epiotrkow.pl
Utworzono: Poniedziałek, 17 maja 2010
Serwis Specjalny
lupa 5343
Nie tylko dla Wojtków, czyli z życia pewnego miasta

Epizod 1

 

- Nareszcie – pomyślał Kamil Hojny, opuszczając świątynię bożą. Jak zawsze modlił się tam w intencji miasta Wojtków. – Nareszcie pozbyłem się kolejnego niewiernego. Z rzecznikiem Benedyktem mimo wszystko poszło łatwiej, bo to w sumie facet nie wiadomo skąd, ale z Jerzym – człowiekiem o czerwonych korzeniach - już trudniej. Czerwone macki oplotły to miasto już dawno. Czeka mnie jeszcze wiele pracy…

Kilka godzin wcześniej rządzący Wojtkowem początkowo miękką, a ostatnio coraz twardszą ręką Kamil udał się do Wojtkowskiego Domu Kultury, aby wraz ze swoją podwładną Alicją wręczyć dawno już wypisaną dymisję szefowi placówki, Jerzemu Suskiemu.
- Dzień dobry! – powiedzieli bojowo wchodzący.
- Dzień dobry – odpowiedział przestraszony kierownik.
- Proszę to podpisać – poprosili goście.
- Dobrze – zgodził się gospodarz. I podpisał.
- No to do widzenia – pożegnali się Hojny oraz pani Alicja. I wyszli.
- No to… - nie zdążył dokończyć Suski, ale i tak była to jedna z najdłuższych wymian zdań, od kiedy pracowali razem.
Powody wręczenia dymy nie zostały ujawnione, ale musiały być poważne, bo sam minister sztuki i kultury Bazyl Zdrojowy, poproszony o wydanie opinii, napisał o Suskim w samych superlatywach. Teraz będzie miał szansę na zatrudnienie byłego już kierownika WDK. Ba, może nawet zrobić z niego swojego zastępcę i spróbować wyciągnąć z bramy te dzieci, których pan Jerzy jeszcze nie wyciągnął.
- Gdzie są tu jeszcze jakieś złogi czerwonego systemu – myślał w duchu mało ekumenicznym Kamil Hojny, przechadzając się ulicami miasta. – W Zarządzie Ulic? Nie zamierzam się sugerować kolorem włosów, to nie po chrześcijańsku, ale tam też dzieją się dziwne rzeczy. Np. to, że zima w tym roku była taka uciążliwa i ustąpiła dopiero w marcu. Trzeba się temu przejrzeć bliżej, bo kto wie, czy nie było to działanie celowe, obliczone na wybory… Skonsultuję to z Bogusławem Mopem. Bogusławem? Zaraz, zaraz, przecież Bogusław – sekretarz gminy zwany „Kardynałem Richelieu” - przed laty był członkiem Wielkiej Partii, a potem aktywnym działaczem Porozumienia Lewicy!
W głowie Kamila Hojnego zapaliła się lampka. Czerwona lampka.

 

Ciąg dalszy prawdopodobnie nastąpi

BOLESŁAW MARIA MIŁOSZ

-----------------------------------------------------------------------------

Epizod 2

 

Z sondażu, którego nikt nie zlecił i nikt nie przeprowadził wynika, że największym poparciem wśród mieszkańców Wojtkowa cieszy się urzędujący prezydent. Kamil Hojny miałby otrzymać niespełna 40% głosów. O blisko połowę mniej mógłby zebrać były funkcjonariusz, a od kilku lat nadaktywny radny Jerzy Derewenda, dopiero trzeci miałby być Arkadiusz Żuraw, a tuż za podium kandydat Prawdy i Spolegliwości Paweł Muśniarek.

- Ech, gdyby prawo wyborcze miały balkony, które dzięki mnie stały się strojniejsze, gdyby zagłosowały wszystkie dziury, które załatano po moich interwencjach, no i gdyby głos mógł oddać chociaż co drugi krawężnik, wygrałbym tak, jak w 1968 roku, kiedy byłem pierwszy na Spartakiadzie Młodych Milicjantów - rozmarzył się Jerzy Derewenda. - Chociaż w sumie to niektóre krawężniki mają przecież prawo głosu. Oczywiście te, które przetrwały trudną transformację i jeszcze trudniejszą IV RP. Nie jestem bez szans! Zaatakuję z lewej flanki.

Trzecia pozycja Żurawia, prawdopodobnego kandydata Partii Ogólnegodobra na prezydenta miasta może zastanawiać, bo do tej pory ten polityk zajmował głównie drugie miejsca.

- Do trzech razy sztuka - myślał Żuraw, przemierzając codzienną trasę Wojtków - Łódka. - Cztery lata temu przegrałem z Hojnym, bo mnie doradcy podpuścili i chcieli, żebym był agresywny. Widział ktoś agresywnego żurawia? To było niedorzeczne! Trzy lata temu wypchnęli do startu w wyborach do Izby Starszych i też nieznacznie przegrałem. Na szczęście media podały, że byłem moralnym zwycięzcą tamtych wyborów. Teraz kolejny stres, kolejne spotkania, użeranie się z obywatelami, po stronie których przecież stoję, ale niektórzy myślą, że ja tylko potrafię leżeć... Na cholerę mi te całe wybory... Może się jeszcze jakoś z tego wymiksuję.

Poparcie dla kandydata Prawdy i Spolegliwości, według członków tej partii, systematycznie rośnie. W sondażu, którego nikt nie zlecił ani nie przeprowadził, Paweł Muśniarek może liczyć na 3% poparcie. Tyle, że mieszkańców Wojtkowa przepytywano w lutym. Jeśli przepytywano.

- Nic nie wiem o żadnym sondażu, żadnego sondażu nie było, gdyby był, to na pewno bym o nim wiedział, choć nie wiem, czy bym o nim powiedział -stwierdził w lokalnym radiu Sfera pisowski sekretarz Zbyszek Wilga. - Jeżeli jednak taki sondaż był, to na pewno nasz polityk mógłby w nim liczyć na 30% głosów, bo to bardzo dobry, choć może nie wszystkim znany kandydat. Jego największą zaletą jest właśnie to, że nie wszyscy go poznali i nie każdy wie, czego można się po nim spodziewać. Jednak ci, którzy go już poznali, na pewno na niego zagłosują.

Na pytanie dziennikarza: gdzie najłatwiej można spotkać Pawła Muśniarka, żeby go jakoś poznać i ewentualnie oddać na niego głos w wyborach prezydenckich, Wilga odpowiada, że w którymś z wojtkowskich kościołów, ale on sam nie wie, w którym, bo w Wojtkowie jest ich dość dużo, a jak dobrze pójdzie, to będzie jeszcze więcej.


