Odchudzanie dzieci i... sklepików

Tydzień Trybunalski Niedziela, 13 września 201533
Ministerstwo Zdrowia w oficjalnym komunikacie na stronie resortu grzmi: „Polska szkoła musi być wolna od niezdrowych wzorców żywienia!” Nadal jednak nie jest. Przedsiębiorcy otrzymali wytyczne dopiero na kilka dni przed rozpoczęciem roku szkolnego - wtedy, gdy większość z nich zdążyła już się zaopatrzyć w asortyment – oczywiście niezgodny z nowymi standardami wyznaczonymi przez Ministerstwo.
fot. mjfot. mj

1 września 2015 r. z początkiem nowego roku szkolnego weszło w życie rozporządzenie zawierające szczegółową listę dozwolonych do sprzedaży w szkołach artykułów żywnościowych.  Firmy prowadzące sklepiki muszą dostosować się do nowych wytycznych. Lista produktów, zatwierdzonych przez Ministerstwo jest, mówiąc delikatnie, restrykcyjna. Zamiast słodkich napojów – musy, koktajle warzywno-owocowe i niskozmineralizowana woda mineralna. Jeśli kanapki, to wyłącznie z pieczywa razowego lub pełnoziarnistego. Wędlina ma składać się w co najmniej 70% z mięsa, a 100 g keczupu – musi być wyprodukowane ze 120 g pomidorów.

 

Nie sposób przejść obojętnie wobec faktu, że prace nad opracowaniem szczegółowej listy produktów odbywały się tajemnicy i bez jakichkolwiek konsultacji społecznych z obywatelami czy organizacjami społecznymi. Ustawę, której treść zakładała określenie przez Ministerstwo szczegółowych wytycznych w specjalnym rozporządzeniu, prezydent Bronisław Komorowski podpisał w grudniu 2014 roku, a do opinii publicznej projekt rozporządzenia został przekazany 19 czerwca. Ostateczna jego wersja ukazała się w piątek, 28 sierpnia. - Problem to brak okresu przejściowego i możliwości przystosowania się do nowych warunków. Projekt ustawy wstępnie z nami konsultowany był zupełnie inny od samego rozporządzenia, które weszło w życie – mówi Maciej Kołowrotkiewicz, właściciel piotrkowskiej firmy Leko, zaopatrującej automaty w przekąski czy napoje. - Lobbowaliśmy (Polskie Stowarzyszenie Vendingu) za tym, aby mieć możliwość i czas dostosowania się do określonych zaleceń. Bezskutecznie – takiej możliwości nam nie dano. Dziś każdy z przedsiębiorców ponosi straty z tego tytułu. Producenci nie są nam w stanie dostarczyć odpowiednich artykułów spełniających normy. Mam ogromny problem z zaopatrzeniem. Producenci produktów zgodnych z rozporządzeniem wyśrubowali ceny do niebotycznych poziomów. W tym momencie 1/3 moich automatów jest nieczynna, a te działające są wypełnione jedynie w około 2/3 – mówi Kołowrotkiewicz.

 

Trudno oczekiwać, by sklepiki, które wyposażyły się w towar znacznie wcześniej, w ciągu dwóch dni pozbyły się niezgodnej z nowymi standardami żywności. W niektórych piotrkowskich szkołach nadal nie funkcjonują i ciągle mają kłopoty ze wznowieniem działalności. A ich właściciele zastanawiają się, czy w ogóle warto prowadzić ten biznes.

Poza tym, jeśli uczeń nie dostanie chipsów czy słodkiego napoju w sklepiku, zawsze może kupić je w sklepie niedaleko szkoły. I nie chodzi nawet o to, że nie jest to komfortowa sytuacja dla przedsiębiorców współpracujących ze szkołą, a o niebezpieczeństwo, na jakie naraża się dziecko opuszczające placówkę. To jeden z kolejnych argumentów przeciwników wdrożonych przez Ministerstwo i rząd reform.

 

Odrębną kwestię stanowią nawyki żywieniowe. Z komunikatu Ministerstwa Zdrowia wynika, że rozporządzenie ma przede wszystkim wymiar edukacyjny. A przecież to od rodziców, ich podejścia do żywienia i edukacji swoich pociech zależy ich zdrowie i kondycja fizyczna.

 

- To, co jest oferowane w szkole, nie ma wpływu na zdrowie dzieci. Problemy są inne. To na przykład nieprawidłowy sposób odżywiania się czy brak ruchu – mówi Kołowrotkiewicz.

Jeśli w grę wchodzi zdrowie dzieci reforma jest jak najbardziej słuszna i godna pochwały – piotrkowianie, pytani w sondzie, są w tej sprawie niemal jednomyślni.

Problem w tym, że rozporządzenie uderza nie tylko w złe nawyki żywieniowe, ale także w kieszenie sklepikarzy. Szkoły mogą być wolne nie tylko od „niezdrowych wzorców żywienia”, ale w ogóle od działalności drobnych przedsiębiorców sprzedających przekąski i napoje.

 

- Pomysł zmian w sklepikach szkolnych był słuszny, ale obecne zapisy są absurdalne, a sposób ich wprowadzenia karygodny. Każdy dzień to straty, ale prawo jest prawem i musimy go przestrzegać - kończy właściciel firmy.

mj


Zainteresował temat?

