Muszę zacząć od tego pytania. Twój ulubiony teleturniej to... ?
Z racji tego, że 9 razy byłem w "Jaka to melodia", to chyba właśnie ten. Ale "1 z 10" ma trochę inny format, to bardziej poważny teleturniej, a "Jaka to melodia" jest programem rozrywkowym. Można się w nim pośmiać, powiedzieć coś głupiego. Tak bym to zestawił.
To akurat te dwa teleturnieje, w których brałeś udział.
W innych mi się jeszcze nie udało. Zgłaszałem się do "Milionerów", ale nikt się do mnie jeszcze nie odezwał. Zgłosiłem się też z tatą do "Postaw na milion" i wysłałem SMS-a, ale nie przyszła nawet żadna automatyczna odpowiedź. Na ten moment to tyle.
Wielu ludzi oglądających teleturnieje i zmagania uczestników zapewne myśli sobie: "spisałbym się lepiej, chętnie bym się tam sprawdził", ale jednak tego nie robią, nie zgłaszają się na castingi. Ty postanowiłeś to zrobić, spróbować. Co Cię do tego skłoniło?
Teleturnieje powstały w latach, kiedy byłem jeszcze bardzo mały i oglądałem je w sumie od dziecka. Lubię rywalizację, lubię sprawdzać swoje umiejętności, więc pomyślałem sobie "Co mi szkodzi? Pójdzie źle, to pójdzie źle, a jeśli uda się dobrze wypaść, to będzie sporo radości”. Postanowiłem się zgłosić, poszukałem w internecie, w jaki sposób można dostać się do programu, jak wyglądają eliminacje.
Brałeś udział w piotrkowskich castingach?
Nie, w przypadku "Melodii" jechałem do Torunia, a eliminacje do "1 z 10" są w Warszawie, a nagrania w Lublinie. Kiedy jechałem na eliminacje do "Jaka to melodia", nie dawałem sobie zbyt dużych szans, bo - wiadomo - trzeba mieć duży refleks, a ja oglądałem ten program właściwie tylko dla rozrywki, a nie po to, żeby się uczyć czy dobrze wypaść. Pierwszy odcinek zakończył się w ten sposób, że nie odgadnąłem żadnej piosenki.
Nie czułeś się zniechęcony?
Właśnie nie. Dobrałem złą taktykę, bo chciałem słuchać dłuższych fragmentów muzyki do odgadnięcia, a rywalizowałem z dwoma bardzo dobrymi zawodnikami, którzy wyprzedzali mnie i odgadywali muzykę, którą znałem. Pomyślałem sobie, że jeśli lepiej się przygotuję, to się do tego nadam.
Ważne jest też chyba poleganie nie tylko na tym, co usłyszysz, ale także na pewnej wiedzy na temat wykonawców. W kategorii "Ryszard Rynkowski" masz już w głowie pewną bazę utworów.
...którą oni mają w programie. Wiem, która piosenka na pewno się nie przytrafi, a której mogę się spodziewać. Najważniejsze są charakterystyczne, początkowe dźwięki. Jakiś bęben, gitara i można skojarzyć, co pasuje do jakiego utworu.
Ale gotowej bazy utworów nie ma.
Można ją sobie utworzyć. Mój tata nagrywa mi odcinki na dekoderze, a potem je sobie odtwarzam.
Sprytna taktyka.
Z tego co wiem, robi tak większość graczy. To nie jest tak, że jak się słucha dużo muzyki, to można iść do "Jaka to melodia?" i dobrze wypaść, bo utwory w teleturnieju brzmią inaczej niż np. na YouTube czy w innym serwisie.
Był jakiś sukces?
Dwukrotnie wygrałem odcinek, ale nie udało mi się zdobyć głównej nagrody. Dotarłem do czwartej rundy, w której zostajesz sam i masz 30 sekund na odgadnięcie 7 utworów. Raz zabrakło mi jednego z utworów, a raz - dwóch.
Z kolei "1 z 10" to praktycznie ostatni z klasycznych, bazujących na wiedzy teleturniejów. Nawet w "Milionerach" są elementy rozrywki – koła ratunkowe dla uczestnika, udział publiczności. Czym skłonił Cię "1 z 10"? Jak się zakończył Twój udział?
Poległem na ostatnim pytaniu przed finałem, więc byłem czwarty. Byłem zadowolony, ale miałem też niedosyt, bo to jednak tylko krok od podium... Ale jak na pierwszy raz w tym programie, było naprawdę dobrze.
A jakie masz wrażenia z planu obu teleturniejów? Robert Janowski wydaje się bardzo otwarty, a Tadeusz Sznuk ma opinię dżentelmena i nestora polskiej telewizji.
I Robert taki właśnie jest. Niesamowity plus ekipy nagrywającej "Jaka to melodia?" jest taki, że wszyscy mówią sobie po imieniu – czy dyrektor, czy reżyser, czy Robert. Atmosfera jest bardzo koleżeńska. Z kolei pan Sznuk to bardzo sympatyczny człowiek, który przed rozpoczęciem nagrań rozmawiał z najbardziej zestresowanymi uczestnikami i próbował ich uspokoić.
Ta adrenalina rzeczywiście jest?
Na początku tak, ale po kilku minutach zupełnie zapominasz o stresie i żyjesz tylko grą.
Wiem, że są uczestnicy, którzy można określić mianem "etatowych" – takich, którzy przewijają się od jednego teleturnieju do drugiego i niejako traktują je jako sposób na życie. Jak jest w Twoim przypadku?
Moje pierwsze udziały w obu teleturniejach zakończyły się tym, że wróciłem praktycznie z niczym. W "1 z 10" wszyscy poza pierwszą trójką dostają jedynie pamiątkowe zdjęcie, ale dalej czułem z tego powodu wielką przyjemność i chęć ponownej rywalizacji.
Gdybyś miał zachęcić kogoś, kto chciałby sprawdzić się w teleturnieju, ale nie czuje się dostatecznie na siłach, co byś mu powiedział?
Warto się sprawdzić, zobaczyć, na co kogo stać i nie obawiać się, że pójdzie źle. To żaden powód do wstydu, bo przynajmniej możesz sobie powiedzieć, że spróbowałeś i miałeś tę odwagę, której brakowało innym, którzy chcieliby wziąć udział w rywalizacji, ale jednak tego nie zrobili.
Rozmawiał MarJa