Ciąg dalszy prawdopodobnie nastąpi


BOLESŁAW MARIA MIŁOSZ

-----------------------------------------------------------------------------

 

Epizod 3

 

Członkowie Zrazu Prawicy – ugrupowania rządzącego lub współrządzącego Wojtkowem od kilku lat, przygotowywali się do jesiennych wyborów. Tęgie umysły i wytrawni polityczni gracze łamali sobie głowy nad tym, jak nie dać szans konkurencji już w pierwszej turze.
- Kamil Hojny musi wygrać już w pierwszej rundzie, bo w drugiej będzie miał przeciwko sobie całą watahę kąsających wściekle wilków, a wiadomo, że i Herkules kupa, kiedy ludzi dupa. Czy jakoś tak… – mówił na tajnym zebraniu Zrazu Prawicy mózg nr 1 tej organizacji Zdzisław Blachowski, były przewodniczący miejskiej rady. – To jest możliwe tylko w sytuacji, w której wszyscy będą wykonywać moje polecenie bez szemrania. Jestem najlepszym fachowcem w tym mieście i na takich sprawach zjadłem zęby, dlatego zastanawiam się nad protezą. Każdy najmniejszy szmer nieposłuszeństwa należy bezwzględnie karać.
- Taa, jasne – mruczał (ale nie szemrał) Stanisław Mariusz, jeden z najważniejszych ludzi w ZP, któremu nie do końca podobały się dyktatorskie zapędy Zdzisława. – Jak będziemy tak radykalnie podchodzić do naszych członków, to będzie nas mniej coraz i rację będą mieli nasi przeciwnicy, którzy twierdzą, że już teraz jest nas tyle, że zmieścimy się na dwóch ławach w jednym kościele. Więcej własnej inicjatywy proponuję. Bądźmy aktywniejsi, wyjdźmy do ludzi, do wyborców, dajmy im coś wreszcie, może po jakiejś ekologicznej torebce papierowej, może każdemu po gumce? Miałem ich kiedyś sporo, trochę jeszcze zostało w magazynie.
- Bez przesady, głosów w ten sposób nie zdobędziemy, bo prezentów najwięcej rozda organizacja Rozumni I Gospodarni. Z nimi nie ma się co licytować na granty, przebiją wszystkich – zaoponował Cezary Rafalski, młody nauczyciel historii. – Po prostu bądźmy sobą…
- Jaja to sobie rób na lekcjach, tu przyszedłeś na strategiczne zebranie – zrugał go Zdzisław Blachowski. – Jak będziemy naprawdę sobą, to sami na Kamila zagłosujemy i nikt więcej. Panowie, widzę, że pomysłów u was brak. Pytam więc obecne tu dwie panie, nasze żeńskie podpory intelektualne: co zrobić, by nasz kandydat wygrał wybory prezydenckie już w pierwszej turze?
- Ja mam sprawdzoną metodę – odezwała się Janina Wójcicka, radna Zrazu Prawicy, a wcześniej działaczka m.in. Samopomocy. – Wypróbowałam ją w poprzednich wyborach. Po prostu dobrze dorabiałam i stawiałam. No i się opłaciło.
- Nie, nie, Janeczko, to były metody dobre na Samopomoc – zaprotestował Blachowski. – Nie i jeszcze raz nie! My mamy inne standardy.
- Może każdemu zdjęcie ze mną? – zatrzepotała rzęsami Marzena Terkowska, młoda radna ZP. – Kiedy poprzednio był ze mną na billboardach Jerzy Marek, to potem nie tylko wszedł do Izby Niższej, ale nawet został jej admirałem!
- Chyba marszałkiem – mruknął Stanisław Mariusz.
- O właśnie, tak kojarzyłam, że jakimś wojskowym… Może warto powtórzyć ten numer? Teraz jestem już znacznie popularniejsza i wiele dla tego miasta zdążyłam zrobić. Mam się też czym pochwalić. Zwłaszcza na zdjęciach. Gdybym tak każdemu dała… takie zdjęcie, to na pewno by na mnie zagłosował.
„Boże, z kim ja muszę się męczyć” – wzdychał Zdzisław Blachowski. „Za jakie grzechy?” – zamyślił się głęboko. „No właśnie, za jakie…”. Na myśleniu Zdzisława upłynęły kolejne godziny tajnego zebrania Zrazu Prawicy. Czy było nad czym myśleć?

                                                                                     Ciąg dalszy prawdopodobnie nastąpi

                      

                                                                                                                                  BOLESŁAW MARIA MIŁOSZ

-----------------------------------------------------------------------------

 

Epizod 4

 

Poszukiwania kandydatów na prezydenta Wojtkowa w stowarzyszeniu Rozumni i Gospodarni wkraczały w decydującą fazę. Kandydatów było dwóch, z czego jeden bardzo chciał, ale jego nie bardzo chciano, a drugi nie bardzo chciał, ale go coraz bardziej namawiali.

 


- Czy oni są ślepi, czy pijani, że nie dostrzegają moich zalet? - zastanawiał się Roland Szok, młody, ponadczterdziestoletni działacz RiG-u. - Od dawna, od bardzo dawna, ba - od urodzenia jestem przygotowany do pełnienia funkcji prezydenta. Mam sporą wiedzę na tematy samorządowe i zdobyłem ponad sto głosów w wyborach na radnego. Nie każdy z naszej organizacji może się pochwalić takim wynikiem. Tylko dlaczego organizacja nie chce mnie docenić? Czy nie bierze pod uwagę wyglądu, który jest moim największym atutem? Elektorat kobiecy byłby mój, to jest nasz, czyli organizacji. Kobiety wręcz uwielbiają mnie za jasną karnację, szczery uśmiech i wrodzoną skromność. Kiedy mnie widzą, od razu myślą, jak by tu na mnie zagłosować. No, ale w naszej organizacji prawie nie ma kobiet i dlatego moje szanse są niewielkie...

 


„Organizacja" oficjalnego stanowiska jeszcze nie przedstawiła, ale największe szanse na zostanie kandydatem na kandydata miał Piotr Nieszczęsny, znany wojtkowski lekarz od wielu boleści. Był jednak jeden poważny problem. Nie wiadomo było, czy on sam chciał startować. Twierdził jedynie, że nabył niezbędnego doświadczenia i nawet byłby w stanie się zgodzić, gdyby nie protesty pacjentów, na które się zanosiło, jeśli będzie kandydował.
- Ci ludzie tak mnie kochają i tak są ze mną związani, że spodziewam się najgorszego: strajków, protestów i marszów milczenia - bronił się Nieszczęsny na tajnych zebraniach jawnej organizacji RiG. - Moi pacjenci mogą sobie bez mojej opieki po prostu zwyczajnie nie poradzić, a wiadomo, że kiedy zostałbym prezydentem, musiałbym zawiesić praktykę lekarską. Oczywiście najlepiej byłoby, gdyby to miasto miało i takiego prezydenta jak ja, i takiego lekarza, ale niestety, nie stać je na to.

 

Tak, tych ludzi od zawsze cechowała skromność i umiejętność dokonania właściwej samooceny... Wiele w „organizacji" zależało od Macieja Witkowskiego, spirytus movens RiG-u. Zajmował się wieloma sprawami i działał na wielu płaszczyznach, ale aktualnie polityka lokalna spędzała mu sen z powiek.

 

- Roland odpada. Zrobiliśmy badania. Wyszło, że nikt nie wie, kim jest. Nieszczęsny byłby lepszym kandydatem. Niezbyt robotny, ale podatny i słuchający dobrych rad, a tych - jak powszechnie wiadomo - mam setki i mogę nimi sypać od samego rana - myślał oglądając w TV mecz piłkarek ręcznych swojej ulubionej Wojtkowii. - Oczywiście byłoby rozwiązanie najlepsze, najdoskonalsze i najrozsądniejsze, ale to miasto jeszcze do niego nie dorosło. Wojtków nie jest chyba gotowy na takiego prezydenta, jak ja. I obawiam się, że nigdy nie będzie.

