Terroryzuje sąsiadów?

Tydzień Trybunalski Piątek, 29 maja 2009, aktualizacja 29.05.2009 11:380
Poniatów - mała, spokojna miejscowość w okolicach Piotrkowa. Na jednej z przyleśnych ulic panuje szczególny spokój. Śpiewają ptaki, pachnie las. Jak się okazuje, ten spokój jest bardzo pozorny. Niektórzy jej mieszkańcy czują się osaczeni i zastraszeni. Twierdzą, że ich sąsiadka terroryzuje okolicę. Kilka razy dziennie bywa tu policja.
Terroryzuje sąsiadów?

A jak się to wszystko zaczęło? Początkowo nie ze wszystkimi sąsiadami pani Kowalska* miała zatargi. Nie wszystkim też, jak mówią o tym sąsiedzi, zatruwała życie. Łatwo było jednak z przyjaciela stać się wrogiem.

(…)
Niektórzy sąsiedzi pani Kowalskiej nie chcą już rozmawiać na ten temat. Twierdzą, że wiele przeszli i teraz, kiedy mają względny spokój, nie potrafią o tym opowiadać. Niektórzy jednak decydują się na rozmowę, chociaż ta kosztuje ich wiele wysiłku i nerwów. Po wysłuchaniu ich historii okazuje się, że to właśnie ci państwo mieli najwięcej do czynienia z panią Kowalską. Z jej powodu ze łzami w oczach myślą o sprzedaży wymarzonego i w trudzie wybudowanego domu. Twierdzą, że zdrowie i rodzina są ważniejsze, choć tak naprawdę nie stać ich na wynajęcie mieszkania w bloku (musieliby sprzedać dom).


- Policja jest elementem stałym w naszym życiu. Ciągle jesteśmy w stresie, że za chwile przyjadą funkcjonariusze i będziemy oskarżeni o coś, czego nigdy nie zrobiliśmy. Po pani Kowalskiej wszystkiego można się spodziewać – mówią. - Wszystko zaczęło się około trzech lat temu, kiedy Kowalska zaczęła interesować się życiem sąsiadów. Nie podobało jej się, że my spotykamy się z innymi. Punktem zapalnym było zaproszenie jednych sąsiadów do naszego domu. Mąż pani Barbary zakładał nam elektrykę w domu, potem żona dawała mu zastrzyki, kiedy był chory, i tak się bliżej poznaliśmy. Zaprosiliśmy ich do siebie. Po tym otrzymaliśmy anonim do skrzynki, który nakazywał zerwanie kontaktów z tymi sąsiadami, bo… to nie są ludzie, których powinniśmy zapraszać do domu. Potem Kowalska uznała, że podpisaliśmy pismo skierowane do komendanta policji w Sulejowie czy w Piotrkowie, które sporządzili inni sąsiedzi nie mogąc znieść jej zachowania. Myśmy wtedy nawet o tym piśmie nie wiedzieli, ale to już nie jest ważne - tłumaczy pan Krzysztof.


Historia kontaktów pana Krzysztofa i jego żony z panią Kowalską i jej mężem jest bardzo długa i skomplikowana. Jest kilka wątków tego konfliktu.
- Jednym z „problemów” jest stawianie przeze mnie mojego auta w nieodpowiednim, jej zdaniem, miejscu, zbyt blisko posesji Kowalskich (rzekomo zastawiam im wyjazd). To jest nieprawda. Mimo to policja była u nas kilkanaście razy w tej sprawie. Kowalska twierdziła, że rozjeżdżam jej drzewka rosnące przy drodze, którą to drogę publiczną uważa za swoją własność. Fotografuje nas. Nasz samochód ma osobny album ze zdjęciami na komendzie w Sulejowie - tłumaczy pan Krzysztof.
(…)
- Przychodziła do mnie do pracy i składała pisma moim pracodawcom zawierające negatywne, nieprawdziwe opinie na mój temat. Pisała też pod moim adresem: „Kobieto, zmień się, bo cię zwolnią” i ja w pracy miałam ustosunkować się do tych słów na piśmie. To był koszmar. Ona nie ponosi żadnych konsekwencji. Boimy się, że w każdej chwili może przyjechać policja z nowymi oskarżeniami, bo albo źle się spojrzało, albo się nie spojrzało - mówi żona pana Krzysztofa.
- Pani Kowalska składała pisma do kuratorium, że udzielam korepetycji w czasie urlopu zdrowotnego, co było nieprawdą. Do Urzędu Skarbowego, że kupuję działki za nielegalnie zarobione pieniądze. Składała pisma z opinią, oczywiście bardzo złą, o mnie moim kolejnym dyrektorom szkoły, w której pracuję. Do Komendy Głównej Policji, do służb ONZ, do szkoły, do zakładu pracy, do kuratorium, do Starostwa Powiatowego. Pani Kowalska nawiązała kontakt z moim dyrektorem w szkole. O każdej zmianie dyrekcji wiedziała i wysyłała jej negatywne, przez siebie wymyślone opinie na mój temat. Pierwszy dyrektor mojej szkoły potraktował te opinie poważnie. Miałem kłopoty. Pani Kowalska fotografuje nas bez naszej wiedzy i załącza fotografie do pism do naszych pracodawców. W jednym roku mieliśmy kilka instytucji na głowie. Mimo że nie czułem się winny, to był niesamowity stres. Cały czas musieliśmy udowadniać, że nie zrobiliśmy nic złego. W tej chwili posiadam akt oskarżenia. Sąd uznał mnie za winnego. Dał wiarę temu, co powiedziała ta kobieta. Do tej pory moje kontakty z sądem wyglądały tak, że miałem sprawę spadkową. I tyle. Teraz ja stałem się kryminalistą. Pani trafiła wszędzie. Sąd uznał mnie za winnego, a ja niczego złego nie zrobiłem. Będę się odwoływał od wyroku, ale my musimy wyprowadzić się stąd, bo my życia nie mamy. Nawet nie wiem, o co tak naprawdę zostałem oskarżony, bo żadne z opisanych przez panią Kowalską zdarzeń nie miało miejsca. Przyszła do nowego dyrektora szkoły, w której pracuję, by opowiedzieć mu o mnie. Zajrzałem do gabinetu dyrektora, kiedy ona tam była, ale wycofałem się. Wtedy stwierdziła, że pobiłem ją i znieważyłem. Ona wezwała swoich świadków. Dyrektor zaprzeczył temu, ale Kowalska powiedziała, że i tak mnie załatwi. To jest paranoja. Czujemy, się bezradni i zdruzgotani, że nikt nie może nam pomóc - kończy wypowiedź pan Krzysztof.


*Wszystkie imiona i nazwiska zostały zmienione.


Ewa Tarnowska
Janusz Kaczmarek

Więcej w najnowszym numerze „Tygodnia Trybunalskiego”.

POLECAMY


Zainteresował temat?

0

0


Komentarze (0)

Zaloguj się: FacebookGoogleKonto ePiotrkow.pl
loading
Portal epiotrkow.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników. Osoby komentujące czynią to na swoją odpowiedzialność karną lub cywilną.

Na tym forum nie ma jeszcze wpisów
reklama
reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat