Henryk - Człowiek z Żelaza

Sobota, 02 marca 20133
Startuje w biegach ulicznych, maratonach, duathlonach, triathlonach, a na sześćdziesiąte urodziny postanowił zrobić sobie prezent i zostać Iron Manem, chociaż tak naprawdę jest już nim od dawna.

Stał się nim wtedy, gdy poprzez biegi i starty postanowił walczyć z chorobą. Jest nim też każdego dnia, kiedy razem z kilometrami pokonuje własne słabości. Henryk Kępiński z bełchatowskiego klubu biegaczy Spartakus opowiedział, jak sport uratował go przed wózkiem inwalidzkim.

 

Kolarz, któremu zepsuł się rower

Kilkadziesiąt lat temu, Henryk Kępiński był obiecującym kolarzem. I pewnie do dziś zdobywałby medale w tej dziedzinie, gdyby los nie zadecydował inaczej. A wszystko zaczęło się od zepsutego roweru...
-W latach 70. próbowałem swoich sił w kolarstwie. Trenowałem w LKS Bełchatów. Potem znalazłem się w ekipie na Spartakiadę Wsi w Kutnie. Trenowałem, byłem przygotowany i… nie wystartowałem, bo zepsuł mi się rower. Szkoda mi było zupełnie odpuścić, więc wystartowałem w biegu na 3 km (były tam różne dyscypliny sportu, a wśród nich też biegi lekkoatletyczne) i zająłem 8 miejsce. Potem mój trener namówił mnie, bym zaczął trenować biegi - mówi Henryk Kępiński z grupy Spartakus.
I tak się zaczęło. Potem na swej drodze spotkał lekkoatletów z ówczesnej potęgi krajowej w tej dyscyplinie - Górnika Zabrze - i trenował wedle ich wskazówek. Zaczęły się starty i biegi na długich dystansach. Jednak nie nacieszył się sukcesami, bo pojawiły się kłopoty ze zdrowiem.

Do dziś ucieka przed wózkiem inwalidzkim

- Gdyby nie bieganie, to już dawno jeździłbym na wózku inwalidzkim - mówi Henryk.
Okazało się nagle, że obiecujący sportowiec zaczyna mieć kłopoty z chodzeniem.
- Z dnia na dzień było coraz gorzej, aż w końcu przestałem chodzić. Lekarze wykryli u mnie zapalenie stawu krzyżowo-biodrowego, zesztywniające zapalenie kręgosłupa i powiększenie mięśnia sercowego. Mało tego, po czasie, kiedy dowiedziałem się, że jestem chory, dodatkowo miałem wypadek i rozciąłem prawą dłoń. Myślałem, że to już koniec, ale nie poddałem się. Postanowiłem pojechać na mistrzostwa Polski dla inwalidów. Skonsultowałem to z kardiologiem, który powiedział: chcesz żyć, to musisz biegać. I tak do dziś uciekam przed wózkiem inwalidzkim, chociaż kardiolog kazał biegać, a reumatolog kategorycznie zabronił - opowiada Henryk Kępiński.
Henryk dobrze pamięta te zakazy reumatologa. Ten zabronił kategorycznie jakiegokolwiek ruchu. Sportowiec jednak zaufał swojej intuicji i postanowił zaryzykować.
- Jadąc na zawody, musiałem mieć podbitą kartę zdrowia. Mój lekarz nie chciał tego zrobić, ale znaleźli się tacy, którzy się zgodzili. Muszę przyznać, że trochę oszukiwałem tego mojego reumatologa. Oszukiwałem ortopedę. A w zasadzie to nie przyznawałem się, że biegam. Kiedy przychodziłem na kontrolę, kiwali głowami, dziwili się i mówili jeden i drugi: “Nie wiem, co pan robi, że choroba się zatrzymała, ale niech pan robi to dalej”. I robiłem, a raczej biegałem w tajemnicy przed lekarzami - mówi biegacz.
Tajemnica się wydała, kiedy posypały się nagrody. Kiedy w Bełchatowie wygrał maraton i gazety rozpisały się na temat Henryka Kępińskiego, lekarze przeczytali o swoim pacjencie.
- Dziwili się bardzo i przyznali, że w moich dolegliwościach zdarzają się takie przypadki (co prawda bardzo rzadko), że choroba się cofa lub przynajmniej zatrzymuje. Tak było w moim przypadku. Natomiast kardiolog powiedział, że ja najlepiej znam swoje ciało, swoje możliwości i będę wiedział, kiedy odpuścić. Śmiało mogę powiedzieć, że gdyby nie treningi biegowe, to już dawno jeździłbym na wózku inwalidzkim, bo przez bieganie, pływanie uruchomiłem biodra. Dziś moje stawy biodrowe są w bardzo dobrym stanie - dodaje spartakus.

