Otruła męża, żeby wyłudzić odszkodowanie w wysokości 150 tysięcy złotych. Historia Stefana zostanie pokazana w odcinku serialu „Polskie prywatne zbrodnie” na kanale CI POLSAT w poniedziałek, 1 kwietnia o godz. 22:00.
Szczerców to duża wieś w województwie łódzkim położona około 20 kilometrów od Bełchatowa, które słynie z największej w Polsce elektrowni oraz kopalni odkrywkowej węgla brunatnego. Większość mieszkańców właśnie tam pracuje. Aż trudno uwierzyć, że w tej spokojnej okolicy doszło do zbrodni.
24 marca 2009 rano mieszkańcy okolicznych miejscowości wyruszają do pracy. Większość jedzie do elektrowni lub kopalni Bełchatów. Wśród nich jest 59-letni Stefan Jarmakowski, który od ponad 30 lat pracuje tam jako mechanik. Zajmuje się naprawą górniczych maszyn. Feralnego dnia rozpoczyna pracę o 7 rano. Po dwóch godzinach robi sobie przerwę na śniadanie. Po zjedzeniu kanapek czuje się źle. Jest mu słabo i wymiotuje. Tuż po 10 przyjeżdża lekarz. Mężczyzna skarży się na pieczenie w przełyku. Ciśnienie ma poprawne, ale tętno dosłownie szaleje.
Stefan Jarmakowski od razu trafia na oddział ratunkowy, jednak mimo szybkiej interwencji medycznej, jego stan gwałtownie się pogarsza, po 30 minutach umiera. Stefan zostawia żonę Grażynę i niepełnosprawnego intelektualnie syna Andrzeja. Orzeczono, że przyczyną śmierci był zawał serca – wstępne oględziny nie zostawiają wątpliwości, ale prokuratura i tak wszczyna śledztwo. Główne powody to śmierć mężczyzny w godzinach pracy oraz zeznania złożone przez lekarza pogotowia, który sugeruje działanie osób trzecich. Prokurator przesłuchuje wszystkich świadków zdarzenia oraz najbliższą rodzinę.
Jan Gołębiowski, profiler: „W każdej sprawie rodzina jest zawsze sprawdzana pod kątem udziału czy możliwego udziału. Nawet jeżeli jest to mało prawdopodobne, to wykonuje się podstawowe czynności, by wyeliminować taką ewentualność.” Według relacji Grażyny mąż wstał około 5 rano, zrobił sobie kanapki i jak zawsze pojechał do pracy. O śmierci dowiaduje się po południu, kiedy dzwoni ktoś ze szpitala. Policja przeszukuje mieszkanie Jarmakowskich, ale niczego podejrzanego w nim nie znajduje. Zabezpiecza jedynie do badań baleron, który jadł na śniadanie Stefan. Prokurator zleca sekcję zwłok.
Witold Błaszczyk, Prokuratura Okręgowa w Piotrkowie Trybunalskim: „Wyniki posekcyjnej opinii medycznej wskazywały, iż ewidentną przyczyną zgonu był zawał mięśnia sercowego i do śmierci tej osoby nie przyczyniły się osoby trzecie. Przeprowadzono też badania histopatologiczne wycinków mięśnia sercowego i obraz tych wycinków potwierdzał wersję zawału.”
Jan Jarmakowski, brat Stefana: „Zdziwiłem się że umarł na atak serca, bo chorował na nogi… No ale skoro lekarz w szpitalu powiedział, że umarł na zawał, więc trudno taką decyzję podważać”.
Grażyna od kilku lat była na emeryturze. Większość czasu spędzała w domu razem z synem, który żył z renty. Rzadko wychodzili z mieszkania i niechętnie poznawali nowych ludzi. Po śmierci męża Grażyna jeszcze bardziej zamknęła się w sobie. Jej jedyna przyjaciółka to Edyta, życiowa partnerka Andrzeja, z którym z kolei przyjaźni się syn Grażyny. Mieszkają w sąsiedniej wsi i mają dwoje dzieci. Po śmierci Stefana przyjaźń Grażyny i Edyty się intensyfikuje. Kobiety coraz częściej opowiadają sobie największe sekrety. Jednocześnie Grażyna z synem Andrzejem prześcigając się w wydawaniu pieniędzy z ubezpieczenia po śmierci Stefana.
Sławomir Szymański, Komenda Powiatowa Policji w Bełchatowie: „Do policjantów ze Szczercowa dotarły informacje o tym, że kobieta i jej syn kupują drogie przedmioty, na które wcześniej nie mogliby sobie pozwolić, że szastają wprost pieniędzmi, co policjantów w kontekście śmierci ojca i męża zainteresowało.”
W ramach odszkodowania za śmierć męża w miejscu pracy dostaje prawie 150 tysięcy złotych. Idylla się kończy, kiedy Grażyna posądza przyjaciółkę o kradzież złota i policja przyjeżdża na rewizję do domu Edyty. Biżuterii nie znaleziono, ale była przyjaciółka informuje policjantów, że Stefan został zamordowany. Dopiero wtedy świadkowie zaczynają mówić o dziwnym zachowaniu Grażyny przed śmiercią Stefana. Śledczy przypomnieli sobie także zeznania złożone przez lekarza pogotowia, który stwierdził, że tuż przed śmiercią Stefan powiedział mu, że otruła go żona.
Kluczowym świadkiem okazuje się była przyjaciółka Grażyny – Edyta. Kobieta twierdzi, że Grażyna i jej syn Andrzej go otruli. Dowiedziała się o tym podczas spotkania w domu Jarmakowskich, na które przyjechała ze swoim partnerem oraz córką. Dziewczynka bawiąc się nowym telefonem niesamowitym zbiegiem okoliczności nagrała całą rozmowę.
