Jacek Sokalski nie ukrywa satysfakcji z decyzji sądu, ale przyznaje, że nie chce przywrócenia go na stanowisko. - Jestem zadowolony z decyzji sądu, to duża satysfakcja z tego, że wyrok jest, jaki jest. Udowodniłem, że dokumenty, na podstawie których mnie odwołano były bardzo naciągnięte. W uchwale Zarządu Województwa twierdzono, że przekroczyłem pewne uprawnienia, złamałem przepisy, a okazało się, że Urząd Marszałkowski nie był w stanie udowodnić i wykazać, jakie przepisy miałem rzekomo przekroczyć. Sąd to podkreślił i jest to bardzo ważne. Poza tym przy odwoływaniu mnie ze stanowiska dyrektora nie spełniono wymogów ustawy, czyli nie konsultowano się ze stowarzyszeniami, które działały lub współdziałały ze mną i z Łódzkim Domem Kultury, tylko szukano gdzieś po Polsce stowarzyszeń, które nie miały nic wspólnego z działalnością ŁDK. A trzeba podkreślić, że z kierowaną przeze mnie instytucją współpracowało około 40 stowarzyszeń. Nie sięgnięto do nich i to było celowe - podkreśla Jacek Sokalski.
Na odwołanie dyrektora miał mieć też wpływ audyt, jaki przeprowadzono w Łódzkim Domu Kultury. Jego wyniki nie potwierdziły zarzutów Zarządu Województwa Łódzkiego. Audyt wykazał bowiem, że w 2018 roku kierowana przez Jacka Sokalskiego instytucja przyniosła dzięki swojej działalności ponad 154 tysiące złotych zysku. Jak mówi Jacek Sokalski - audyt nie wykazał żadnych nieprawidłowości. Wręcz przeciwnie, był korzystny i dla mnie i dla instytucji. Całe działanie było, jak widać tendencyjne i cieszę się, że wykazał to sąd.
Czy zatem istnieje szansa na przywrócenie zwolnionego dyrektora na stanowisko w ŁDK? - Jest to już niemożliwe, ale nawet gdyby była taka możliwość, to bym z niej nie skorzystał. Nie wyobrażam sobie dalszej współpracy z wicemarszałkiem Zbigniewem Ziembą - zakończył Jacek Sokalski.