Pracowała pani kiedykolwiek w lecznicy dla zwierząt? Była pani czynnym lekarzem weterynarii?
Tak, przez dwa lata pracowałam w zawodzie w mieście Połtawa. Trochę później pracowałam też w aptece, takiej z lekami dla zwierzątek.
A próbowała pani poszukać w Polsce pracy dla weterynarza?
Tak, próbowałam. Nie pracowałam, ale chodziłam na szkolenie.
I?
…i nic z tego nie wyszło, bo nie znam profesjonalnego języka medycznego. Mam koleżankę, która pracuje w Warszawie, kiedy tutaj przyjechała, to przeszła 3-miesięczne szkolenie po to, aby zostało uznane jej wykształcenie technicznie. Z kolei lekarz potrzebuje nostryfikacji dyplomu, czyli uznania ważności. To jest niestety bardzo długi proces.
Dlaczego akurat weterynaria?
Od dziecka chciałam być lekarzem, ale takim normalnym, który leczy ludzi. Ale rosłam, rosłam i po skończeniu szkoły średniej wybrałam ostatecznie akademię rolniczą, tam znalazłam fakultet „medycyna weterynaryjna”. Studia weterynaryjne na Ukrainie trwają w sumie 7 lat. Bardzo żałuję, że nie mogę pracować tutaj w zawodzie, ale mam nadzieję, że kiedyś się to zmieni. Chciałabym się rozwijać. Praca w magazynach jest bardzo ciężka, męcząca.
Jak to się stało, że z wyższym wykształceniem trafiła pani do magazynów, gdzie zajmuje się pani kompletowaniem palet z towarami?
Na Ukrainie mamy bardzo małe zarobki, zwłaszcza w moim zawodzie. Zarabiałam ok. 2000 hrywien, a to jest ok. 300 zł. To bardzo mało.
Gdyby udało się z tą nostryfikacją, to wolałaby pani leczyć zwierzęta zamiast pracować w magazynie?
Oczywiście, że tak.
Chcąc godnie żyć na Ukrainie, ile trzeba zarobić?
Minimum 5000 hrywien.
Pieniądze, które zarabia pani w Polsce pozwalają na normalne życie?
Tak, to wystarczy. Z mężem wynajmujemy mieszkanie. Córka chodzi do szkoły, jest normalnie. Mąż przyjechał tutaj wcześniej.
Od jak dawna jesteście w Polsce?
W przypadku męża w marcu minęły 2 lata. Ja jestem od roku.
Podoba się pani u nas?
Tak, jest spokojnie, wiem, że… jutro wszystko będzie dobrze.
Ma pani na myśli działania wojenne na Ukrainie?
Tak.
Zostawiła pani kogoś na Ukrainie?
W moim rodzinnym domu nie ma już nikogo. Zostali tylko rodzice męża, jeszcze nigdy nie byli w Polsce, pracują.
Kiedy ostatnio widziała pani Ukrainę?
Ostatni raz byłam tam w październiku.
Coś się tam zmieniło?
Ceny wzrosły, na wszystko.
Jak reagują na panią Polacy? Coraz częściej mówi się u nas, że Ukraińcy odbierają pracę rodakom.
Mnie nigdy nie dotknęły żadne przykrości. Zawsze wszystko jest dobrze – w pracy, w domu, w sklepach. Sąsiedzi mówią „dzień dobry”, nikt nigdy nie powiedział mi tutaj niczego złego.
Czy Ukraińcy w Piotrkowie trzymają się razem? Spotykacie się po pracy?
Tak, czasami, zwłaszcza z ludźmi, którzy również mają dzieci, czasem chodzimy razem na pizzę.
Rozmawiał Jarek Krak
współpraca A. Stańczyk