Mężczyzna trafił za ten czyn przed sąd. Otrzymał wyrok. Sąd zasądził pół roku więzienia, ale sprawca odwołał się od kary. Czy za bestialski czyn pójdzie do więzienia? Choć przypadków znęcania się nad zwierzętami jest coraz więcej, w naszym regionie sprawcy nie otrzymywali dotkliwych kar albo w ogóle nie ponosili konsekwencji, bo nie udowodniono im czynów.
- Przypadków znęcania się nad zwierzętami w naszym regionie jest coraz więcej. Bez przerwy trafiają do nas poturbowane zwierzęta. To są tak drastyczne przypadki, że trudno o tym spokojnie rozmawiać - mówi Maria Mrozińska, pracownik Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Piotrkowie. Ostatnim przypadkiem, który pracownicy bełchatowskiego Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt zapamiętają na długo, był pies, którego właściciel chciał się pozbyć w drastyczny sposób.
- Starszy człowiek bardzo dotkliwie pobił swojego psa (bardzo ładnego, młodego mieszańca) młotkiem murarskim. Kiedy przywieziono do nas zwierzę, natychmiast udzieliliśmy mu pomocy i dzięki temu przeżył. Oczywiście powiadomiliśmy też policję. Mężczyzna stanął przed sądem. Z tego, co pamiętam, sąd zasądził karę pieniężną, odebranie psa i zakaz posiadania zwierząt - mówi Mariusz Półbrat, kierownik Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Bełchatowie.
***
Często znęcanie nad zwierzętami trudno udowodnić sprawcom, stąd nieduża ilość spraw trafiających do sądu. Od 2010 do 2011 r. w Wydziale Karnym Sądu Rejonowego w Piotrkowie odbyło się dziesięć spraw o znęcanie się nad zwierzętami. - Jeden wyrok to była kara bezwzględnego pozbawienia wolności na sześć miesięcy. To był najsurowszy wyrok w wymienionym czasie. W trzech innych sprawach zastosowano kary ograniczenia wolności, gdzie sąd orzekł o obowiązkowej pracy na cele społeczne. W trzech sprawach była sądownie orzeczona kara grzywny (w dwóch pierwszych sprawach to kwota 1 tys. zł, a w trzeciej 700 zł). W jednej sprawie sąd warunkowo umorzył postępowanie. W II Wydziale Karnym od 2010 do 2011 r. były dwie sprawy. W jednej orzeczono karę grzywny w wys. 800 zł, a druga to sprawa spalonego kota - mówi Agnieszka Leżańska, rzecznik Sądu Okręgowego w Piotrkowie.
Ta ostatnia nie została jeszcze zakończona. Choć mężczyzna usłyszał wyrok sądu (pół roku pozbawienia wolności), to odwołał się od kary. Jak sąd ustosunkuje się do tego odwołania, jeszcze nie wiadomo. Miłośnicy zwierząt, którzy na co dzień opiekują się również poturbowanymi zwierzętami, po usłyszeniu wyroku odetchnęli z ulgą.
- Sąd stanął na wysokości zadania. To jest chyba pierwszy wyrok w naszym województwie i skazanie na karę bezwzględnego więzienia dla człowieka, który popełnił tak bestialski czyn na zwierzęciu. To, co zrobił ten mężczyzna, było okrutne i powinien odbyć karę. Myślę, że decyzja sądu w tej sprawie jest w pewnym stopniu przełomem i mam nadzieję, że będzie to przestrogą dla tych, którzy podnoszą rękę na zwierzęta - mówi Grażyna Fałek, prezes Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Piotrkowie.
Przypominamy, że pijany mężczyzna w grudniu ubiegłego roku (w Boże Narodzenie) wrzucił niespełna sześciomiesięcznego kotka do rozpalonego pieca. - Tego dnia mężczyzna razem z konkubiną wracali do domu od rodziny, gdzie byli na przyjęciu. Prawdopodobnie para mocno się pokłóciła. Kot był w mieszkaniu, prawdopodobnie w łóżku, gdzie spały dzieci. Mężczyzna chyba nie miał się na kim wyżyć, bo wyrwał tego kota z rąk jednego z dzieci, podszedł do pieca i żywcem wrzucił zwierzę do paleniska. Wtedy konkubina mężczyzny wezwała policję - mówi Grażyna Fałek.
Po rozebraniu pieca znaleziono spalone ciało kota w rurze odprowadzającej dym. Zasłonięte oczy łapkami wskazywały na to, że przerażone zwierzę próbowało się bronić do ostatnich chwil.
Kiedy wyrok się uprawomocni, mężczyzna trafi do wiezienia. Chyba że sąd pozytywnie rozpatrzy jego apelację. W tej sprawie decyzja jeszcze nie zapadła.
E.T.C.