Edyta, przyjaciółka Grażyny i Andrzeja: „Jak żeśmy u nich byli, to ona mi opowiedziała, jak go otruła. Tę trutkę to Andrzej przyniósł z pokoju i jak te kanapki robiła, że wkładała do środka… Obydwoje byli do tego przygotowani, żeby otruć swego ojca.”
Grażyna wielokrotnie skarżyła się na męża Edycie. Wtedy jeszcze ufała przyjaciółce i zwierzyła się jej, bo myślała, że Edyta ma podobne problemy ze swoim partnerem. Matka i syn namawiali ją, by pozbyła się kochanka. Dają jej truciznę – nitryt, czyli azotyn sodu – środek chemiczny służący dawniej do peklowania mięsa. Nikt nie wpadł na pomysł szukania trucizny w ciele Stefana w czasie pierwszej sekcji zwłok, chociaż wtedy wszystko byłoby już jasne.
Witold Błaszczyk, Prokuratura Okręgowa w Piotrkowie Trybunalskim: „Na tamtym etapie postępowania, nie przeprowadzono badań toksykologicznych. Oparto się tylko na opinii posekcyjnej i badaniach histopatologicznych. Prokuratura niemniej wystąpiła z zapytaniem do Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie im. Profesora Zena, czy w narządach wewnętrznych ofiary po 18 miesiącach od pochówku ofiary można będzie ujawnić pozostałości azotynu sodu. Prokuratura dostała pozytywną odpowiedź. W związku z tym podjęta zostaje decyzja o ekshumacji ciała ofiary, zostają pobrane do badań narządy wewnętrzne. I to badanie wykazuje znaczne ilości azotynu sodu w żołądku i jelitach, mniejsze w wątrobie, również znaczne ilości w płucach. ”
Dowody są niepodważalne – wobec nich Grażyna i jej syn przyznają się do otrucia Stefana. Kobieta oskarża nieżyjącego męża, że pił i wszczynał awantury. Opowiada, że musiała utrzymywać cały dom wyłącznie ze swojej emerytury i renty syna. Dlatego, żeby przeżyć, musiała zaciągać coraz to nowe pożyczki. 23 marca w przeddzień śmierci w domu Jarmakowskich doszło do kolejnej awantury. Grażyna miała już tego dosyć. Rano to ona zrobiła Stefanowi kanapki do pracy. Syn spytał, czy dosypać do nich trucizny. Matka zaakceptowała pomysł. Oboje przygotowali to morderstwo. O śmierci męża i ojca z satysfakcją poinformowali znajomych.
Grażyna i jej syn Andrzej od dawna chcieli pozbyć się Stefana. Przez dłuższy czas dodawali do posiłków ojca i męża różne trucizny. Na myszy, na szczury, płyn do mycia szyb. Jednak kończyło się tylko na wymiotach. Szukali więc skutecznego środka – śmiertelną substancję kupili na rynku w Szczercowie.
Jan Gołębowski, profiler: „Zabijanie na chłodno może być pewnym rysem osobowościowym, często nazywanym potocznie psychopatią. Osoba taka truje swojego męża, podtruwa, aż kończy się to śmiercią.” Zarówno Grażyna jak i Andrzej usłyszeli zarzuty: morderstwa oraz nakłanianie do zabójstwa. Według prokuratury głównym motywem działań zbrodniczej pary była nienawiść do ojca i męża, jego znęcanie się nad rodziną. Kolejnym powodem była chęć uzyskania wysokie odszkodowanie z kopalni, w której pracował Stefan. W trakcie procesu matka i syn przerzucali się oskarżeniami. Twierdzili, że żadne z nich nie było inicjatorem otrucia. Jak zeznawali, pełnili jedynie funkcje pomocnicze w tej zbrodni. Według obrońcy Andrzeja, syn nie był w stanie niczego sam zrobić. Jest osobą upośledzoną psychicznie, ma zaburzoną skalę wartości i z trudem komunikuje się z otoczeniem.
Według obrońcy Grażyny wina matki i syna była równomierna, bo syn bardzo zaangażował się w poszukiwanie odpowiedniej trucizny i ją przechowywał. To on dosypał truciznę do kanapek. Dodatkowo okazało się, że Grażyna też ma problemy z psychiką – w opinii psychologów kobieta ma deficyt uczuć wyższych.
Według prokuratury, główny ciężar winy ponosi Grażyna. To ona była inicjatorką zbrodni. Sąd pierwszej instancji przychylił się do tej opinii – Grażyna dostała 25 lat więzienia, a Andrzej 15 lat. Sąd Apelacyjny utrzymał wyrok w mocy. W chwili ogłoszenia Grażyna miała 66 lat, a jej syn 30. Obydwoje przyjęli wyrok bez emocji.
Jarmakowscy byli razem ponad 30 lat. Grażyna od kilku lat była na emeryturze a syn, Andrzej, na rencie. Większość czasu spędzali w domu ze sobą. Andrzej uwielbiał gry, komputery. Miał skuter i ukochanego psa. Stefan lubił książki, przyrodę, interesował się meteorologią i fotografią. Ludzie mieli ich za doskonałą rodzinę. Ale co tak naprawdę działo się za zamkniętymi drzwiami tego domu? Przez te wszystkie lata narastał brak wzajemnego zrozumienia, nieufność, która przerodziła się w nienawiść. To właśnie nienawiść była bezpośrednią przyczyną tej tragedii. Dzisiaj wszyscy: rodzina i znajomi szukają wyjaśnień i odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak musiało się stać. Grażyna nigdy nie wyraziła żalu, Andrzej też nie. Na pytanie czy jest ktoś, kogo kocha – odpowiedział, że psa.