Autostopem i Koleją Transsyberyjską chcieli przemierzyć Azję i Malezję, z początkiem lipca rozpoczęli swą spektakularną podróż. Piotrkowianin Adam Miśkiewicz i troje jego przyjaciół – Marcin, Nadia i Zosia dotarli już do Mongolii. Ponieważ Radio Strefa FM i portal epiotrkow.pl patronują medialnie wyprawie młodych podróżników, zamieszczamy pierwszą z relacji, jaką przesłał do nas Adam.
Za nami 6 tys. kilometrów
Pierwszą część naszej autostopowej podróży do Singapuru kończymy stając w kolejce do odprawy paszportowej w Kiakhcie – na granicy pomiędzy Rosją a Mongolią. Za nami sześć tysięcy kilometrów. Jest 12 lipca – dwunasty dzień naszej podróży. Przejechaliśmy do tej pory przez Litwę, Łotwę i Rosję. Od samego początku towarzyszy nam wiele szczęścia. Do Mongolii dotarliśmy po zaledwie dziewięciu stopach. W ciągu dnia rozdzielamy się – ja jadę z Zosią, a Marcin z Nadią. Mimo tego, każdą noc do tej pory udało nam się spędzić wspólnie.
Litwa – Łotwa – Rosja
Pierwszego stopa złapaliśmy pod Warszawą, skąd udaliśmy się do Suwałk, gdzie czekał na nas obiad i mały prezent przygotowany przez wspierający naszą wyprawę Browar Północny. Po obfitym obiedzie (za którym najpewniej będziemy tęsknić przez najbliższe dwa miesiące), ruszyliśmy łapać stopa w kierunku Litwy – po zaledwie pięciu minutach wsiadamy do niemieckiego busa, który dowozi nas do miejscowości Marijampole, po krótkiej pogawędce z mieszkańcami wsi rozbijamy namioty pod laskiem. Następnego ranka budzi nas deszcz. Niewiele jest rzeczy gorszych w stopowaniu niż stanie z wyciągniemy kciukiem w chłodnym deszczu. Tego dnia przejeżdżamy zaledwie 40 kilometrów i ponownie rozbijamy namioty. Kolejny poranek wydaje się być dla nas bardziej łaskawy, pada mniej, jednak o północy zacznie obowiązywać nasza dziesięciodniowa, rosyjska wiza, musimy więc dostać się jak najbliżej granicy, żeby możliwie blisko północy wjechać do Rosji. Naszym celem jest łotewsko-rosyjskie przejście graniczne, Burachki – około 350 km do przejechania. Wychodzimy na drogę i znów uśmiecha się do nas szczęście: po pięciu minutach zatrzymuje się furgonetka, z kierowcą umiemy jedynie porozumieć się co do miejscowości, ale okazuje się że zawiezie nas na Łotwę, około 80% dystansu. Po zjedzeniu obiadu łapiemy tira, który dowozi nas do samej granicy. Jest 13.00, a to oznacza, że mamy jedenaście godzin na prysznic, pranie, a nawet możemy pooglądać sobie mecze mistrzostw świata. Po godzinie dojeżdża Nadia i Marcin, rozpoczynamy luźną pogawędkę z jednym z Rosjan, który wybiera się do swojego domku na Syberii: "Trzy dni prosto, a potem w prawo". Około 18 składa nam propozycję nie do odrzucenia - weźmie naszą czwórkę wprost do Moskwy. My też mu się przydamy - ma dużą przyczepkę z bagażem, a prawo pozwala na zaledwie 60 kg/osobę. Następnego dnia około 14 meldujemy się w naszym moskiewskim hostelu. Odpoczywamy, a kolejny dzień poświęcamy na zwiedzanie stolicy Rosji. Jest ogromna, ciekawa i nieco znajoma.
Kolej Transsyberyjska
6 lipca ze stacji Moskwa Jarosławska zabiera nas kolej, którą przez całą Syberię dojedziemy aż do Irkucka. W pociągu jesteśmy przez 3 dni i 4 noce. Początkowa ekscytacja ustępuje miejsce monotonii, a czas mija leniwie – wypełniają go czytanie książki, sen i rozmowa. W naszym przedziale jadą głównie starsze osoby, które są dla nas bardzo przyjazne i chętnie z nami rozmawiają. W Rosji naszą super mocą jest język polski, dzięki niemu rozumiemy Rosjan i odwrotnie. Za oknem dominuje widok lasów. Wysiadamy w Irkucku, miasto przypomina Łódź sprzed 15 lat. Po chwili udaje nam się znaleźć bar mleczny, w którym jemy rosyjski obiad, a następnie wyjeżdżamy na obrzeża, żeby dojechać nad jezioro Bajkał. Do pokonania nieco ponad 200 kilometrów. Naszym pierwszym stopem okazuje się dźwig drogowy, który przewozi nas żółwim tempem około 50 km. Następny samochód łapiemy po 5 minutach i po 2 godzinach spotykamy się z Nadią i Marcinem w umówionym miejscu. Ta noc jest wyjątkowa - Marcin poprosił Nadię o rękę. Po przygodach w kolei ustaliliśmy z Zosią, że na czas podróży będziemy odpowiadać mężczyznom, że jesteśmy po ślubie.
Znad Bajkału na granicę mongolską
Zachód słońca nad jeziorem Bajkał wygląda majestatycznie. Słońce leniwie chowa się za horyzontem, a my idziemy spać w naszych namiotach. Rano chcemy zobaczyć wschód – budziki nastawione na 3.30. Niestety, jedyne co widzimy rano to chmury i deszcz. Cali mokrzy zwijamy więc nasze namioty i ruszamy w dalszą drogę. Wyciągamy kciuki i mokniemy w chłodnym deszczu przez ponad pół godziny. Chcemy dojechać do Ułan Ude. Nagle znikąd pojawia się kierowca tira, który prowadzi nas kawałek do swojej ciężarówki. Jedzie (a właściwie jadą w trójkę) z Kazachstanu do Władywostoku – osiem dni drogi. Kierowcy są bardzo towarzyscy i dają nam na drogę melona, których mają całą chłodnię. W Ułan Ude czeka na nas Maria, która oferuje nam darmowy nocleg. Jej dzieci są bardzo podekscytowane kontaktem z Europejczykami. Specjalnie dla nas Maria ściągnęła „tłumaczkę” z polskiego kościoła w Irkucku – siostrę Zofię, która w ubiegłym roku była nawet w piotrkowskim kościele Panien Dominikanek na rekolekcjach. Dzieci Marii są fantastyczne. Następnego ranka jedziemy na stację, gdzie wsiadamy do busa, który dowiezie nas do Kiakhty – na granicę z Mongolią. Na przejściu granicznym czekają mongolskie samochody, które za około 10 zł za osobę przewiozą nas przez granicę.
Ciąg dalszy nastąpi...
z pozdrowieniami dla czytelników epiotrkow.pl
Adam, Zosia, Nadia i Marcin