Jak trafiła na ulicę? Najpierw zmarli jej rodzice, a potem drugi mąż. Wszyscy w ciągu jednego roku. Załamała się i, jak sama mówi, topiła smutki w alkoholu. Przez alkohol zaczęły się kłótnie z córkami. Jedną miała jeszcze z pierwszego małżeństwa, a trzy kolejne przysposobiła przez drugie małżeństwo. Z domu na ulicę wyrzuciła ją najmłodsza z pasierbic. Gdy pani Jolanta została jej macochą, pasierbica miała 5 lat. Przez całe życie wolała do niej „mamo”, a gdy zmarł jej ociec uznała, że są dla siebie obce. Pani Jolanta nie była zameldowana w mieszkaniu po mężu w Łodzi, więc z dnia na dzień straciła dach nad głową.
- Wiedziała, że nie mam gdzie mieszkać. Zanim przyjechałam do Radomska, tuż po tym jak mnie wyrzuciła z domu, przebywałam często na takim skwerku św. Faustyny i doskonale wiedziała, że tam jestem, bo odwiedzali mnie sąsiedzi, znajomi. Przynosili jedzenie i czasem pieniądze, żebym mogła sobie kupić jakieś ubranie. To sąsiedzi byli bardziej czuli niż moja córka i pasierbice – opowiada pani Jolanta.
Była siatkarka jest osobą bezdomną już od 3 lat. Nadal czasy kariery sportowej wspomina z rozrzewnieniem. – Zaczynałam już w podstawówce. Uprawiałam wtedy chyba wszystkie możliwe dyscypliny sportowe: lekką atletykę, biegi, koszykówkę, piłkę ręczną. Dziś nazwaliby to pewnie ADHD, a ja wtedy po prostu wyżywałam się w sporcie – wspomina.
Na którymś z wyjazdów szkolnych na zawody w piłce ręcznej dostrzegł ją inspektor sportowy. Zorientował się, że jest nie tylko szybka i zwinna, ale również i skoczna. Zaproponował piłkę siatkową. Zgodziła się i po trzech miesiącach treningów trafiła do drugoligowego wtedy Łódzkiego Klubu Sportowego. To właśnie tam zdobywała pierwsze medale. W 1982 przyszło pierwsze wicemistrzostwo, rok później mistrzostwo Polski, a w 1986 kolejne wicemistrzostwo. A to tylko początek jej kariery. Dwa razy w ŁKS-ie zdobyła również Puchar Polski. Na pięć lat przeniosła się do Słupska, gdzie grała w zespole Czarni Słupsk. Z nimi też zdobywała medale: mistrzostwo i Puchar Polski w 1987 roku i wicemistrzostwo rok później. Już w 1982 roku trafiła do polskiej reprezentacji i rozegrała z nią 117 meczów. Jak sama żartuje, to był lepszy wynik niż ma na razie Lewandowski, ale on jest jeszcze młody, wiec może mnie przegonić.
Dziś 53-letnia Jolanta żyje z renty inwalidzkiej przyznanej przez ZUS z powodu całkowitej niezdolności do pracy. Oprócz cukrzycy i padaczki dochodzą również problemy ze stawami. ZUS wypłaca jej 1020 zł, z czego 300 zł zabiera komornik. – Gdy grałam nikt nie myślał o pieniądzach. Dostawałam skromne stypendium sportowe, z którego nie było szansy odłożyć nic. Liczyło się to, że mogę grać z orłem na piersi, nikt wtedy nie myślał o składkach na emeryturę – wyjaśnia. Na sportową emeryturę nie może liczyć, bo w Polsce dostają ją tylko olimpijczycy. Pojawiło się jednak światełko w tunelu. Pewna starsza pani z Radomska zaproponowała, że wynajmie jej pokój za 350 zł. Póki co pokój się remontuje.