- W swojej 40-letniej pracy odebrałem kilka tysięcy różnych porodów. Ale w tym roku mamy już drugi poród w szopce przyklasztornej – mówi weterynarz Zbigniew Skrzek.
Owieczka przyszła na świat ok. godz. 13 w czasie... mszy. - Śmiejemy się, że z sali świętego Franciszka zrobimy porodówkę – mówi brat Cherubin Pniewski z klasztoru ojców Bernardynów. - Jesteśmy zaskoczeni, przez 15 lat nic takiego się nie działo, a w tym roku Pan Bóg nam błogosławi, bo mówi się, że jak gospodarzowi trzoda się rodzi to oznacza błogosławieństwo na cały rok.
Kolejne narodziny w naszej szopce to wydarzenie nie mające precedensu. - Pamiętam, jak udzielałem pomocy porodowej łani (samica jelenia – przyp. red.), to było w lesie, zwierzę zauważyli spacerujący ludzie - wspomina Zbigniew Skrzek. - A w tym roku mamy już drugie niezwykłe narodziny – 2 stycznia urodził się koziołek, a 3 stycznia na świat przyszła owieczka. W obydwu przypadkach płeć jest męska, czyli mówiąc „po ludzku”, przyszli na świat chłopcy.
Porody przebiegały w sposób prawidłowy. Zwierzątka przyszły na świat wyłącznie dzięki siłom natury. Również owieczka, tak jak wcześniej koziołek, trafiła do ciepłego pomieszczenia. Młode zostały przyjęte przez matki.
Warto dodać, że zarówno w przypadku kozy, jak i owcy mamy do czynienia ze zwierzętami z odzysku. Zostały one bowiem odebrane ludziom, którzy albo o nie nie dbali, albo nie mieli już sił, aby o nie dbać. Koza – jak mówi weterynarz – jest już w dodatku leciwa. - Dziwię się, że ona w ogóle była w ciąży – dodaje Z. Skrzek. - Owca jest młodsza, ale też z odzysku. Dzięki Bogu mamy kogoś takiego jak brat Cherubin, który nad tym czuwa. Jeśli tylko coś mu się nie podoba, dzwoni do mnie, ja przyjeżdżam i problem rozwiązujemy.
Zarówno koziołek, jak i owieczka trafią do osady w Kole, a w przyszłym roku zapewne znów trafią do szopki, tam gdzie przyszły na świat.