Bycie autostopowiczem to dość specyficzny sposób podróżowania.
Podczas ostatniej wyprawy spędziłem dwa miesiące z plecakiem, który tak naprawdę był całym moim światem. Można w tym czasie odkryć siebie, ale też poznać ciekawych ludzi czy kultury, o których dotychczas jedynie czytałem w książkach czy Internecie. Spotkanie z nimi twarzą w to zupełnie coś innego. Poza tym zaplanowanie podróży we własnym zakresie jest dla mnie najlepszym rozwiązaniem. Nic mnie nie ogranicza, więc każdy dzień mogę sobie zaplanować w taki sposób jaki najbardziej mi się podoba.
Trasa była z góry zaplanowana czy panowała pełna spontaniczność?
Kraje, przez które podróżowałem były zaplanowane z góry bo tego wymagały gdzieniegdzie przepisy wizowe. Jednak miejsca i atrakcje, które udało się zobaczyć na terenach każdego z nich mogłem wybierać na bieżąco. Z Warszawy ruszyliśmy na Litwę, następnie do Łotwy i Rosji. Później czekała nas podroż Koleją Transsyberyjską. Za jej pośrednictwem dotarliśmy do Mongolii, skąd przemieszczaliśmy się kolejno do Chin, Laosu, Tajlandii, Malezji i Singapuru.
W trasie zdarzyły się jakieś ciekawe sytuacje?
Takie sytuacje były codziennie. Może to zabrzmi nietypowo, ale kolor naszej skóry bardzo nam pomagał. Ułatwiał na przykład złapanie stopa, choć nie tylko. W jednym z Chińskich miasteczek poszliśmy do parku rozrywki i staliśmy się jedną z głównych atrakcji. Ludzie regularnie podchodzili do nas żeby zrobić sobie wspólne zdjęcie. Również w Mongolii spotkaliśmy się z życzliwym choć nietypowym przyjęciem. Pewien człowiek zaprosił nas do swojego mieszkania i stwierdził, że przyrządzi nam typową mongolską zupę. Zaprosił nasze koleżanki do kuchni, poinstruował je jak mają przyrządzić danie, a sam wrócił do nas. W momencie kiedy obiad był gotowy przejął inicjatywę i wazę mówiąc - Proszę, przygotowałem wam nasz narodowy posiłek – mimo, że specjalnie nie napracował się przy gotowaniu.
Najwięcej czasu spędziliście w Tajlandii. Jak można opisać ten kraj?
Tajlandia jest najbardziej liberalnym krajem spośród tych, przez które przejeżdżaliśmy. Jest również monarchią, w której na każdym kroku widać niezwykłe oddanie i szacunek dla króla. Poza tym jej mieszkańcy są niezwykle przyjaźni i gotowi do niesienia pomocy. Spośród miejsc, które udało mi się zobaczyć na pewno polecam wizytę w sanktuarium dla słoni w Chiang Mai. W tym miejscu te zwierzęta przeżywają godziwą starość. Turyści za odpowiednią opłatą mogą się nimi zaopiekować. Warto odwiedzić również tajlandzkie wyspy. Mnie udało się być na Phuket oraz nieopodal Krabi. To kurorty tłumnie odwiedzane zwłaszcza zimą bo wtedy trwa tam sezon turystyczny.
Dwumiesięczna podróż wydaje się być wyczerpująca m.in. pod względem finansowym.
Nie koniecznie. Lwią część kosztów stanowiły opłaty wizowe. Oczywiście musieliśmy też zakupić sobie bilety powrotne z Singapuru bo wracaliśmy już samolotem. Dodatkowo trzykrotnie jechaliśmy pociągiem. Trzeba pamiętać o szczepieniach i lekach antymalarycznych. Natomiast w czasie samej podróży oprócz wspomnianych niezbędnych kosztów wydaliśmy około 2000 - 3000 zł. Na dwa miesiące to chyba niewiele. Sama Tajlandia jest bardzo tanim krajem. Za około 5 zł można zjeść porządny obiad, ale co ciekawe bardzo drogie są zwykłe frytki, za które wydamy równowartość 12 zł.
Co oprócz wspomnianych frytek zjemy w Tajlandii?
Typowym daniem jest pad thai, czyli smażony makaron z woka z jajkiem, krewetkami i innymi składnikami. Łączy w sobie słodki, słony i kwaśny smak. Często możemy spotkać dania z ryżem – nie zawsze białym. Standardowo je się też kurczaka z warzywami, świeże owoce i oczywiście owoce morza. Dania kuchni tajlandzkiej zwykle są bardzo ostre, ale i naprawdę smaczne.
Adam dopiero co wrócił do Polski, ale pasja do odkrywania nowych zakątków świata nie pozwala mu długo usiedzieć na miejscu. Jest już w trakcie swojej kolejnej podróży. Tym razem wyleciał do Maroka by poznawać kulturę i zwyczaje ludzi zamieszkujących Afrykę.