 

Ciąg dalszy prawdopodobnie nastąpi

BOLESŁAW MARIA MIŁOSZ

-----------------------------------------------------------------------------

Epizod 5

 

Kolejne spotkanie dwóch prezesów nie przyniosło zgody. Dariusz Noterdam i Stanisław Szpadlewski znów powiedzieli sobie więcej niż przeciętny człowiek, nie-prezes.

- Prawo i sprawiedliwość zatriumfują! Nie tylko przestaniesz być prezesem WZPN, ale pójdziesz siedzieć, a po śmierci usmażysz się w piekle za to, co robiłeś z nami, ludźmi głębokiej wiary w czasach słusznie minionych, ty ubeku pierniczony! - krzyczał Noterdam, prezes piłkarskiego klubu o nieco mylącej nazwie Zgoda. - Gnębiłeś innych, może nie tak porządnych i uczciwych jak ja, ale też katolików, Polaków, przesłuchiwałeś, podsłuchiwałeś, nachodziłeś! Odpowiesz za to, a ja, jedyny prawy i sprawiedliwy, do tego doprowadzę!

- Nikogo nie podsłuchiwałem! Moja praca polegała na wysłuchiwaniu żalów tych biednych ludzi. Kto miał żal, to przychodził do mnie i się wyżalał - po raz kolejny tłumaczył Szpadlewski, prezes Wojtkowskiego Związku Piłki Nożnej. - Dałbyś już człowieku spokój. Może strzelisz jednego? Za Zgodę.

 

- Co??? Strzelić chcesz do mnie, prawowitego mieszkańca ziemi, tej ziemi, wojtkowskiej ziemi??? O Jezuuu, co tu się dzieje, wzywać policję! - krzyczał Noterdam.

- Zobaczysz, jak nie ja, to sądy zamkną ci tę gębę - rozzłościł się Szpadlewski.

- Na moją poczciwą twarz „gęba"? Nie, tej zniewagi nie daruję! Następnym razem spotkamy się na zjeździe działaczy piłkarskich. Wyrzucimy cię z tego wygodnego stołka. Zamienisz go na więzienną pryczę. Już moja w tym głowa! - krzyknął po raz ostatni Noterdam, zakładając na swą cenną głowę kowbojski kapelusz. Dzięki niemu zawsze czuł się nie tylko wyższy, ale i ważniejszy. Często śniło mu się, że żyje w XIX-wiecznej Ameryce i jest szeryfem.

„Nie dość, że hałaśliwy, to jeszcze głuchy. Przecież zapytałem, czy strzeli jednego. Ogłuchł od tego ciągłego krzyczenia na innych" myślał Szpadlewski, kojąc skołatane nerwy kieliszkiem whisky. „Przecież ja nawet nie mam pozwolenia na odstrzelenie takiego zwierza".

 

Ciąg dalszy prawdopodobnie nastąpi

 

BOLESŁAW MARIA MIŁOSZ

-----------------------------------------------------------------------------

Epizod 6

 

Od kilkunastu dni w Wojtkowie trwają poszukiwania lekarza. Nie ustalono, jakiego, którego i od czego, ale ktoś, kto rozmieścił w różnych punktach miasta billboardy ze stosownym napisem, uznał, że jest tutaj potrzebny. Nie ustają domysły, komu najbardziej. A domyślają się kandydaci na najważniejszy urząd w mieście.

- Wszystkie kobiety z UM i kościołów mówią mi, że jestem bardzo ładny. Czy ładny prezydent może potrzebować lekarza? - zastanawiał się Kamil Hojny, prawdopodobny kandydat Zrazu Prawicy na prezydenta miasta i wciąż urzędujący prezydent. - Muszę być zdrowy, bo przecież nie piję, nie palę i nie tego - tego na lewo, bo to źle wpływa na morale i psychikę... Co prawda niektórzy zarzucają mi, że jestem sztywny, więc jeśli już, to może potrzeba by mi było kręgarza?

- Mnie lekarz jest niepotrzebny, mam dopiero 62 lata - mówił do siebie Jerzy Derewenda, miejski radny i kandydat Lewizny na prezydenta Wojtkowa. - Do tej pory najtrudniejszym momentem w życiu było wyprowadzenie sztandaru, ale psychicznie poradziłem sobie i z tym. To już za mną. A co przede mną? Wszystko. Poza tym choroby imają się tylko wierzących.

- Dla mnie to ewentualnie okulista, bo jakoś nie mogę znaleźć swojego miejsca na właściwej liście właściwej partii i każde wybory przegrywam - myślał Arkadiusz Żuraw (Partia Ogólnegodobra). - Jeśli przegram i te, to może psycholog? Ale na razie myślę pozytywnie, i to bez porady lekarskiej.

- Mnie wystarcza żarliwa modlitwa, ona potrafi zdziałać cuda, prawie takie jak woda z Lichenia - uważał Paweł Muśniarek (Prawda i Spolegliwość). - Zresztą już zdziałała: wymodliłem to, że jestem kandydatem na prezydenta i mam już 4% poparcia w Wojtkowie. Wiem, że słupek mi już nie stoi, tylko rośnie, bo księża w ostatnią niedzielę robili sondaże.

- Na cholerę mi lekarz, jak sam nim jestem? - pytał samego siebie Piotr Nieszczęsny (Rozumni i Gospodarni). - I to jakim! Kto się ze mną zetknął, ten nigdy tego nie zapomni! Nie, mnie żadnego kolegi po fachu nie potrzeba. Za dobrze ich znam. Dla nich liczy się głównie kasa, a nie przysięga tego, no, Sokratesa... Albo Hipokratesa. Zapomniałem już z tego nawału obowiązków.

Tymczasem pomysłodawca hasła, które znajdowało się na miejskich billboardach („Wojtków potrzebuje lekarza") spokojnie myślał nad następnym. Na razie brał pod uwagę trzy:

„Nasz lekarz, nasz prezydent"

„Teraz K... Lekarz"

„Co wy wiecie o leczeniu..."

Przez chwilę zaświtało mu hasło „Lekarzu, lecz się sam". I natychmiast je odrzucił.

