- W środę rano, około godziny dziesiątej poszedłem wyrzucić śmieci. Podczas segregowania rzuciła mi się w oczy czarna reklamówka, a z niej wystająca sterta dokumentów. Wyciągnąłem i zobaczyłem, że w spodzie od pudełka po papierze ksero jest bardzo dużo niezniszczonych dokumentów. Zabrałem je do domu. Okazało się, że to są wokandy spraw sądowych, kilka ulotek i kilkanaście egzemplarzy informacji o dyżurach mediatora - mówi ich znalazca.
W kartach sądowych znajdowały się wokandy spraw różnych wydziałów Sądu Okręgowego i Rejonowego w Piotrkowie. Znalazca chciał być uczciwy i oddać papiery, które intuicyjnie wydawały mu się ważne i nie powinny znaleźć się w śmietniku. Miał z tym jednak trudności.
- Zadzwoniłem do sekretariatu sądu z informacją o znalezisku. Skierowano mnie do archiwum sądu. Tam pracownik poinformował mnie, że takie karty nie powinny wydostać się poza mury sądu. Chciałem oddać. Pracownik powiedział, że zadzwoni do mnie tego samego dnia i powie, co dalej mam z tym zrobić. Nie zadzwonił - mówi znalazca wokand.
Mężczyzna, który znalazł papiery, nie wiedział, jak postąpić w tej sytuacji. Przyniósł stertę wokand do redakcji “Tygodnia Trybunalskiego”.
- Przyniosłem je dlatego, żeby ktoś poczuł się do winy za swój błąd. Z tych dokumentów dowiedziałem się dużo rzeczy, których normalnie bym się nie dowiedział. Kto wziął rozwód, kto ma dozór kuratora... - mówi znalazca wokand. Będąc w posiadaniu sterty wokand, postanowiliśmy oddać je tam, gdzie powinny się znajdować. Prezes Sądu Okręgowego w Piotrkowie nie krył zdziwienia, lecz wyjaśnił, że takie informacje są jawne.
- Dokumenty są jawne w tym znaczeniu, że każda taka wokanda jest umieszczona przy drzwiach sali rozpraw i każdy, kto jest w sądzie, można się z nią zapoznać. Praktyka w sądzie jest taka, że każdy projekt dokumentów, odpis jest niszczony, więc w tym znaczeniu to znalezisko budzi mój niepokój i na pewno zostanie wszczęte postępowanie wyjaśniające, w jakich okolicznościach to się znalazło poza sądem. Te karty powinny być zniszczone, aczkolwiek na dzień dzisiejszy nie dostrzegam naruszenia prawa polegającego na tym, że nastąpiło udostępnienie danych osobowych bądź naruszenie prawa do prywatności - mówi Paweł Hochman, prezes Sądu Okręgowego w Piotrkowie.
Wśród kart znalazły się również wokandy spraw z Wydziału Rodzinnego i Nieletnich. - Są tu informacje z Wydziału Rodzinnego i Nieletnich. Zgadza się, ale są to informacje umieszczane każdorazowo przy wejściu na sale rozpraw, więc mają charakter publiczny. Nie są tajne, niejawne w żaden sposób. O ile państwo udostępnicie mi te karty (muszę mieć materiał do wszczęcia postępowania), to zarządzę postępowanie wyjaśniające, ustalę, w jaki sposób mogło dojść do wyrzucenia tych niepotrzebnych kart i pewnie osoby, które były za to odpowiedzialne, poniosą konsekwencje. Jakie? Trudno mi dziś na ten temat mówić, ale zapewne dyscyplinarne - mówi Paweł Hochman, prezes Sądu Okręgowego w Piotrkowie.
Na wyjaśnienie okoliczności znalezionych w śmieciach kart sądowych nie trzeba było długo czekać. Już po godzinie wiadomo było, kto i dlaczego wyrzucił papiery do kosza. Okazało się, że popełniony został... ludzki błąd. Ktoś z pracowników chciał zniszczyć je we własnym piecu, prosząc o papier na "podpałkę". Ktoś miał przekazać, kogoś nie było. Tym sposobem karty, zamiast trafić do niszczarki, trafiły do kosza.
Pracownicy sądu przyznają, że to błąd człowieka, który poniesie za to konsekwencje.
Ewa Tarnowska