Tłumaczą to ekologią, ale bardziej adekwatne określenia to: ekoszaleństwo, ekokomunizm, ekoterroryzm.
Przypomnę, że to rozwój motoryzacji i maszyn wygryzł konie z transportu, kopalń i prac polowych. Nikt wcześniej nie uchwalał, do którego roku konie mają zniknąć z wyżej wspomnianych przestrzeni. A przecież jeszcze pod koniec XIX wieku najtęższe głowy (czyli tzw. eksperci!) wyliczały, kiedy największe metropolie (Paryż, Londyn, Nowy Jork) zatoną pod warstwą końskiego łajna. Ale nic takiego się nie stało. Na rynek weszły samochody, ludzie się do nich przekonali, samochody zaczęły się upowszechniać, a pojazdy zaprzęgowe stopniowo zniknęły. Czyli najpierw nastąpił rozwój nowej technologii (motoryzacji), i dopiero ona wygryzła konie.
Obecnie problem "rozwiązują" jak to się potocznie określa, od złej strony: nie mając jeszcze odpowiedniej technologii i dostosowanej infrastruktury, ustalają daty eliminacji pojazdów spalinowych (zakaz rejestracji, zakazy wjazdów w różne miejsca, zakazy produkcji, itd.). Jeśli to nie jest wariactwo, to co to jest?
A teraz coś o truciu przez samochody. Nie jestem jeszcze starym grzybem, ale pamiętam czasy, gdy z rur wydechowych unosiły się chmury ciemnego dymu. Katalizatory rozwiązały ten problem: paliwo jest dopalane, a z rur leci dwutlenek węgla, para wodna i śladowe ilości tlenków azotu, które powstają w wyniku reakcji tlenu z azotem w wysokich temperaturach. Spada to potem z deszczem wzbogacając glebę w azotany. Inną sprawą jest wyeliminowanie etylin. Dawniej wraz ze spalinami unosił się bromek ołowiu, związek który zatruwał glebę, żywność i nas bezpośrednio poprzez płuca. Teraz mamy benzyny bezołowiowe, czyli kolejny toksyczny czynnik (poza pośrednimi produktami spalania, gdy nie było katalizatorów) został wyeliminowany. No i co? Ano teraz na tapetę wzięli to co pozostało: dwutlenek węgla! Problem jest tylko taki, że dwutlenku węgla nie można nazwać zanieczyszczeniem powietrza, bo on od zawsze był jego immanentną częścią (w przeszłości było go wielokrotnie więcej, niż dziś!), na nim opiera się obieg węgla w przyrodzie, dzięki czemu w ogóle istnieje życie. Ale teraz podobno jest on w stanie "ugotować planetę". Nie ugotował, kiedy było go trzysta razy więcej, niż dziś, ale teraz ugotuje na pewno, bo tako rzecze nowa religia, ekologizm.
Pytanie do wyznawców nowej religii: ile tego dwutlenku węgla powinno być w powietrzu, aby było idealnie? Proszę od razu uzasadnić swoją odpowiedź.
Pranie mózgów idzie pełną parą, a jednocześnie drenaż kieszeni, stopniowe ograniczanie mobilności i naszej wolności.
Kiedyś myślałem, że wiek XXI będzie wiekiem rozwoju i postępu. Owszem, technologia poszła mocno do przodu, szkoda tylko, że jest wykorzystywana głównie do inwigilacji i zniewolenia obywateli. A tak poza tym, to zamiast okresu nowego oświecenia mamy zwykły debilocen.
Z niepokojem patrzę w przyszłość, jaką nam lewactwo szykuje.
P.S. Czy bierze ktoś pod uwagę, poza problemami z ładowaniem i późniejszą utylizacją, zachowanie się elektrycznych aut podczas zalania wodą, albo zwykłego wypadku? Wiecie, jak się zachowuje taki akumulator po mechanicznym uszkodzeniu? Wiecie, jak wyglądają próby ugaszenia takiego auta?
Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!
Życzymy miłego przeglądania naszej strony!