 

Ciąg dalszy prawdopodobnie nastąpi

 

BOLESŁAW MARIA MIŁOSZ

 

-----------------------------------------------------------------------------

Epizod 7

 

O tym, jak ciężko pracuje się w Wojtkowie, przekonuje przykład nauczycielki jednej z podstawówek. Ta biedna i umęczona rokiem szkolnym kobieta, nie mogąc wytrzymać stresu, z jakim na co dzień spotykała się w swojej placówce, postanowiła z nim walczyć. Przeciwnika starała się pokonać sposobem, łącząc (nie)przyjemne z pożytecznym. Na temat zajęć lekcyjnych zaproponowała: „Alkohol twój wróg - praktyczne metody walki plus teoretyczne podstawy". Lekcja przygotowana została perfekcyjnie, teoretyczne podstawy miały być przedstawione tuż po pokazaniu praktycznego wpływu C2H5OH na organizm ludzki, ale niestety wykład został przerwany, zanim na dobre się rozpoczął. Mało uświadomieni i niezbyt nowocześni rodzice, twierdząc, że nauczycielka „znajduje się pod wpływem", zawiadomili stosowne służby. Te poświęcającą się szkole i nauce kobietę przebadali, wykazując, że istotnie znajduje się ona pod wpływem wspomnianej substancji, i zagrozili nie tylko utratą stanowiska, ale także wyrokiem skazującym. Dyrekcja szkoły i rodzice nie wykazali więc zrozumienia dla nowoczesnych metod nauczania. Uważają, że na taką nowoczesność jeszcze nie nadszedł czas, przynajmniej w Wojtkowie.

Podobnym niezrozumieniem wykazali się kilka lat temu wojtkowscy policjanci, którzy dwukrotnie nie dali wiary miejskiemu radnemu PO (Partii Ogólnegodobra), że jego jazda po uprzednim wypiciu alkoholu jest jedynie ciekawym eksperymentem mającym na celu wykazanie wpływu tegoż na kierującego pojazdem mechanicznym człowieka po studiach medycznych. Radny był bowiem lekarzem i w wolnych chwilach badał różne rzeczy, których nie udało mu się zbadać podczas studiów. Stróże prawa nie przyjęli tłumaczenia, że to wszystko radny robi dla nauki i zabrali mu prawo jazdy. Media milczą na temat ewentualnych dalszych eksperymentów naukowca.

Nie milczały za to, kiedy jeden z przedstawicieli wojtkowskiej Temidy pokazywał, jak można alternatywnie pokonać jedną z ulic osiedla Mierzeje. Sprawę ujawnił „Codziennik Łódzki", pisząc, że sędzia nie tylko omijał zygzakiem niewidoczne dla innych przeszkody, ale także po zatrzymaniu odmówił dmuchania w alkomat. Prawdopodobną przyczyną odmowy była obawa przed potencjalnymi zarazkami, które mogły się znajdować na ustniku tego z natury nieprzyjaznego urządzenia. Zastosowano zatem wysterylizowaną strzykawkę, którą pobrano sędziemu krew. Znajdowało się w niej 2,2 promila alkoholu. Przy takiej ilości można było spokojnie dmuchać w alkomat. Zarazki na pewno by zginęły i obyłoby się bez nieprzyjemnego nakłuwania ręki.

Te przykłady udowadniają, że życie w Wojtkowie na trzeźwo jest niezwykle trudne i mogą sobie z nim poradzić tylko jednostki.

 

Ciąg dalszy prawdopodobnie nastąpi

 

BOLESŁAW MARIA MIŁOSZ

-----------------------------------------------------------------------------

Epizod 8

 

 

Mieszkańcy Wojtkowa i pobliskich miejscowości udowodnili, jak ważne są dla nich zmiany w człowieku. Kandydat Prawdy i Spolegliwości na prezydenta kraju uzyskał w tym interesującym okręgu wyborczym największe poparcie. Prezes PiS od dawna przekonywał, że bardzo się zmienił, ale przekonał tylko niektórych obywateli, m.in. wojtkowian. Mówił np., że nie będzie już koalicji jego partii z Samopomocą Jędrzeja Lepieja, że do władzy na pewno nie dojdzie Roman Giez, że w szpitalach nic się nie zmieni i nadal będą w tak atrakcyjnym stanie, jak obecnie, oraz że serce ma po lewej stronie. Jednak po lewej, bo wcześniej serce prezesa znajdowało się w miejscu, którego nie sposób było ustalić.

On sam uważał, że serce w polityce nie jest potrzebne. Co ciekawe, obietnica dotycząca Samopomocy była już kiedyś przez prezesa składana i nie do końca dotrzymana, ale po pierwsze: prezes był wtedy premierem, a po drugie to tylko dowodzi, jak bardzo chce się zmienić. Zapowiadane zmiany przekonały mieszkańców regionu. Co prawda nie każdy wiedział, na kogo naprawdę głosuje, bo niby skąd miał wiedzieć, skoro prezes raz mówi tak, a raz inaczej i nie było pewne, czy np. w czasie, kiedy wyborca przemierza drogę do lokalu wyborczego, Jarosław K. nie zmieni się na tyle, by przestać odpowiadać danemu wyborcy. Zresztą prezes jeszcze nie zakończył skomplikowanego procesu zmieniania samego siebie. W planach ma jeszcze m.in. polubienie komunikatora Gadu Gadu, którym - jak doskonale wie - posługują się ściągający z sieci wiadome filmiki, związanie się z jakąś sympatyczną kobietą w średnim wieku (być może nawet z Lewizny) oraz zorganizowanie meczu piłkarskiego ze swoimi przyjaciółmi z Rosji lub z Niemiec. Nie jest tylko pewne, czy zdąży te wszystkie zmiany przeprowadzić przed drugą turą. W każdym razie w pierwszej wojtkowianie dali wiarę zapewnieniom zmieniającego się z dnia na dzień prezesa. Duża w tym zasługa miejscowego sztabu PiS, którego członkami byli: niezmienny w swych poglądach Piotr Gradowski i zmieniający jedynie uczesanie Paweł Muśniarek.


- Pokazaliśmy temu cwaniakowi Hojnemu, jaką nasza partia stanowi siłę w regionie! - cieszył się ten pierwszy. - Nie damy się więcej wykorzystać malowanemu i sterowanemu katolikowi! Poprzednio zrobił nas w jajo i wykorzystał samego prezesa. Chodziło mu tylko o udzielenie poparcia w wyborach na prezydenta miasta. Prezes specjalnie przyjechał, udzielił mu namaszczenia, a Hojny co? Wybory wygrał, a nam co dał? Gówno. Drugi raz tak się nie damy i dlatego na kandydata wybraliśmy sobie człowieka, który za dużo nie mówi, bardzo lubi słuchać, spełnia partyjne polecenia, chodzi na pasku, jest na każdy telefon i będzie robił to, co mu powiemy. Prawda Pawle? - Prawda - odpowiedział Paweł Muśniarek. Odpowiedział zgodnie z prawdą.

 

Ciąg dalszy prawdopodobnie nastąpi

 

BOLESŁAW MARIA MIŁOSZ

-------------------------------------------------------------------------------

Epizod 9

 

Ponowne wystawienie Arkadiusza Żurawia jako kandydata Partii Ogólnegodobra na prezydenta Wojtkowa było niespodzianką porównywalną do zwycięstwa reprezentacji Hiszpanii z Polską w meczu piłkarskim. Ogłoszenie tej zaskakującej decyzji władz PO nastąpiło wczesnym popołudniem w pięknych okolicznościach przyrody.

- Podejmuję wyzwanie, jakie postawiła przede mną partia - mówił pan Arek. – Tutaj mieszkam, tutaj dobrze się czuję, ale nie na tyle dobrze, żeby nie narzekać. Dlatego lojalnie uprzedzam: jeśli nie wygram, to będę narzekał. A narzekam na sposób i styl sprawowania władzy przez obecnego prezydenta Kamila Hojnego. Uważam, że stanowczo zbyt rzadko konsultuje on swoje decyzje ze mną i panią minister od spraw równego traktowania Elżbietą Radoszewską. Szczerze mówiąc, to ani razu nie skonsultował z nami żadnej decyzji, co pani minister uznaje za przykład nierównego traktowania. I dlatego kazała mi kandydować. Bo ja będę z nią się konsultował.