Duathlony, triathlony i… Iron Man

Henryk Kępiński ma na swoim koncie tyle startów i tyle nagród, że nie sposób je wszystkie zliczyć. W swojej kategorii wiekowej niejednokrotnie stawał i staje na podium. Już z początkiem roku jego kalendarz wypełniony jest startami w różnych zakątkach Polski. Biega, pływa i jeździ na rowerze. Najbardziej dumny jest z mistrzostw Polski w duathlonie oraz z tytułu wicemistrza w duathlonie, którym stawał się niejednokrotnie. Dobrze pamięta też mistrzostwa Europy. To jednak dla niego za mało. Z okazji swoich sześćdziesiątych urodzin postanowił zdobyć tytuł Iron Mana.
- To już jest wyzwanie i trzeba się dobrze przygotować. Zresztą tak jak do duathlonu czy triathlonu. By zostać Żelaznym Człowiekiem, muszę przepłynąć 3800 m w jeziorze, bezpośrednio potem samotnie przejechać 180 km na rowerze, a na końcu przebiec maraton czyli ponad 42 km - mówi Henryk Kępiński.

Ten sport to walka z własnymi słabościami

Spartakus przyznaje, że ma ogromny szacunek do biegania. Ten sport nie tylko chroni go przed wózkiem inwalidzkim, ale też dodaje mu siły fizycznej i psychicznej. To wszystko przekłada się na życie codziennie i dla niego nie ma rzeczy niemożliwych.
- Niektórym jakieś problemy wydają się nie do rozwiązania. Dla biegaczy (dotyczy to też wielu innych dyscyplin sportu) wszystko jest możliwe. Ja zawsze szacuję, na ile mnie stać i realizuję swój plan. Nieważne, czy mnie coś boli, czy słabo się czuję. Postanawiam, że przebiegnę i robię to, choćby się waliło i paliło - mówi sportowiec.

Niedzielny biegacz

Choć na co dzień realizuje swój własny plan treningowy, to w każdą niedzielę bierze udział w biegach z innymi członkami klubu Spartakus organizowanych w niedzielne poranki właśnie przez nich.
- Bardzo lubię te dni. Mam okazję spotkać się z innymi ludźmi, kolegami z klubu, pogadać - dodaje.
Henryk twierdzi, że trzeba umieć biegać, by w późniejszym wieku uniknąć kontuzji. Dlatego jego obecność na niedzielnych treningach jest cenna. Doradzi, podpowie, nauczy.
- Moja choroba zmusiła mnie, bym nauczył się biegać tak, by nie obciążać zbytnio stawów. Niektórzy biegają na piętę, zbijając staw biodrowy. Wypracowałem to i chętnie służę radą innym. Technika biegania jest bardzo ważna i ten sport trzeba uszanować - dodaje.
Henryk Kępiński każdego roku ma około 20 startów w całej  Polsce. Bywa, że tuż po maratonie, dwa dni później biegnie kolejny lub bierze udział w triathlonie. Chciałoby się powiedzieć: Człowiek z Żelaza.


Ewa Tarnowska-Ciotucha

POLECAMY


Zainteresował temat?

2

1


Komentarze (3)

Zaloguj się: FacebookGoogleKonto ePiotrkow.pl
loading
Portal epiotrkow.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników. Osoby komentujące czynią to na swoją odpowiedzialność karną lub cywilną.

abc ~abc (Gość)03.03.2013 09:14

Oby więcej takich ludzi, którym coś się chce, którzy nie narzekają tylko realizują swoje cele. Panie Henryku ogromny ukłon w Pana stronę.

00


ffg ~ffg (Gość)02.03.2013 20:46

Brawo, życzę dalszych sukcesów!

00


bbb ~bbb (Gość)02.03.2013 11:14

Podziwiam człowieka. Wielki szacun.

00


reklama
reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat