Za czasów PRL-u takie wydarzenie nie miałoby prawa się zdarzyć.Pomarańcze były tylko na "Górniaku" i "Różycu" i nie znajdowały się w siatkach.Każdy kupował grzecznie po sztuce i koniec.A o takim kiwi to tylko górale słyszeli, od wuja z "Jackowa".
Zawiało Włostowicem, do prawdy...
Delbana ,ty nic kobieto nie wiesz.To był performer.Zjechał ciut za wcześnie do Piotrkowa......
informacji jest tyle co kot napłakał, dlatego, że została ona ocenzurowana - ponoć dla dobra śledztwa
Wtedy to można było dostać w łeb właśnie za to, że miało się siatkę z pomarańczami. To był bardziej deficytowy towar niż pieniądze.
SPROSTOWANIE. Pomarańcze wtedy w siatkach nie były, tylko (raz do roku, na Boże Narodzenie) ważono je najwyżej po kilogramie (jeżeli "doszły") i wkładano (jak wszystko, zresztą) do standardowych torebek z szarego papieru, większych, mniejszych, ale w takim samym odcieniu szarości, jak i tamte czasy.
Torebki te miały jedną niezaprzeczalną zaletę.
Po wypakowaniu zawartości można ją było sobie nadmuchać ustami, zacisnąć otwór ręką, a drugą przywalić w torebkę, która wydawała zaskakująco głośny huk. Zaskakujący tym bardziej, że na ogół za plecami zamyślonej babci Malwiny albo (wersja hard) na lekcji przyrody, kiedy pani odwróciła się do wypchanego ptaka.
Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!
Życzymy miłego przeglądania naszej strony!