 

Pan Arkadiusz oprócz priorytetów swojej prezydentury, przypomniał także swoją dotychczasową karierę zawodową. Oczywiście nie udało się opowiedzieć o wszystkim, co do tej pory osiągnął, bo nie pozwalał na to panujący w Wojtkowie upał, ale to, co przypomniał, napawa optymizmem. Pan Arek ukończył szkołę, i to niejedną, pracował w jednym z największych wojtkowskich zakładów, gdzie robił bardzo dobre wrażenie, koncentrując się głównie na rozmowach i spotkaniach, dorobił się strony internetowej o sobie, która już nie działa, oraz pełnił odpowiedzialną funkcję wiceprezydenta miasta. Pełnił w niezwykle trudnym dla Wojtkowa okresie. Otóż był to czas, kiedy prezydent Waldemar Herflik przebywał w miejscu odosobnienia. Żuraw dowoził wówczas panu Waldemarowi przeróżne dokumenty do podpisania, jak również przekazywał najciekawsze wieści z miasta. Raz nawet pojawił się z drugim śniadaniem. Za to wszystko prezydent Herflik już po wyjściu z miejsca odosobnienia odwdzięczył się Żurawiowi politycznym poparciem w wyborach prezydenckich. Poparcie najbardziej pomogło Kamilowi Hojnemu, który wybory wygrał. Później pan Arkadiusz próbował jeszcze swoich sił jako kandydat PO w wyborach do Izby Starszych. Tu, mimo wsparcia ze strony m.in. minister Radoszewskiej, dla odmiany przegrał.

W związku z tym jego dopiero tworzący się sztab wyborczy złożony z samych specjalistów i znawców lokalnej polityki wymyślił nowe, ciekawe hasło wyborcze. Hasło nawiązuje nieco do słynnego „TKM – Teraz K… My”, rozpowszechnionego dawno temu przez Jarosława K. Jego skrót jest dość zagadkowy, ale świetnie wygląda na billboardach: „KKJ?”. Zastanawia zwłaszcza znak zapytania, sam w sobie stanowiący zagadkę.

O rozszyfrowanie hasła poprosiliśmy członka sztabu Arkadiusza Żurawia.

- To proste jak włos Mongoła. KKJ to skrót od: Kiedy K… Ja?

 

 

Ciąg dalszy prawdopodobnie nastąpi

 

BOLESŁAW MARIA MIŁOSZ

 

-------------------------------------------------------------------------------

 

 

Epizod 10

 

 

Upały wywołują coraz większe spustoszenie. Szczególnie mocno musiało przygrzać w gminie Niewola Grzegoporska. Skwar był tak duży, że 8 na 10 mieszkańców oddało swój głos w wyborach prezydenckich na prezesa Prawdy i Spolegliwości. Niektórzy, już po spadku temperatury, tłumaczyli, że zagłosowali na prezesa, gdyż byli przekonani, że głosują na kogoś innego, kto tylko w kampanii wyborczej podawał się za prezesa. Po kampanii okazało się jednak, że nowy prezes był jedynie awatarem starego.

Upały wywołują także chwilowe (?) zaćmienie. Mimo wyraźnej deklaracji lokalnego oddziału PiS o poparciu w wyborach samorządowych dla Pawła Muśniarka, radny Zrazu Prawicy Stanisław Mariusz uważa, że ta partia jeszcze przemyśli sprawę i poprze obecnego prezydenta Wojtkowa. Sam Kamil Hojny głosu nie zabiera: w ramach duchowego przygotowania i chłodzenia ciała przebywał na pielgrzymce do Świętego Miasta. Byli tacy, którzy mieli nadzieję, że już tam zostanie.

Upały wywołują też reakcje przeciwne do oczekiwanych. Radny Lewizny i kolejny kandydat w jesiennych wyborach 62-letni Jerzy Derewenda zamiast zażywać kanikuły lub siedzieć spokojnie w domu wziął udział w ciekawej konferencji prasowej zorganizowanej na Starym Mieście. Radny uznał, że w mieście wszystkiego brakuje (w jego mieszkaniu np. klimatyzacji), a te braki jest w stanie uzupełnić tylko on. Na początek proponuje uzupełnienie zieleni, co może dziwić, bo do tej pory kojarzony był raczej z kolorem czerwonym.

Upały dały się we znaki także innemu przedstawicielowi Lewizny. Bernard Bryl, radny i z-ca dyrektora miejscowego Ośrodka Ruchu Drogowego wyraził nadzieję, że do Wojtkowa zacznie przyjeżdżać jeszcze więcej samochodów z charakterystyczną literką „L” na dachu. „To może stać się naszym znakiem rozpoznawczym nr 1!” – cieszył się radny. „Poza tym trzeba pomóc sąsiadom z innych miejscowości, gdzie egzamin na prawo jazdy jest zdać o wiele trudniej niż u nas”. Pomysł BB bardzo spodobał się wojtkowskim kierowcom, którzy od dawna narzekają na zbyt mały ruch i coraz bardziej dokucza im brak kogoś, komu mogą w prosty sposób przekazać swoje uwagi dotyczące jazdy po ulicach tego przyjaznego innym miasta.

Upały negatywnie wpłynęły też na nawierzchnię budowanego niezwykle dokładnie, bo już ponad rok, kompleksu sportowego „Sokolik” przy ul. Niskiej. Część nawierzchni odkleiła się pod wpływem wysokiej temperatury, co jednak wcale nie musi oznaczać, że kiedy temperatura spadnie, nie zostanie z powrotem przyklejona. Może z modernizacją miejskiej fontanny pójdzie nieco lepiej. Na razie wiadomo tylko tyle, że będzie ona droższa, ale będzie działać. A zacznie działać w połowie sierpnia, kiedy skończą się te dokuczliwe upały. Tymczasowo mieszkańcom Wojtkowa musi wystarczyć dużo tańsza w utrzymaniu, bo wymyślona przez prezydenta, kurtyna wodna. Działa codziennie w czasie największego żaru, ale żeby nie wyszło za drogo, to tylko przez godzinę.

 

 

Ciąg dalszy prawdopodobnie nastąpi

 

BOLESŁAW MARIA MIŁOSZ

 

-------------------------------------------------------------------------------

 

Epizod 11

 

Ciekawy pomysł na kampanię wyborczą ma wojtkowska Lewizna. Jak oznajmił poseł Artur Ostrowiecki, jego ugrupowanie zamierza zaatakować mieszkańców miasta swoim kandydatem na prezydenta. Atak, zgodnie z nazwiskiem pana posła, może przybrać dość ostre formy.

