Dziś pracuje w aptece, ma mieszkanie i jest w trakcie zakładania rodziny. Kamil* zmierza kontynuować naukę w szkole ogrodniczej i już znalazł sobie pracę. Michał* nie miał tyle szczęścia. Wcześnie zakończył edukację. Wpadł w złe towarzystwo i nałogi. O tym jak radzą sobie wychowankowie Domu Dziecka w Sulejowie po opuszczeniu placówki, jak wygląda pomoc i jakie są losy młodzieży opowiada dyrekcja i pracownicy.
Osiemnaste urodziny w Domu Dziecka to tort, świeczki, a kilka dni później pakowanie walizki. Wtedy dla nich zaczyna się prawdziwe życie. Życie, z którym nie zawsze potrafią sobie poradzić. Opuszczenie domu z dnia na dzień to duży szok dla młodych ludzi. By złagodzić gwałtowny proces opuszczania „rodzinnego gniazda", pracownicy placówki podejmują działania. Czasem formalne, gdy jest potrzeba działają też prywatnie. Jak wygląda pomoc?
- Proces usamodzielniania młodych ludzi w placówce formalnie zaczyna się trzy miesiące przed ukończeniem osiemnastego roku życia, wtedy, kiedy jeszcze przebywają w Domu Dziecka. Polega on głównie na rozmowach dotyczących przyszłości, kontynuowania nauki, szukania lokum i zatrudnienia. Proces ten zaczyna się od ustalenia opiekuna procesu usamodzielniania. Jeśli wychowanek tego chce, może nim być wychowawca lub ktoś z rodziny wychowanka (jeśli utrzymuje z nim kontakt). Ta pomoc polega głównie na pokierowaniu młodym człowiekiem, asystowaniu przy czasem bardzo prozaicznych czynnościach, jak: wyrobienie dowodu, zorganizowanie meldunku czy tych poważniejszych, tj. wyborze szkoły czy znalezieniu mieszkania. Wówczas wychowanek wraz z opiekunem tworzy „plan działania", który zatwierdza dyrektor Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie. Wszystko po to, by młody człowiek mógł uzyskać pomoc finansową - mówi Ewelina Dajcz, pedagog i pracownik Domu Dziecka w Sulejowie.
Teoretycznie placówka nie udziela pomocy finansowej wychowankom, którzy opuścili Dom Dziecka. Tym zajmuje się PCPR w powiecie i MOPR w mieście. Jednak jeśli któreś z wychowanków źle sobie radzi i prosi o pomoc, to zawsze może na nią liczyć. Nawet prywatnie.
- Jeszcze przez trzy lata po opuszczeniu placówki młodzi ludzie mogą liczyć na pomoc psychologiczną i zawsze uzyskają wsparcie. Czasem po prostu chcą się wygadać, doradzić. W końcu spędzili tu wiele lat i mają tu wiele osób im bliskich - mówi Ewelina Dajcz.
więcej w najnowszym (25) numerze „Tygodnia Trybunalskiego"
Ewa Tarnowska