Temat marnotrawstwa jedzenia wraca jak bumerang przy okazji czy to świąt Bożego Narodzenia, czy Wielkanocy. Miliony konsumentów na przedświątecznych zakupach bardzo często planują zakupy na ostatnią chwilę . – Przed każdymi świętami kupuję dwa razy więcej chleba, bo boję się, że może zabraknąć – piotrkowianka Aneta nie ukrywa, że jej samej zdarza się marnować żywność. Z podobnej obawy - „bo zabraknie” – wychodzą też inni. Więcej sałatki, bigosu, więcej wędlin – gości trzeba jakoś przyjąć i coś trzeba przez ten czas jeść. – W moim domu zwykło się mawiać pół żartem pół serio, że do stołu w Wielkanoc siada się tylko raz. Zaczyna rano, a kończy wieczorem – dodaje. Oczywiście nie brak głosów sprzeciwu. - Nigdy nic nie wyrzucam, klucz to racjonalne zaplanowanie zakupów. Jeśli cokolwiek zostaje, to tylko bigos. Zamrażam go, albo dzielę się z kimś potrzebującym, np. ze starszą, samotną sąsiadką. Marnotrawstwo żywności jest dla mnie nie do pomyślenia – oburza się kobieta.
Ostatnio – nie tylko z uwagi na przedświąteczny i świąteczny okres – o tym, jak walczyć z marnowaniem jedzenia, głośno zrobiło się w Parlamencie Europejskim za sprawą sprawozdania chorwackiej posłanki z ramienia socjaldemokratów, Biljany Borzan. W komunikacie dla mediów dotyczącym rzeczonego dokumentu przeczytać możemy między innymi: „Jedzenie marnuje się w każdym ogniwie łańcucha podaży i konsumpcji. To znaczy, że problemu nie da się rozwiązać za pomocą jednej regulacji. Obecnie istnieją 52 akty prawne, które mają wpływ - dobry lub zły - na marnotrawstwo żywności.” Nietrudno o przekonanie, że ważniejsze niż pięćdziesiąty trzeci akt prawny jest zmiana sposobu myślenia Polaków i Europejczyków. Z danych opublikowanych przez Banki Żywności wynika, że w Polsce marnuje się 9 milionów ton jedzenia rocznie. W Europie to 100 milionów, a na całym świecie… aż 1,3 miliarda ton.
Więcej na ten temat w najnowszym wydaniu „Tygodnia Trybunalskiego” już w najbliższą środę.