- Jerzy Derewenda zaczął od siedzenia przy swoim małym stoliczku na ulicach Wojtkowa, ale to dopiero początek – mówi parlamentarzysta. – Dalsza część kampanii przebiegnie jeszcze efektowniej: wkrótce nasz kandydat nie tylko będzie się wraz ze swoim stoliczkiem przemieszczał, ale korzystając z pomocy miejscowego klubu samolotowego, spróbuje unosić się nad miastem. Z góry łatwiej zobaczyć, co i gdzie wymaga jego interwencji, jako prezydenta. Tak więc jeszcze przed samymi wyborami Lewizna górą!

To jednak nie koniec pomysłów tego ugrupowania. Szef sztabu wyborczego (nazwisko do wiadomości red.) ujawnił jeszcze kilka alternatywnych sposobów na jesienną kampanię. Otóż kandydat Jerzy Derewenda oprócz planowanych lotów nad miastem spróbuje też trafić do wyborców nieco młodszych. Stąd też jego pojawienie się na przeróżnych portalach internetowych.

- Nasz, mam nadzieję, przyszły prezydent już ma swoje profile na 76 najbardziej liczących się portalach społecznościowych, ale będzie też próbował dotrzeć do mniej licznych grup wyborców. Dlatego planujemy zapisanie pana Jerzego do takich portali, jak: nastolatki.pl, rolnicy.com, czy dziewice.net.pl. Zdajemy sobie sprawę, że użytkowników tego ostatniego jest najmniej, ale nie można nikogo lekceważyć, każdy głos na wagę złota. Zresztą nasz kandydat jest tak bardzo aktywny w sieci, że musimy go pilnować, żeby się gdzieś w coś nie zaplątał… Z kolei, aby było go jak najwięcej także w realu, postaraliśmy się o kilku sobowtórów, którzy siedzą przy takich samych stoliczkach, tyle że w różnych miejscach, z takim samym hasłem i parasolem, ale nic nie mówią, żeby nie wydało się, że są sobowtórami. Proszę mi wierzyć: nie jest łatwo w Wojtkowie znaleźć sobowtóra pana Jerzego! Ta nowatorska kampania sporo nas kosztuje… – wzdycha sztabowiec.

Lewizna i jej kandydat zaczęli kampanię najwcześniej, a zamierzają skończyć najpóźniej. Jesienią planowana jest akcja „Wykopki 2010” z J. Derewendą w roli wykopującego (co lub kogo będzie wykopywał – tego sztab nie chce na razie ujawnić). Natomiast tuż przed wyborami planowanymi na drugą połowę listopada do wojtkowskich sklepów ma trafić seria bombek choinkowych z wizerunkiem pana Jerzego i napisem „Wesołych Świąt oraz Szczęśliwego Nowego Roku życzy Wasz pan Jurek”. Na uwagę, że to przecież za wcześnie, gdyż święta z reguły wypadają w końcu grudnia, spin doktorzy odpowiadają, że nawet jeśli Derewenda nie wygra teraz, to spróbuje za 4 lata, kiedy stanie się politykiem jeszcze dojrzalszym.

 

Ciąg dalszy prawdopodobnie nastąpi

 

BOLESŁAW MARIA MIŁOSZ

 

-------------------------------------------------------------------------------

 

Epizod 12

 

 

Zwierzęta w Wojtkowie nie mają ostatnio łatwego życia. „Podobnie jak niektórzy jego obywatele” – wzdychają niektórzy obywatele. Kilka miesięcy temu opinią publiczną wstrząsnęły wpisy jednego z internautów, który twierdził, że z latających i siadających tu i ówdzie gołębi przyrządza smakowite potrawy. Miał tak robić w odwecie za to, że one zwyczajowo załatwiają swoje fizjologiczne potrzeby na parapetach i gzymsach wojtkowskich, często wyjątkowo efektownych budynków. Część opinii publicznej (dokładnie: jeden wojtkowianin) wyraziła swoje oburzenie z powodu domniemanych niecnych praktyk, grożąc internaucie prokuraturą, a nawet sądem. Ten, przestraszony lobby gołębiarskiego (i wojtkowianina), sprawę obrócił w żart i przeprosił. Lobby oraz same gołębie. Niestety, tym ostatnim nie było dane długo cieszyć się spokojem. Kilka tygodni później władze miasta podjęły decyzję o zakazie ich dokarmiania w pewnych częściach Wojtkowa. Powód: ptaki złośliwie brudzą coraz ładniejsze elewacje, które stanowią o sile słynnego Szlaku Wielu Kultur – koronnego projektu prezydenta Kamila Hojnego. Istnieje podejrzenie, że gołębie są inspirowane przez polityczną opozycję pana prezydenta, która - jak wiadomo - jest w stanie posunąć się nawet do tego. Lobby gołębiarskie narzeka na los swoich ulubieńców, ale i tak może być zadowolone, bo plany unicestwienia ptactwa sięgały dużo dalej. W grę wchodziło m.in. zatrudnienie drapieżnika, a w ostateczności nawet wyłapywanie gołębi przez urzędników i tłumaczenie im, że to, co robią, jest niezgodne z zasadami, które w mieście obowiązują. Nieposłuszne i zatwardziałe ptaki miały być surowo karane. Jak? Lepiej nie wiedzieć.

Niełatwo mają też psy, często oskarżane o produkcję ekskrementów i niesprzątanie ich. Pojawiły się głosy, że tak być nie powinno, że coś tu śmierdzi… Wprawdzie odchody w dalszej fazie stanowią element użyźniający wojtkowską glebę, ale w początkowej są niczym miny, na które wpadają niczemu niewinni, bo nieposiadający czworonogów wojtkowianie. Pojawiły się pomysły, aby ścigać właścicieli psów, którzy min nie likwidują. Pomocne miałyby być testy DNA, dzięki którym szybko i sprawnie można by psią kupę zbadać i po niej dojść do właściciela. Niestety, koszty takiego przedsięwzięcia byłyby nie do udźwignięcia dla takiego miasta jak nasze. Dlatego zdecydowano się na dużo prostsze, choć nieco bardziej dla piesków bolesne czipowanie. Dzięki niemu już żaden mieszkaniec nie wyprze się ani swojego psa, ani jego kupy.

W ogóle trzeba zauważyć, że w kwestii braci mniejszych władze miasta mają jeszcze kupę do zrobienia, bo zostaje sprawa miejskiego schroniska dla zwierząt, które na razie wciąż jest, gdzie jest, ale już niedługo ma być tam, gdzie miało go nie być.

 

Ciąg dalszy prawdopodobnie nastąpi

 

BOLESŁAW MARIA MIŁOSZ

 

 

-------------------------------------------------------------------------------

 

Epizod 13

 

 

Co prawda nie udało się władzom miasta oddać na czas największych upałów fontanny, która miała chłodzić grzeszne, wojtkowskie ciała, ale w zamian zaproponowano coś znacznie ciekawszego. Otóż po kilku ulewnych dniach udało się wygospodarować kawałek terenu, na którym może nie ma fontanny, ale za to jest całkiem spora tafla dość czystej wody. Tak czystej, że korzystają z niej przebywające u nas gościnnie kaczki. Tafla znajduje się na boisku Zgody Wojtków i jest efektem skomplikowanego procesu jego modernizacji. Nie wiadomo, czy autorzy projektu modernizacji zakładali, że uda się bez większych kosztów stworzyć coś, co może w pewnym stopniu zastąpić miejską fontannę. Ważne, że stadion, do tej pory nieżywy, ożył w dość niespodziewanym momencie. Cieszy także to, że w dobie kąpielowych zakazów w przeróżnych kurortach i kąpieliskach, akurat w tym miejscu kąpiel nie jest zabroniona. To dobrze świadczy o gospodarzach obiektu, a jeszcze lepiej o projektantach.

