Do konfliktów dochodzi nie tylko między współlokatorami, ale także między sąsiadami oraz właścicielami mieszkań. Weronika, Kasia, Karolina oraz Basia i Monika – to pięć dziewcząt z dużej grupy studentek, które na własnej skórze przekonały się, że współlokator, sąsiadka czy właściciel mieszkania mogą doprowadzić człowieka do szaleństwa.
Student kontra student
Wydawać by się mogło, że nikt nie dogada się lepiej ze studentem niż drugi student. Okazuje się jednak, że nie zawsze. Przekonały się o tym Kasia i Weronika. - Na trzecim roku studiów trafiłam na bardzo specyficznych ludzi – parę, która - jak się później okazało - okłamywała nas, że studiuje. Doszło tutaj do bardzo drastycznej sytuacji, a mianowicie do tego, że dziewczyna groziła współlokatorowi bronią – wspomina Kasia. Do konfliktów dochodziło już na samym początku z powodów czystości. – Oni zupełnie nie dbali o higienę. Doszło do tego, że przychodziła do nas właścicielka i pytała, co tak strasznie śmierdzi w mieszkaniu. My u siebie sprzątałyśmy, ale z ich pokoju tak śmierdziało, że nasze sprzątanie niewiele dawało. Zwracałyśmy im uwagę raz, drugi, trzeci – nie docierało – mówi dziewczyna.
Podobnie było z jedzeniem, które para notorycznie podbierała pozostałym lokatorom. Jak opowiada Kasia, jedna z koleżanek zostawiła na lodówce wiadomość, iż pozostali nie życzą sobie, aby ktoś zabierał ich rzeczy. Para bardzo się zbulwersowała, zabrała kartkę i zrobiła wreszcie wielką awanturę, chociaż - jak podkreśla dziewczyna – adresata na niej nie było. Od tej pory się zaczęło – awantury o najdrobniejsze sprawy, ciągłe sprzeczki.
Do groźnej sytuacji doszło po jakimś czasie. - Któregoś wieczoru jedna ze współlokatorek została sama, a oni weszli do jej pokoju i zaczęli na nią krzyczeć. Mało brakowało, żeby chłopak ją uderzył. Udało się jednak wyprosić ich z pokoju. Rano koleżanka opowiedziała całą sytuację swojemu chłopakowi, który wrócił z pracy. Poszedł on z nimi spokojnie pogadać. Zaczęli się szarpać. W trakcie awantury wyszło między innymi, że czytali naszą prywatną korespondencję. W pewnym momencie dziewczyna wyciągnęła broń i zaczęła nią mierzyć w Tomka*. Jakoś załagodziliśmy tę sytuację, ale Tomek zgłosił fakt na policję. Ta skierowała sprawę do sądu i tam będzie jej finał – opowiada Kasia.
Wcześniej Kasia wynajmowała mieszkanie z jedną dziewczyną i czterema chłopakami. Już na początku powiedzieli jej, że są “imprezowi”, że prowadzą typowe życie studenckie. - Oczywiście nie było to dla mnie żadnym problemem. Powiedziałam nawet, że chętnie sama się wproszę na jakieś imprezy. Ale... jeden z chłopaków był bardzo uciążliwy, dlatego że całe swoje pieniądze wydawał na jakieś hobby. Brakowało mu na papierosy i przede wszystkim na jedzenie, które notorycznie nam zabierał. Umowa była inna. Próbowaliśmy jakoś go spacyfikować - prosiliśmy go, kłóciliśmy się z nim – nic to nie pomogło. Trwało to jakieś pół roku i po tym czasie rozeszliśmy się. Każdy poszedł w swoją stronę – mówi Kasia.
Weronika, kiedy dostała się na pierwszy rok studiów w Piotrkowie, postanowiła zamieszkać w samodzielnym mieszkaniu. Przyjechała tutaj z Lublina i nikogo nie znała. Wynajmując pierwsze mieszkanie, nie myślała, że będzie miała takiego pecha. Przeprowadzek było kilka...
