To jednak nie są jedyne imprezy, których nie będzie w tym sezonie. Koncert Anity Lipnickiej też nie zainteresował piotrkowian. Bilety kupiło zaledwie kilkanaście osób.
Piotrków - blisko osiemdziesięciotysięczne miasto. Kilkanaście spektakli rocznie. Miejski Ośrodek Kultury - prawie trzysta miejsc siedzących. Co dwieście sześćdziesiąty szósty piotrkowianin na widowni. Oczywistość czy marzenia? Okazuje się, że drugi wariant jest bardziej prawdopodobny. Marzenia, i to w dodatku niespełnione. Koordynatorzy imprez kulturalnych w piotrkowskim domu kultury załamują ręce. Na każdą z imprez sprzedało się po kilkanaście biletów. Ostatni zaplanowany na czerwiec spektakl Teatru Jaracza „Merylin Mongoł" również został odwołany. Sprzedano trzydzieści biletów, czyli dziesięć razy mniej, niż liczy sala widowiskowa. Zakupu dokonali stali widzowie.
- „Merylin Mongoł" to nie jest jedyny spektakl, który został odwołany w tym sezonie. Nie mówię tu tylko o spektaklach Teatru Jaracza, ale o wielu innych inicjatywach, które miały się odbyć, ale nie doszły do skutku - mówi Milena Szymczyk, główny instruktor MOK w Piotrkowie.
- W lutym byliśmy zmuszeni odwołać spektakl „Produkt", na który bilety nie sprzedały się nawet w połowie. Zaznaczam, że była to premiera nie tylko piotrkowska, ale również łódzka. Nikt wcześniej tego spektaklu jeszcze nie widział. Potem nie zagrano spektaklu dla dzieci „Białe baloniki". To też nowość, więc jestem pewna, że żadna z piotrkowskich szkół nie mogła go widzieć wcześniej w łódzkim teatrze. Zgłosiła się jedna placówka spoza naszego miasta. Następną imprezą kulturalną miał być koncert promujący najnowszą, solową płytę Anity Lipnickiej. Nie odbył się, co mnie osobiście bardzo dziwi. Piotrkowianka, która nagrała płytę na europejskim poziomie, miała zagrać koncert profesjonalnie przygotowany, z rozmachem. Nie zagrała. Sprzedało się kilkanaście biletów. W międzyczasie miał się odbyć spektakl operetkowy i odbył się, ale bardzo daleko było nam do tego, by wypełnić salę. Z dochodu uzyskanego ze sprzedaży biletów nie byliśmy w stanie pokryć nawet całego honorarium artystów - mówi Milena Szymczyk.
Co jest powodem braku zainteresowania ze strony piotrkowian? Brak dostatecznej reklamy, repertuar czy brak potrzeby kulturalnej mieszkańców Piotrkowa?
- Oj, dawno nie byłam w piotrkowskim MOK-u. Podobno został wyremontowany? Teatr jest potrzebny w naszym mieście, ale ja raczej nie mam czasu, by tam chodzić - mówi Helena, piotrkowianka.
- Mieszkam daleko od MOK-u i skąd mam wiedzieć, co się tam dzieje. Plakaty? Gdzie? W emzetkach? Nie jeżdżę. Poza tym nie słucham piotrkowskiego radia i nie czytam lokalnych gazet. Zresztą nie mam czasu na rozmowę - mówi mieszkaniec Piotrkowa.
- Od czasu do czasu bywam na spektaklach w Piotrkowie. Może nie tak często jak bym chciała, ale bardzo sobie cenię, że chcąc zażyć odrobiny kultury, nie muszę jeździć do Łodzi czy innego większego miasta. Ludzie nie doceniają tego. Skąd się dowiaduję o spektaklach? Jak planuję wyjście na spektakl, to nie mam problemu z dowiedzeniem się, co grają. Informacje są w gazetach, plakaty na mieście. Poza tym jak ktoś chce, to jest Internet, telefony - mówi Barbara z Piotrkowa.