5

0


Zobacz również

reklama

Komentarze (33)

Zaloguj się: FacebookGoogleKonto ePiotrkow.pl
loading
Portal epiotrkow.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników. Osoby komentujące czynią to na swoją odpowiedzialność karną lub cywilną.

na przyszły rok ~na przyszły rok (Gość)14.09.2015 20:19

moje dziecko będzie chodziło do szkoły od 2016r, dostanie sniadanie w domu a na drugie sniadanie kanapke do plecaka i mineralna w butelce, Nie dostanie kasy na zakupy w sklepikach szkolnych i moim zdaniem to jest własciwe rozwiązanie. Kazdy rodzic zapewnia dziecku to, czego nauczy go jeść i pić, a to ze inne dzieci będą oblegac sklepiki szkolne........to juz nie moja bajka

00


tutaj tutajranga14.09.2015 00:11

Podejdźmy do sprawy bez nerwów i gniewu.
Niech dzieci jedzą, co chcą, ale nie kupują tego w szkole. I koniec.
Niech telefon komórkowy dzwoni, ale nie w kościele ani w teatrze.
Wygląda na to, że jeżeli dzieciak nie kupi sobie czipsów w szkole, to:
1. Umrze z głodu.
2. Umrze pod kołami samochodu.

84


Zanzi ~Zanzi (Gość)14.09.2015 09:57

Niech się lepiej zajmą masowymi zwolnieniami z lekcji w-f, a nie zamykaniem szkolnych sklepików. To spowoduje jedynie zmianę miejsca zaopatrywania się dzieciaków w słodycze.

31


Leito ~Leito (Gość)13.09.2015 12:28

Tak właśnie jest wtedy, kiedy państwo wchrzania się w sprawy obywateli.

82


sklave sklaveranga13.09.2015 11:36

Odchudzać? Kogo?
Znam maluchy, które nie wiedzą jak się je zupę, ziemniaki jak wygląda mięso etc bo nigdy w życiu nie dostały takiego posiłku. Jedzą to co znajdą w śmietniku.
W wielu rodzinach dzieci żyją o jednej bułce przez cały dzień. Wychodzą z domu bez śniadania i potem jedzą tylko tyle, ile dostaną w szkole, o ile coś w ogóle dostaną.
Gdy ja chodziłem do szkoły to żelazną regułą było przynoszenie kanapki z serem albo wędliną.
Sklepiki też w szkołach były i jakoś nikomu słodycze w nich nie przeszkadzały? Jem to na co mam ochotę na tym między innymi polega wolność. Bo wolność to możliwość wyboru. Zastanawiam się kiedy zaczną szarych obywateli chipować?
Foto na http://sklave.manifo.com/smieszne-zdjecia .

71


dietetyk ~dietetyk (Gość)14.09.2015 09:42

Totalne bzdury zaproponował nam rząd. Tak restrykcyjne zmiany nikomu nie wychodzą na dobre .Najpierw trzeba edukować a potem zakazywać. Biorąc pod uwagę prace mózgu szczególnie u dzieci cukier jest potrzebny do spalania energii. Dzieci które są w ruchu muszą odżywiać się racjonalnie także i batonik nie zaszkodzi .Po lekcji wf baton jest wskazany bo...cukier odżywia mózg. Co innego chipsy - to puste kalorie i zapychacze. Zamiast hot dogów zobligować sklepikarzy do sprzedaży pożywnych kanapek ale smacznych zaznaczam. Takie właśnie kanapki moja córka zawsze kupowała w II LO i to po dwie bo miały takie wzięcie że po dwóch godzinach znikały ze sklepików. Jest to tylko kwestia jak bardzo lenią się właściciele sklepików szkolnych. Zakazami jeszcze nikt nie wygrał a dzieci trzeba uczyć a nie ciągle zakazywać .

30


broda ~broda (Gość)13.09.2015 19:24

Boże jestem za. Jest tylko jedyny warunek. Jeżeli ministerstwo zdrowia tak dba o zdrowie, żądam aby TAKIE SAMO PRAWO WPROWADZIĆ W SKLEPACH SPOŻYWCZYCH I MIĘSNYCH. Dlaczego tylko dzieci mają być zdrowe - ja także chcę być zdrowy. Dlatego źądam ogólnokrajowch zdrowych przepisów nie tylko w szkolnych sklepikach. ZDROWA ŻYWNOŚĆ DLA WSZYSTKICH OBYWATELI.

180


byle do wyborów ~byle do wyborów (Gość)13.09.2015 21:56

Debilizm do kwadratu.

11


Kukizowiec ~Kukizowiec (Gość)13.09.2015 18:20

Myślę, że pani premier Ewa Kopacz, jak i ministrowie jej rządu powinni przebadać się pod kątem obecności nowotworu mózgu. To dziwne, że pani premier zezwala 13-latkom na zakup tzw. "tabletki po", a zabrania zjedzenia pączka. Dziwna decyzja jak na osobę, która rzekomo troszczy się o zdrowie polskich nastolatków. Może przed końcem kadencji pani premier zamiast pączków ustawowo wprowadzi tabletkę po do szkolnych sklepików, by była naprawdę łatwo dostępna? Państwo, które tak mocno ingeruje w życie prywatne obywateli, że nakazuje im co mają jeść, a czego nie, nie jest państwem demokratycznym i dziwię się, że obywatele takie objawy naruszania własnej wolności bagatelizują.

191


Leszek Cyfer ~Leszek Cyfer (Gość)13.09.2015 20:44

Kto zostanie pociągnięty do odpowiedzialności za śmierć - pod kołami samochodów - dzieci biegających na przerwach do okolicznych sklepików?
Zdrowie dzieci my ass

22


reklama
reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat