Całkiem niedawno minister rodziny Elżbieta Rafalska ogłosiła, że 1 marca rusza nowy program "Mama 4+". To pomysł, dzięki któremu matki co najmniej czworga dzieci otrzymają emerytury od państwa. Jedni uważają, że to kolejny element polityki prorodzinnej, inni że to… promocja nieróbstwa.
Ale pojawiają się nowe koncepcje. Na Węgrzech funkcjonuje tzw. zasiłek GYES. To dodatek, który otrzymuje rodzic dziecka podczas pierwszych trzech lat życia malucha. Na jedno dziecko rodzic może otrzymać ponad 28 tysięcy forintów miesięcznie, co w przeliczeniu na złotówki daje około 380 zł. Warunkiem otrzymania zasiłku jest niepodejmowanie pracy przynajmniej przez sześć miesięcy. Jeżeli po tym czasie rodzic będzie chciał wrócić do pracy, to opiekę nad dzieckiem może przejąć babcia lub dziadek. Dziadkowie również mogą przejąć zasiłek GYES pod warunkiem, że są aktywni zawodowo, ale na rzecz opieki nad dzieckiem zrezygnują z pracy. Dodatkowym kryterium jest również sprawowanie opieki nad dzieckiem w domu rodziców.
- To bardzo dobry pomysł - przekonywała w radiowym Maglu (Strefa FM) posłanka PiS Anna Milczanowska. - Sprawdziły się "Rodzina 500 Plus", sprawdzi się "Mama 4 Plus", a zatem dlaczego miałby się nie sprawdzić ten? Jeśli chodzi o program "Mama 4 Plus", to uważam, że głosy mówiące o "nagradzaniu nieróbstwa" są obraźliwe dla wielu matek, które z różnych powodów nie mogły podjąć pracy, zajmując się rodzeniem i wychowywaniem dzieci. Tak się działo i wciąż dzieje nie tylko w środowiskach wiejskich, ale i w miastach. Każdy taki program może poprawić sytuację demograficzną kraju, a chyba nawet już to się dzieje po sukcesie "500 Plus".
Na razie więcej tutaj niewiadomych, niż informacji pewnych. Po pierwsze prace nad programem jeszcze się nie rozpoczęły. Po drugie to rok wyborczy, zatem wcale rozpocząć się nie muszą, bo są sprawy ważniejsze. A po trzecie nie ma nawet roboczej nazwy. Może "Babcia Plus"?