnie kolejne piosenki. I tak powstał Feel i parę jeszcze innych. Otworzył się więc taki nowy nurt, że co jakiś czas przerabiam jakąś piosenkę.

Jak długo, zdaniem Ireneusza Krosnego, uda mu się jeszcze bawić publiczność?

To pewnie będzie tak, że gdzieś, kiedyś zaczną się jakieś kontuzje, problemy zdrowotne, które mnie może wyłączą z występów. Natomiast mam taką przyjemność ze spotkania z publicznością, że to jest to coś, co jak sądzę pozwoli mi jeszcze jakiś dłuższy czas występować. Kiedyś nie będę w stanie zagrać wszystkiego, co kiedyś grałem, ale i tak sądzę, że uda się jeszcze grać prostsze rzeczy, nie wymagające rzucania się po całej scenie (śmiech). Dawanie takiej radości publiczności to jest coś, co jest najprzyjemniejsze w tym zawodzie, zwłaszcza, że pantomima nie ma barier językowych. Występuję po całym świecie, a taką jedną z największych przyjemności uznaję to, gdy gra się dla publiczności, która w ogóle człowieka nie zna, nigdy go na oczy nie widziała i nie ma zielonego pojęcia czego się spodziewać, wtedy pozyskiwanie serc tych ludzi jest właśnie tą przyjemnością. To są takie rzeczy, dla których się ten zawód uprawia.

 

Rozmawiała Agawa


Zainteresował temat?

3

0


Zobacz również

Komentarze (1)

Zaloguj się: FacebookGoogleKonto ePiotrkow.pl
loading
Portal epiotrkow.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników. Osoby komentujące czynią to na swoją odpowiedzialność karną lub cywilną.

ares1 ~ares1 (Gość)22.10.2013 17:31

Chyba jednak jest. Stara się pracować w UM :)))

00


reklama
reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat