Przewaga rywala była miażdżąca od pierwszych minut spotkania. Kielczanie wyszli na boisko zmotywowani i bez trudu zdobyli 12 bramek, podczas gdy Piotrkowianin... tylko jedną. Drużyna Vive w ataku prawie się nie myliła - podczas pierwszej połowy zanotowała tylko jeden błąd techniczny i 7 nieskutecznych rzutów. Poza tym Sławomir Szmal niemal "zamurował" bramkę. Dopiero po kwadransie gospodarze zaczęli zdobywać punkty - szczególnie skuteczni okazali się Artur Urbański, Piotr Rutkowski i Mateusz Góralski. Zawodnicy Dimy Zinchuka popełniali jednak ogromną liczbę błędów technicznych, łatwo gubili piłkę i nie potrafili wyprowadzać szybkich akcji. W efekcie pierwsza połowa spotkania zakończyła się wynikiem 26:10.
Po przerwie Piotrkowianin prezentował się nieco lepiej. Zawodnikom udało się wykorzystać podwójne osłabienie rywala i po trafieniach Marcina Tórza z rzutów karnych nieco zmniejszyli stratę do lidera. Kielczanie początkowo grali bardziej zachowawczo, ale wciąż byli skuteczni w ataku, a także w defensywie. Kilkanaście minut przed końcem spotkania ich przewaga nad MKS-em wzrosła do 20 punktów. Gospodarzy do walki zagrzewali Filip Surosz i Roman Pożarek, a Sławomira Szmala w bramce gości zastąpił nieco mniej skuteczny Filip Ivić, ale wciąż nie było wątpliwości kto dominuje na boisku. W drugiej połowie piotrkowianie zdobyli 14 bramek, podczas gdy rywale 17, a mecz zakończył się wynikiem 24:43.
- Mierzyliśmy się z jednym z najlepszych zespołów w Europie, ale to nie znaczy, że trzeba wychodzić na boisko ze spuszczonymi głowami i nastawieniem na przegraną, a tak niestety to wyglądało - mówił po spotkaniu trener, Dmytro Zinchuk. - W pierwszej połowie zabrakło skuteczności, popełnialiśmy głupie błędy, szybko traciliśmy piłkę. Druga połowa była już lepsza, cieszy mnie zwłaszcza gra młodych zawodników, ale nie ulega wątpliwości, że zespół z Kielc pokazał nam, jak powinna wyglądać dobra piłka ręczna, a my możemy jedynie starać się do tego dążyć.
- Trzeba zagrać na swoim najwyższym poziomie, żeby móc mierzyć się z taką drużyną jak Vive. Spotkanie na boisku z takimi zawodnikami to czysta sportowa przyjemność, ale musimy pamiętać, żeby pokazywać także swoje umiejętności i walczyć o każdy punkt - komentował spotkanie rozgrywający Piotrkowianina, Filip Surosz. - Na pewno na nasz poziom wpłynęło także to, że graliśmy w osłabieniu, nie robiliśmy zbyt wielu zmian. Roman Pożarek (tuż po grypie, miał tylko wspierać kolegów, a ostatecznie rozegrał na boisku niemal cały mecz - przyp. red.) po ostatnim gwizdku padł ze zmęczenia i nie był w stanie się podnieść. Nie miał kto wejść za nas i dać chwili oddechu podczas meczu, a jak wiadomo zmęczenie sprzyja popełnianiu błędów - zakończył.
W spotkaniu nie zagrali kontuzjowani Piotr Swat i Szymon Woynowski, a Marcin Tórz wychodził na boisko tylko wykonywać rzuty karne.
Piotrkowianin: Schodowski, Procho, Pyrka - Kowalczyk, Mróz 1, Urbański 3, Iskra, Góralski 4, Szczepaniak, Surosz 6, Andreou, Pożarek 2, Achruk, Makowiejew, Tórz 4/4, Rutkowski 4.
Kary: 10 min (Rutkowski x2, Achruk, Pożarek, Surosz)
Karne: 4/4
PGE Vive: Szmal, Ivić - Jurecki 1, Bis, Dujshebaev 3/1, Aguinagalde 2/1, Jachlewski 2, Strlek 6, Janc 7/1, Lijewski 2, Jurkiewicz, Mamić 7, Bombać 7/2, Djukić 7/2.
Kary: 6 min (Aguinagalde x2, Bis)
Karne: 7/8