W tzw. sezonie ogórkowym każda informacja jest na wagę złota. Np. ta o wojtkowskich policjantach, którzy z okazji swojego święta najpierw odebrali należące im się jak psu zupa medale i wyróżnienia za uczciwą i rzetelną służbę, a po nudnej części oficjalnej udali się na ciekawszą część nieoficjalną.. Prawdopodobnie nie każdy z nich otrzymał takie samo wyróżnienie, co stało się przyczyną konfliktu. Jego eskalacja doprowadziła do interwencji innych policjantów, którzy nie mogli świętować, bo akurat byli na służbie. Na szczęście tych ostatnich było więcej, co sprawiło, że ci pierwsi zostali ujarzmieni. Więcej szczegółów miejscowa komenda nie podaje, uznając widocznie, że to jej wewnętrzna sprawa. I pewnie miałaby rację, gdyby nie fakt, że w wyniku policyjnego konfliktu otarcia naskórka doznało także dwóch zwykłych mieszkańców Wojtkowa. Stanowi to dla nas dobrą nauczkę na przyszłość. Otóż w dniu święta policji lepiej nie szlajać się po obcych lokalach, tylko spokojnie siedzieć w domu i pilnować swoich spraw.

Nauczkę na przyszłość mają też mieszkańcy tzw. starówki, na terenie której ekipa filmowców polskich kręciła kolejny film. Najpierw ich do siebie wpuścili, a teraz niektórzy żałują. Na dodatek nie wiadomo, co ekipa nakręciła, ale istnieje prawdopodobieństwo, że to, co po niej pozostało, nadaje się na następny film. Pan Roman Węgorz, który w tym ostatnim wystąpił w roli statysty, mówi przedstawicielowi miejscowych mediów:

- Nie dość, że, proszę ciebie, płacą grosze, zaledwie 50 zł, to jeszcze muszę słuchać poleceń jakiegoś starego reżysera! Zero miejsca na własną inwencję, ten cały Hoffander nie pozwolił mi rozwinąć skrzydeł, co na pewno odbije się na jakości obrazu. A jeśli chodzi o to, co tu zostawili: oświadczam, że jeżeli nie wrócą i nie posprzątają po sobie, to ja sam nakręcę o nich film i siebie obsadzę w głównej roli!

 

 

Ciąg dalszy prawdopodobnie nastąpi

 

BOLESŁAW MARIA MIŁOSZ

 

-------------------------------------------------------------------------------

 

Epizod 14

 

 

W ubiegłym tygodniu wojtkowska radna Prawdy i Spolegliwości Beata Dudała–Drożdżówka zorganizowała akcję pt. „Krzyż na miarę naszych potrzeb”. W tym celu wraz z przedstawicielami Rodziny Ojca Tadeusza, dwoma radnymi PiS oraz jednym księdzem ustawiła symboliczny krzyż w centralnym punkcie Wojtkowa. Nie był to jednak krzyż sprzed Pałacu Prezydenta, gdyż na jego zabranie nie zgodzili się koczujący pod nim ludzie, którzy już zastanawiają się, jak przetrzymać jesienne słoty i zimowe mrozy: była to skomplikowana i starannie przemyślana konstrukcja ze zniczy. Pomysł radnej spodobał się głównie jej rodzinie, Rodzinie Ojca Tadeusza i działaczom PiS, ale to radnej nie zraża. Jeśli sprawa krzyża przed pałacem nadal nie zostanie wyjaśniona (co ma się dokładnie wyjaśnić, radna nie wyjaśnia), pani Beata planuje kolejne akcje.

- Niebawem mam zamiar wkopać sobie krzyż przed własnym domem, aby zaprotestować przeciwko temu, że inni sobie żadnego krzyża jeszcze nie wkopali – mówi radna. – Poza tym bardzo mi się nie podoba, że władze miasta z prezydentem, którego nie popieramy, zamiast postawienia na krzyż, postawiły na fontannę. Niewykluczone, że kolejnym naszym krokiem będzie zbudowanie nowego, dużo większego krzyża w pobliżu fontanny, a może nawet w jej środku. To może być jeszcze jeden element naszej walki z szatanem. Ludzie muszą wiedzieć, co jest dzisiaj najważniejsze!

Niestety, nie wszyscy wiedzą. Jeden z miejskich radnych PO skrytykował zrealizowany już  pomysł radnej PiS, uważając, że „krzyż ze zniczy, który stoi przed pomnikiem katyńskim, przesłoni ofiary z 1940 r.”.

- Nikt tu niczego nie chce przesłaniać, a już na pewno nie my – uważa Beata Dudała–Drożdżówka. – To raczej inne budynki zasłaniają krzyże. W stolicy jest to głównie Pałac Prezydenta, a w Wojtkowie dawna restauracja, siedlisko rozpusty. Może gdyby miastem rządził ktoś inny, a nie Kamil Hojny, moglibyśmy liczyć na większą życzliwość dla naszych akcji i w przyszłości udałoby się tę nikomu niepotrzebną dziś budowlę wyburzyć. To tylko marzenia, które mogę wyrazić krótkim wierszem, stworzonym przeze mnie specjalnie na te trudne dni:

„Niby nic, ale jednak  znicz

Gdyby nie PiS, nie byłoby nic

Może kiedy zmieni nam się władza

Krzyż przestanie tu zawadzać

Teraz walkę zacząć trzeba

O budowę krzyża z drzewa

Symbolicznie taki krzyż

Trwały będzie niczym spiż”

Radna zapewnia, że ma w szufladzie jeszcze kilka równie interesujących dzieł poetyckich i w razie potrzeby nie zawaha się ich użyć.

 

Ciąg dalszy prawdopodobnie nastąpi

 

BOLESŁAW MARIA MIŁOSZ

 

-------------------------------------------------------------------------------

 

Epizod 15


O tym, że sytuacja w naszej piłce nożnej jest naprawdę interesująca, przekonuje przykład dwóch klubów z okręgu wojtkowskiego. Przedstawiciel Odry Karbo zaoferował całe 500 zł przedstawicielowi Przygłowianki w zamian za przegranie meczu, a kiedy ten uznał, że to śmieszna propozycja, stawkę zwiększył do 1000.
- Za pięć stów to my sami sobie przegramy, jak będziemy chcieli – miał powiedzieć piłkarz Przygłowianki. – Nie takie rzeczy my robili. A tauzen na drużynę, to żaden pieniądz. Co innego na łebka…


- W łebkach to wam się chyba od upału zagotowało – miał uznać działacz Odry, który dostał wyraźny przykaz z klubu, by nie wracać do domu bez załatwienia sprawy. – Stawiam temat uczciwie, jak przystało na działacza piłkarskiego: mata tu 1000 zł na drużynę, grajta, przegrajta jedną bramką, a potem idźta się za to napić. My o awans gramy, a wam wszystko jedno. Więcej niż tysiaka nie dam, bo już fundusz korupcyjny przekroczyłem i prezes mi marudzi…
Skąpstwo działacza Odry wyzwoliło czystą, sportową złość w zawodnikach Przygłowianki, którzy mecz wygrali. Dzięki internetowym donosom, zwanym także postami, sprawa ujrzała światło dzienne i trafiła pod obrady WOZPN. Zespół Odry postanowiono surowo ukarać.
- Jestem za tym, żeby ten tysiąc pomnożyć przez dziesięć i żeby klub wpłacił tę kasę na nasze konto, a my już sobie to jakoś rozdysponujemy – zaproponował jeden z wiceprezesów Związku.
- A może lepiej będzie, jak udamy, że tego nie widzimy? No bo jeśli się tym zajmiemy, to ktoś na górze zacznie się nam przyglądać i wiecie, może być różnie… - wyraził swoje obawy członek Zarządu.


