Na razie nie ma fajerwerków, ale jest nadzieja, że jego stan i życie całej rodziny uda się poprawić. Jest też czas, żeby podziękować wszystkim, którzy pomagali i nadal pomagają rodzinie z Gorzkowic.
Dawid niemal od urodzenia cierpi na różnorodne schorzenia – padaczkę, agresję, autoagresję. Na epikryzie ostatniego szpitalnego leczenia napisano o nim: pacjent z patologiczną agresją oporną na leczenie. - Kiedy syn wpada w agresję, zaczyna się makabra. Okalecza nas, bije, niszczy wszystko, co znajdzie się w zasięgu ręki – opowiadał jeszcze w lipcu Piotr Wojtania, tata Dawida.
Chłopaka próbowali leczyć różni specjaliści – niestety bez rezultatów. W końcu ostateczna diagnoza: możliwości leczenia farmakologicznego wyczerpały się. Ale pojawiło się światełko w tunelu. Tym światełkiem była operacja neurochirurgiczna. - Pacjent został zakwalifikowany do operacji implantacji dwóch stymulatorów do głębokich struktur mózgu – pisali wówczas lekarze z Bydgoszczy, którzy postanowili podjąć się operacji. - Jeden stymulator byłby zlokalizowany w tylnej części podwzgórza, a drugi w jądrze półleżącym przegrody. Leczenie jest eksperymentem medycznym i nie jest finansowane przez NFZ. Wymaga zgody Komisji Bioetycznej. Operacja ma kosztować ponad 100 tysięcy złotych – usłyszeli wówczas rodzice Dawida.
Pojawiła się nadzieja, ale i pytanie, skąd wziąć 100 tys. zł. Jak się jednak wkrótce okazało – znalazło się mnóstwo ludzi, którzy chcieli pomóc. Były publiczne zbiórki, aukcje, w zbieranie pieniędzy włączyły się władze gminy, radni, sołtysi, młodzież. Każdy pomagał, jak mógł.
Operacja trwała 8 godzin
Operacja Dawida odbyła się 15 października tego roku w Bydgoszczy. Trzeba tam było dojechać, i to własnym samochodem. Dawid był powiązany na wszelkie możliwe sposoby. – Ale i tak próbował nogami wypchnąć szybę. Dobrze, że był z nami także mój brat. Jakoś się udało, ale kiedy lekarz zobaczył, w jakim Dawid jest stanie, złapał się za głowę, że jechaliśmy w ten sposób – opowiada Piotr.
Rodzice bardzo obawiali się operacji. – Niektórzy straszyli nas, że Dawid może po niej być po prostu “rośliną”, że może być sparaliżowany, że to grzebanie w mózgu. Ale to była nasza jedyna nadzieja na to, żeby zmienić coś w życiu syna i naszym – opowiada ze łzami w oczach pani Małgosia, mama Dawida. – To były dla nas bardzo ciężkie chwile, olbrzymi strach i stres.
– Operacja trwała 8 godzin. Jej przebieg był dobry – opowiada Piotr Wojtania, tata chłopaka.
- Wykonano operację założenia stymulatora mózgowego z elektrodami obustronnie w jądrach półleżących. Przebieg zabiegu gładki. Włączono stymulator, tolerancja stymulacji dobra, bez pojawienia się działań ubocznych – czytamy w epikryzie szpitalnej.
Dawidowi na piersi (pod skórą) wszczepiono stymulator. Stamtąd pod skórą przeprowadzono elektrody, które doprowadzono do głębokich struktur w mózgu.
– Ale zaraz po operacji poprawy nie było. Stan był niestabilny. Po tygodniu znów byliśmy na regulacji tego stymulatora. Pan profesor podkręcił parametry i dobę było naprawdę bardzo dobrze. Wierzymy, że idzie to w dobrym kierunku - opowiada tata Dawida.
A to “podkręcanie” parametrów to prawdziwy medyczny kosmos. Do stymulatora na piersi przykładana jest specjalna “słuchawka” połączona z czymś, co wygląda jak tablet lub laptop. Tam wprowadza się odpowiednie parametry. Jak nam powiedział Piotr Wojtania, operacja Dawida była podobno 13 tego typu operacją na świecie, a drugą w Polsce.
Później jednak znów pojawiły się wahania. - Teraz jest różnie. Takiej wyraźnej poprawy nie ma, ale gdyby ta pierwsza operacja nie przyniosła skutku, jest w planie druga operacja, która odbędzie się za trzy miesiące i będzie wstawiony następny stymulator, który ma wyeliminować padaczkę, agresję, autoagresję – mówi Wojtania. – Teraz musimy dbać, aby zagoiły się wszystkie pooperacyjne rany, żeby nie doszło do jakiejś infekcji, bo to byłoby dla Dawida niebezpieczne. Musimy go więc zabezpieczać, wiązać, żeby nie doszło do jakiegoś zadrapania.