Na początku zamieszkała z grupą studentów III roku. Jak sama przyznaje, wszystko zapowiadało się bardzo dobrze. Jednak do czasu. – Do momentu, aż przyszedł pierwszy rachunek za wodę. Stwierdzili, że powinnam płacić więcej, bo prałam sobie bieliznę, a oni nie. Ostatecznie zgodziłam się zapłacić więcej. Najlepsze było to, że zabrakło mi do rachunku 5 groszy. Współlokatorzy następnego dnia przyszli do mnie z awanturą, że jestem im winna 5 groszy! – mówi dziewczyna.
Jak opowiada Weronika, koledzy potrafili wydzielać jej nawet... papier toaletowy, na który notabene składali się wszyscy. – Kiedy oni jechali do swoich domów, a ja zostawałam na weekend w Piotrkowie, to zostawiali mi kawałek papieru toaletowego, a resztę pakowali w torby i wywozili do domów. To było chore – mówi dziewczyna.
Współlokatorzy nie traktowali Weroniki jak koleżanki, wykluczając ją z życia w mieszkaniu. - Kiedy jedna z dziewczyn miała urodziny – bawili się wszyscy. Mnie nawet nie zaprosili. W ten dzień przyszła do nas właścicielka mieszkania. Zapytała ich, czemu ja siedzę sama w pokoju. Kłamiąc, odpowiedzieli jej, że mnie zapraszali, ale ja odmówiłam, bo muszę się uczyć.
Studentka nie wytrzymała takiej sytuacji,. Zresztą nie wytrzymałby tego prawdopodobnie żaden normalny człowiek. Po czterech miesiącach postanowiła się wyprowadzić. Ale... drugie mieszkanie nie było lepsze i pobyt tu trwał tylko tydzień. Weronika twierdzi, że osoby z którymi zamieszkała, również okazały się nie w porządku w stosunek do niej. – To była para. Byli strasznie bezczelni w swoim postępowaniu. Bez pytania ruszali moje rzeczy – wspomina. Kiedy pewnego dnia wróciła do mieszkania, jej półka z jedzeniem w lodówce była pusta. Weszła do pokoju – współlokatorzy spali pod jej kocem. – Kiedyś na szafce tej dziewczyny zobaczyłam mój tonik do twarzy. Zapytałam spokojnie, dlaczego go wzięła. Ta zaczęła się ze mną kłócić, że to jej tonik, ale że może mi go dać, a ona kupi sobie drugi. To była bardzo nieprzyjemna sytuacja. Miarka się przebrała, gdy zobaczyłam, jak myją zęby moją szczoteczką. Wtedy się wyprowadziłam – mówi Weronika.
Student kontra sąsiad
Dla większości ludzi student to imprezowicz. Kiedy studiujący wynajmują samodzielne mieszkania w blokach, trafiają na różnych sąsiadów. Jedni są przyjaźni i odezwą się dobrym słowem, drudzy z góry wrogo nastawiają się do nowych lokatorów. Na ten ostatni typ sąsiada trafiły Basia i Monika.
Kiedy wynajęły swoje pierwsze “studenckie” mieszkanie w Piotrkowie, nie spodziewały się, że życie w nim może zakończyć się... na komendzie policji z możliwością wyroku sądowego. A wszystko przez sąsiadkę, która najwyraźniej miała z nimi jakiś problem. – Nie wiadomo tylko, jaki. Zawsze mówiłyśmy jej “dzień dobry”, byłyśmy w stosunku do niej grzeczne. Ale ona i tak oskarżała nas o ciągłe zakłócanie ciszy nocnej (co nie było prawdą). Oczywiście zdarzały się sytuacje, że w mieszkaniu było głośniej, ale nie aż tak głośno, żeby wzywać policję – mówi Basia.
Monika dodaje, że policja zjawiała się u nich kilka razy w miesiącu. – Raz nawet o 4 w nocy, kiedy spałyśmy, a według sąsiadki – byłyśmy głośno. Kobieta ta ciągle zaczepiała nas na klatce schodowej i groziła, że kolejny raz wezwie policję. Kiedy mówiłyśmy jej, że przecież nie jesteśmy aż tak głośno, tym bardziej po 22.00 – zaczynała na nas krzyczeć i odchodziła.