- Od czasu afery z tym warchołem Noterdamem miałem tu tyle komisji i kontroli, że jedna więcej nie zrobi różnicy – powiedział prezes Stanisław Szpadlewski. – Jestem za zdegradowaniem Odry, niech spływa niżej.
“Ech, jak ja bym chciał, żeby na miejscu prezesiny tej biednej Odry był Noterdam! Nie odpuściłbym ani na milimetr!” – rozmarzył się Stanisław S. “Mało to takich Odr jest w każdej lidze? Już się ludzie powinni przyzwyczaić, a nie wysyłać nam donosy… Całe moje życie zawodowe to te cholerne donosy. Powoli mam tego dosyć.”
Tymczasem prezes Dariusz Noterdam, prezes Zgody Wojtków, korzystając z zamieszania, szykował kolejny atak na prezesa S.


“Złożę czternaste zawiadomienie do prokuratury. Tym razem z okazji 30. rocznicy powstania “Solidarności”. Mam świadków, którym się przypomniało, że Szpadlewski, kiedy był ubekiem, szantażując, pozbawił jednego z nich miesięcznego przydziału na proszek do prania” – ustalił sam ze sobą, po czym poprawiając kowbojski kapelusz, wdrapał się do swojego samochodu (auto nie należało do najmniejszych). Dzięki kapeluszowi nie tylko czuł się optycznie wyższy, ale w wolnych chwilach wyobrażał sobie, że mieszka w XIX-wiecznej Ameryce i jest szeryfem. To bardzo poprawiało mu samopoczucie. Liczył, że kolejne doniesienie poprawi mu je jeszcze bardziej…

Ciąg dalszy prawdopodobnie nastąpi

BOLESŁAW MARIA MIŁOSZ

-------------------------------------------------------------------------------

 

Epizod 16



Nabiera tempa kampania kandydata wojtkowskiej Lewizny na prezydenta miasta. Nie tak dawno jej mózg poseł Artur Ostrowiecki poinformował mieszkańców, że kandydat Jerzy Derewenda jest wszędzie i trzeba być czujnym, bo może się wyłonić z najmniej uczęszczanej ulicy, a nawet siedzieć przy małym stoliczku umieszczonym w dowolnym miejscu. Na mieszkańców padł blady strach, bo taki kandydat może w każdej chwili każdego mieszkańca zaczepić i pytać nie wiadomo o co, a wiadomo, że taki mieszkaniec chce mieć święty spokój, a nie tłumaczyć się kandydatowi. Ta nowoczesna forma komunikowania się ze społeczeństwem nie była strzałem w “10”: mieszkańcy uciekali wzrokiem przed panem Jerzym, a niektórzy, jak tylko widzieli gdzieś mały stoliczek, czym prędzej brali nogi za pas lub przechodzili na drugą stronę. Sztab wyborczy wpadł więc na nowy pomysł. Ujawniono go na 37. w tym roku konferencji prasowej, tym razem plenerowej. Dla uzyskania lepszego efektu główne jej postaci, czyli A. Ostrowiecki oraz J. Derewenda, wsiedli do urzą


Komentarze (28)
Czy wiesz, że posiadając konto na ePiotrkow.pl twoje komentarze są publikowane od razu? Więc załóż konto lub zaloguj się!
Portal epiotrkow.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników. Osoby komentujące czynią to na swoją odpowiedzialność kraną lub cywilną.
Piotr Włostowic
~Piotr Włostowic (Gość)
27.08.2010 02:21

Czytając te kolejne odcinki z życia Wojtkowa, jestem pewien, że podkręcona opowiastkami Bolesława Marii Miłosza walka rywali politycznych w najbliższych w Wojtkowie wyborach samorządowych o najwyższe stołki, ciepłe synekurki, niezłe apanaże i dostęp do tak zwanych możliwości, będzie nie tylko widowiskowa wysoce, zażarta i bezpardonowa, ale ponieważ mamy na co dzień dosyć szarości - będzie także i BARWNA!
Nie obawiajcie się więc w walce o zdobycie głosów wyborców zarówno wyrazistych zachowań, ale nie bójcie się też KOLORU!
Ulubionego zresztą, przez część społeczeństwa, a mieszkańców Wojtkowa - w szczególności!
http://www.malemen.pl/files/x/2886_2.jpg
http://republika.pl/blog_ej_3121284/3218402/tr/tomatina3.jpg
http://static2.flaker.pl/static/images/flaker/user_submitted/f_1641_1276619365_2_755.jpeg

mini19103
~mini19103 (Gość)
26.08.2010 20:39

Świetne,potrzebujemy jeszcze.....

mini19103
~mini19103 (Gość)
26.08.2010 20:39

Świetne,potrzebujemy jeszcze.....

Piotr Włostowic
~Piotr Włostowic (Gość)
26.08.2010 20:02

Bardzo ładnie, żeście w końcu dopisali na portalu brakujące odcinki, które ukazywały się w "Tygodniu Trybunalskim".

gonzo
~gonzo (Gość)
08.08.2010 15:15

Gdzie nowe odcinki ? Ta powieść to najlepsza rzecz tutaj i w gazecie. Dziwię się że przestaliście dawać kolejne odcinki.
Świetna sprawa, super pióro i zorientowanie w sprawach lokalnych. Dla mnie nr 1 na portalu i w Tygodniu Trybunalskim.

Piotr Włostowic
~Piotr Włostowic (Gość)
30.07.2010 22:37

A ja się pytam, gdzie epizody 9, 10 i 11?
Co za brak konsekwencji?
Czy po prostu racjonalizm...
Dlaczego przerwaliście publikację na portalu?
Po to, żebym poszedł i kupił sobie w kiosku w wydaniu papierowym. Za 2 złote. 3 razy 2 to już 6 złociszy musiałem wybulić, żeby być na bieżąco z Bolesławem Marią Miłoszem. Ale odcinek jedenasty - prima sort!
Jerzy Derewenda jak żywy!

Piotr Włostowic
~Piotr Włostowic (Gość)
15.07.2010 22:47

...chodzi na pasku...
Czy na smyczy?
Kaganiec, jak rozumiem, niepotrzebny?
Nie ugryzie? Co najwyżej - odszczeknie. Co, też nie?

Komentarz był edytowany przez autora: 15.07.2010 22:49

reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat