Z pozoru może się wydawać, że małe sklepy nie mają szans z dużymi marketami. Epidemia sprawiła, że ludzie w obawie przed zakażeniem koronawirusem unikają dużych skupisk ludzi, więc zakupy robią w lokalnych sklepach. - Dużo klientów, szczególnie starszych osób, woli przyjść do naszego sklepu, bo czują się tutaj bezpieczniej niż w dużych marketach - mówi pani Mirosława, sprzedawczyni w sklepie spożywczym w Laskach w gm. Wola Krzysztoporska. - Przestrzegamy wszystkich zasad, klamki są dezynfekowane, a przestrzeń między sprzedawcą a klientem jest odgrodzona szybą. Dbamy o czystość lady, terminala. Czasami klienci żartują, że pachnie tutaj szpitalem. Nie ma też kolejek, co również jest zaletą dla kupujących. Nie mogę narzekać na brak klientów. Dziennie obsługujemy około 50 - 60 osób. Może to kwestia lokalizacji sklepu - dodaje.
Nie wszędzie jest tak kolorowo. Inaczej sytuacja wygląda w pobliskim Blizinie. - Sprzedaż zmniejszyła się o 50% w stosunku do tego, co było wcześniej. Najczęściej klienci kupują pieczywo i to, czego najpilniej potrzebują, bo większe zakupy robią już w marketach. Sprzedaż nie jest intensywna, więc nie ma mowy o kolejkach - mówi pani Kamila, której mąż jest właścicielem sklepu i dodaje: - My, prowadząc mały sklep, możemy liczyć tylko na okolicznych mieszkańców. Nie jest to duża miejscowość, poza tym nie przejeżdża tędy dużo osób, więc rzadko się zdarza, że ktoś z zewnątrz robi u nas zakupy. Patrząc na poprzednie lata, pierwsze trzy miesiące roku zawsze były martwe. Liczę, że epidemia jak najszybciej się skończy i wrócimy do normalności. Każdego dnia obsługujemy około 30 klientów. Dzieci nie chodzą do szkoły, więc to też w pewien sposób odbija się na naszej działalności.
Gdy pojawiły się informacje o pierwszych zakażeniach koronawirusem w Polsce, sklepy, a zwłaszcza markety, przeżyły prawdziwy szturm. Klienci masowo wykupywali artykuły spożywcze z długim terminem ważności i… papier toaletowy. Czy podobnie było w małych, wiejskich sklepach? - Kiedy cała sytuacja związana z epidemią dopiero się zaczynała, to nie zauważyłam, żeby nagle półki w sklepie opustoszały. Rzeczywiście dużym powodzeniem cieszyły się takie produkty jak kasza czy ryż. Brakowało nawet tych artykułów w hurtowniach, jednak wszystko szybko wróciło do normy. Zauważalne za to były podwyżki cen tych produktów - wyjaśnia pani Mirosława. Wraz z trwaniem społecznej kwarantanny zmieniły się także preferencje klientów. - Papier toaletowy nie jest już tak rozchwytywany. Makaron i ryż podobnie. Teraz na topie są mrożonki i wszystko to, co paczkowane, na przykład wędliny. Na popularności zyskały też dżemy, kremy do smarowania pieczywa i płatki. Poza tym na fali są teraz drożdże i mąka, czyli to, co przydaje się do samodzielnych wypieków. Częściej sprzedaje się też nabiał. Wyraźnie spadła za to sprzedaż alkoholu, bombonierek czy drogich czekolad. Nie ma również tzw. zakupów impulsowych, czyli klient przychodził tylko po batonik, coś do picia albo słodką bułkę - tłumaczy pan Maciej, który prowadzi sklep spożywczy w okolicach Sulejowa.
Właściciele sklepów i sprzedawcy uważają, że klienci poważnie podchodzą do wprowadzonych obostrzeń. Zakupy robią w rękawiczkach, mają też obowiązkowe maseczki ochronne. - Pamiętam jak przyjechało do mnie małżeństwo, pytali czy mogą wejść do sklepu razem - mówi pani Mirosława. - Większość klientów płaci kartą, zdecydowanie liczba elektronicznych transakcji zwiększyła się od momentu epidemii. Wiadomo, że osoby starsze nadal płacą gotówką - dodaje.
Dobrym pomysłem, zdaniem właścicieli i sprzedawców, było wprowadzenie tzw. godzin dla seniorów. Między 10 a 12 obsługiwane są wyłącznie osoby powyżej 65. roku życia. - Z naszego punktu, czyli obsługi i właścicieli sklepów, jest to bardzo dobre rozwiązanie. Rozładowało to poranne natężenie ruchu, a co za tym idzie, skróciły się kolejki. Niestety nie wszyscy seniorzy korzystają z tej możliwości, a tak naprawdę to dla nich duże ułatwienie, bo wtedy pracownicy sklepu mają więcej czasu na pomoc i doradzenie klientowi. Zauważyłem, że osoby starsze, które robią zakupy między 10 a 12, czyli w godzinach dla seniorów, mają przygotowaną listę zakupów, aby ograniczyć wizyty w sklepie i nie narażać się na ewentualne zakażenie. Są jednak i tacy, którzy przychodzą do sklepu dla rozrywki, kilka razy dziennie na małe zakupy. Co do samych godzin, uważam, że są odpowiednio dobrane. Osoby, które pracują i tak nie korzystają wtedy ze sklepu. Z kolei osoby bezrobotne lub na urlopach spokojnie dadzą radę zrobić zakupy bez tych dwóch godzin dziennie - mówi pan Maciej. - Przed epidemią osoby starsze potrafiły pojawiać się w naszym sklepie nawet 5 razy dziennie. Teraz wydaje mi się, że bardziej odpowiedzialnie podchodzą do sprawy robienia zakupów. Starają się dobrze przygotować listę, aby nie przychodzić tak często, tylko za jednym razem zrobić porządne zakupy - tłumaczy pani Mirosława.
Warto robić zakupy w małych, lokalnych sklepach. To pomoże właścicielom utrzymać działalność i przetrwać ten niezwykle trudny czas.