- Jeżeli chodzi o reklamę, to chyba tylko jeszcze nie pukamy do domów. Nie możemy sobie nic zarzucić, jeżeli chodzi o tę kwestię. Mamy do dyspozycji słupy w mieście, na których przyklejamy plakaty. W większości szkół a także kilku instytucjach mamy własne tablice, na których również możemy przyczepiać plakaty. Widniejemy na emzetkach. Do tej pory korzystaliśmy też z lokalnych mediów jako źródła informacji - mówi Milena Szymczyk.
- Mamy własną stronę internetową i o imprezach kulturalnych informujemy też na stronie Urzędu Miasta. Poza tym często sami dzwonimy do firm, szkół czy instytucji, ale zainteresowanie jest niestety znikome. Po spektaklu rozdajemy ulotki z informacją o następnych imprezach w MOK-u, takie z datą i konkretnymi tytułami. Mimo tego czasem słyszymy głosy, że „nie wiedzieliśmy". Szkoły tłumaczą, że dowiedziały się za wcześnie (i zapomniały) albo... za późno - tłumaczy Krystyna Jankowska, pracownik MOK w Piotrkowie.
- Zastanawiamy się bezustannie, co jeszcze możemy zrobić i co może być przyczyną braku zainteresowania. W lutym tłumaczyliśmy sobie, że ludzie są zmęczeni długą zimą, później tragedia narodowa, w maju komunie, a czerwiec to wielkie grillowanie. Nie wiemy. Może to po prostu brak nawyku lub potrzeby chodzenia do teatru? Na pewno nie jest to wina Teatru Jaracza, z którym współpracuje nam się bardzo dobrze. Nieustannie dyskutujemy z osobą odpowiedzialną za kontakty ze scenami regionalnymi i w miarę możliwości jesteśmy elastyczni - mówi Milena Szymczyk.
O dobrej współpracy z piotrkowskim MOK-iem mówi również Sebastian Nowicki odpowiedzialny za kontakty ze scenami regionalnymi. Nie jest zaskoczony odwołanymi spektaklami i optymistycznie wypowiada się na temat dalszego funkcjonowania scen regionalnych.
- Współpraca z piotrkowskim MOK-iem układa się pomyślnie i rozwojowo. Trwa ona dopiero od dwóch lat i oceniam ją jako początek dobrej drogi. Działamy według założonego planu i wszystkie działania, jakie zaplanowaliśmy, są realizowane. Nie widzę powodów do niepokoju. Jest wielką sztuką przyzwyczaić ludzi, by zaczęli interesować się teatrem, jeśli czegoś wcześniej go nie było regularnie. Potrzebny jest czas do tego, by mieszkańcy Piotrkowa Trybunalskiego poczuli potrzebę bywania w takim miejscu. Ostatni odwołany spektakl nazwałbym „wypadkiem przy pracy". Czerwiec i wrzesień to z reguły miesiące trudne do realizowania tego typu działań. Większość spektakli mimo wszystko się odbywa. Współpraca jest bardzo dobra. Podobnie jak reklama ze strony piotrkowskiej placówki. Często z pracownikami i dyrektorami regionalnych scen dyskutujemy na temat repertuaru i innych spraw związanych z przestawieniami. Jesteśmy elastyczni - mówi Sebastian Nowicki, koordynator scen regionalnych Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi.
Przedstawiciele łódzkiej placówki, jak widać, nie mają powodów do zmartwień. Inaczej jest z tą piotrkowską.
- Umowę z Teatrem Jaracza mamy podpisaną na dziesięć lat. Z każdym rokiem wzrasta liczba spektakli, które musimy wystawić w ramach umowy. W ubiegłym roku to było dwanaście , w tym roku trzynaście a w przyszłym czternaście i tak dalej. W tym sezonie zrealizowaliśmy sześć przedstawień. Jeśli nie ma kompletu widzów, to my jako placówka musimy dopłacać do spektaklu. Ale taki stan rzeczy nie może trwać wiecznie. Zawodowe imprezy artystyczne powinny się sprzedać przynajmniej w stopniu pokrywającym honoraria dla artystów. Inaczej w pewnym momencie zabraknie nawet dotacji, którą otrzymujemy z Urzędu Miasta - mówi Milena Szymczyk.
Jaki jest powód braku zainteresowania piotrkowską kulturą? Brak reklamy, nieodpowiedni repertuar, brak finansów czy... odporność mieszkańców naszego miasta na kulturę?