Dopiero gdy dziewczyny dostały wezwanie na komendę na przesłuchanie, dowiedziały się. o co były oskarżane. – O walenie młotkiem w podłogę o 3 nad ranem, o krzyki w nocy, o puszczanie muzyki na cały regulator, o walenie tej pani gałęziami po oknach i wiele innych niestworzonych rzeczy. Zastanawia nas tylko, dlaczego inni sąsiedzi się nie skarżyli ani nie potwierdzili policji jej oskarżeń? Oczywiście opuściłyśmy to mieszkanie, ale do dzisiaj nasza była sąsiadka zaczepia nas na ulicy i wykrzykuje za nami przekleństwa, mimo że nawet nie patrzymy w jej stronę – opowiadają studentki.
Student kontra właściciel mieszkania
Student, wynajmując mieszkanie, liczy nie tylko na dobre warunki, ale także na dobre kontakty z właścicielem. Okazuje się jednak, że niektórzy właściciele mieszkań potrafią nie tylko wymuszać konflikty, ale także oszukiwać i ingerować w życie wynajmujących. – Mieszkałam tutaj z koleżankami – mówi o trzecim wynajmowanym mieszkaniu Kasia. - Właściciel traktował nas jak przysłowiowe “blondynki”. Próbował wyłudzać od nas pieniądze, wmawiając nam, że mamy zapłacić za coś, co już wcześniej opłacałyśmy. Żądał od nas także pieniędzy za to, co było opłacane już w czynszu. Doszło do tego, że musiałyśmy mu w miesiącu zapłacić przeszło 500 zł. Wtedy zrezygnowałam z tego mieszkania – mówi dziewczyna.
Trzecie mieszkanie Weroniki. - Tym razem “nieporozumieniem” okazała się właśnie jego właścicielka. - Przychodziła do mieszkania bez zapowiedzi o każdej porze dnia i nocy. Kiedyś przyszła po północy i pozakręcała nam grzejniki, twierdząc, że trzeba oszczędzać. Inna sytuacja - odwiedziła nas, kiedy gotowałam makaron. Zaczęła na mnie krzyczeć, ileż to można gotować makaron, że trzeba oszczędzać! Następnie dała nam rozkaz mycia się w misce i zakazała lania wody do wanny, bo... trzeba oszczędzać. Nie rozumiem, o co jej chodziło, zwłaszcza że przecież to my opłacałyśmy rachunki. Po dwóch miesiącach wyprowadziliśmy się wszyscy z tego mieszkania – opowiada dziewczyna.
Karolina wynajęła mieszkanie z dwoma koleżankami trzy lata temu. Na początku dziewczyny myślały, że między nimi a właścicielką wszystko będzie się dobrze układać. Niestety... pomyliły się. - Głównym powodem konfliktów z właścicielką było to, że nie potrafiła się z nami dogadać co do terminów opłat za mieszkanie. Zaczęło się od tego, że kiedyś sama przesunęła termin i miała zadzwonić, aby umówić się na nowy. Dwie koleżanki pojechały do domu. Wtedy właścicielka zadzwoniła, że przyjdzie po pieniądze. Kiedy powiedziałam jej, że współlokatorek nie ma, wpadła w szał. Zaczęła krzyczeć, że to z nami nie można się dogadać i że ciągle robimy jej na złość - mówi Karolina. Dodaje także, że właścicielka nie uprzedza ich o dodatkowych opłatach, tylko mówi o nich, kiedy przychodzi po pieniądze za czynsz. Kiedy któraś z koleżanek ma tylko wyliczoną sumę na mieszkanie, zaczyna się awantura. - Raz zadzwoniłam do niej z prośbą, aby uprzedzała nas, że mamy do zapłaty na przykład 100 zł więcej. Wtedy, nie wiem dlaczego, zaczęła się awanturować, po czym wykrzyczała, że ma nadzieję, iż się wyprowadzimy z jej mieszkania – opowiada dziewczyna. Nie zawsze jest tak, że w konflikcie student - sąsiad oraz student - właściciel mieszkania, to student jest tym “złym” (choć i tak się zdarza). Natomiast w relacjach między studentami większość zależy od ich charakterów i kultury osobistej. A i tu bywa różnie.
*Imię bohatera zostało zmienione.