"Czy nasi politycy rzeczywiście zarabiają za mało?" - brzmiało główne pytanie poniedziałkowego Magla w Strefie FM. Głos w programie zabrał m.in. politolog prof. Kazimierz Kik (UJK). - W Polsce podstawy do powiedzenia: zarabiam za mało, mają wszyscy - mówił na antenie. - Dzieje się tak choćby z tego powodu, że nie tak daleko, u naszych zachodnich sąsiadów, ludzie zarabiają cztery razy więcej. Jednak dla przeciętnego Polaka słowa ministra Gowina były horrendalne. To zabrzmiało jak obraza, jak pognębienie. W naszym kraju wciąż znajdujemy się na etapie przejściowym, rozpiętość zarobków jest nadal bardzo duża. Mamy dwa światy. Z jednej strony przeciętnego obywatela zarabiającego niewiele ponad 1000 zł na rękę, z drugiej finansowe elity z zarobkami przekraczającymi kilkadziesiąt tysięcy. Ale mimo wszystko Jarosław Gowin zapomniał, że jest politykiem, czyli należy do klasy bardzo źle ocenianej przez Polaków. I zwłaszcza jako taki nie powinien mówić takich rzeczy.
Profesor Kik powiedział też, że w Polsce mamy nie tylko wolny rynek, ale i wolną amerykankę.
Znacznie mniej od ministra zarabia radny. W Piotrkowie, jak przypomniał w Maglu Jan Dziemdziora, to 1100 zł. - Na rękę. Plus dodatki za udział w komisjach. Ktoś powie, że to dużo jak na jedną sesję w miesiącu i dwie-trzy komisje. Ale dochodzą do tego dyżury radnego, no i nieobecności w miejscu pracy, za co pracodawca może, ale nie musi radnemu płacić.
O wiele więcej zarabiają posłowie (12,3 tys.), nie mówiąc o europosłach (ok. 36 tys zł). Nieźle na tym tle wypadają też prezydenci miast (średnio 12 tys zł).
Tymczasem minimalna pensja wzrosła w 2018 r. do 2100 zł brutto, czyli ok. 1530 zł netto. To najniższe kwoty, jakie można wypłacać pracownikowi zatrudnionemu na pełen etat. Średnia pensja jest znacznie wyższa. W grudniu 2017 r. wyniosła już prawie 5 tys. zł brutto. A ile wynosi w rzeczywistości?