Teraz Wojtaniowie przynajmniej raz w miesiącu będą musieli jeździć do Bydgoszczy na konsultacje i ustawianie parametrów. Muszą też cały czas obserwować Dawida, robić notatki, co i jak się zmienia. Jeżeli nic się nie zmieni, będzie następna operacja i nowy stymulator w innej partii mózgu.
Ewa była jak Dawid
W szpitalu w Bydgoszczy Wojtaniowie spędzili 12 dni. Mama Małgorzata na noce wracała do hotelu medycznego, tata Piotr zostawał na sali z Dawidem i pilnował, żeby ten nie zrobił sobie albo komuś innemu krzywdy.
To tam spotkali się z rodzicami dziewczyny, która podobną operację przechodziła jako pierwsza. Spotkali się też z samą Ewą, którą zespół lekarski z Bydgoszczy operował przed Dawidem.
- To jest dla nas dowód na to, że po prostu trzeba cierpliwie czekać. W przypadku Ewy rodzice czekali 8 miesięcy na poprawę. W tej chwili jest rewelacyjnie. Jest niesamowita zmiana, z tym, że ten efekt pojawił się po tej drugiej operacji – mówi ojciec Dawida. – Poprawa następowała stopniowo. Jesteśmy cały czas w kontakcie z rodzicami Ewy. Cały czas nas wspierają i pocieszają, każą cierpliwie czekać. Teraz ci rodzice wiedzą, że żyją – spokojnie, bezstresowo. Kiedy leżałem z Dawidem na sali, przyszła do nas Ewa, podała rękę, przywitała się. Była spokojna, uśmiechnięta, zadowolona. A obok niej szczęśliwi rodzice. A czekali na to bardzo długo, bo dla Ewy też już podobno nie było nadziei. Liczymy, że i nas to spotka.
Rodzice Ewy opowiedzieli też historię, która przytrafiła się już po operacji ich córki. Prawdopodobnie na skutek działania jakiegoś pola elektromagnetycznego stymulator Ewy się wyłączył. Rodzice znów zostali zaskoczeni niezwykle agresywnym i już zapomnianym zachowaniem córki. Szybko pojawili się w szpitalu i rzeczywiście okazało się, że stymulator po prostu przestał działać. Po jego włączeniu wszystko wróciło do normy. Na szczęście.
Opatrzność czuwa, ludzie pomagają
Wojtaniowie twierdzą, że opatrzność chyba jednak nad nimi czuwa. Nie dość, że spotkali na swojej drodze mnóstwo osób, które zaoferowały pomoc, to w październiku okazało się, że za tę pierwszą operację nie trzeba będzie płacić. – Pan profesor znalazł przepisy, które zmieniły się w czerwcu tego roku, a które pozwoliły na to, by koszt tej pierwszej operacji pokrył NFZ. A na drugą operację (za którą już na pewno trzeba będzie zapłacić), mamy zebrane pieniądze – mówi pan Piotr. – Dziś mamy ponad 65 tys. zł, w tym 52 tys. zł od darczyńców z całej Polski (Na koncie Fundacji Dzieciom “Zdążyć z Pomocą”). Fundacja “Się Pomaga” zebrała 6.400 zł. Natomiast 5.300 zł wpłynęło z tytułu tzw. 1%.
- Chcielibyśmy serdecznie podziękować wszystkim mieszkańcom gminy Gorzkowice, mieszkańcom powiatu piotrkowskiego, województwa i darczyńcom z całej Polski. Szczególnie chciałbym podkreślić wkład władz gminy Gorzkowice – pana wójta Alojzego Włodarczyka, zastępcy Roberta Kukulskiego, pani sekretarz Iwony Kadir, wszystkich radnych, dyrektorów szkół w Gorzkowicach, w Krzemieniewicach, Gościnnej, nauczycieli, rodziców, pana Oskara Kulińskiego, który chodził po firmach i zbierał fundusze. Trudno tu wymienić wszystkich. Ale chcielibyśmy bardzo podziękować wszystkim, którzy nam pomagali, wszystkim, którzy zrozumieli nasze położenie. Dziękujemy za to wielkie serce w imieniu całej naszej rodziny – mówią Małgorzata i Piotr Wojtaniowie.
I czekają... Razem z nimi wierzymy, że będzie dobrze.
Anna Wiktorowicz