Nadleśniczy z zawałem serca przetransportowany ze służbowego mieszkania w Łęcznie śmigłowcem do łódzkiego szpitala. Wkrótce potem zastępca nadleśniczego - odwołany, inżynier nadzoru - odwołany, leśniczy leśnictwa Proszenie - odwołany, leśniczy leśnictwa Biała i Lubień - odwołany. To pierwsze żniwo, jakie zbiera afera w Nadleśnictwie Piotrków. Nieprawidłowości w obrocie drewnem oraz ustawienie rozstrzygniętego na początku stycznia przetargu na usługi leśne warte w sumie grubo ponad 4 mln zł sprawdza teraz policja i prokuratura.
Najbardziej lukratywne zamówienia na największe leśnictwa wygrała firma, która na część z nich... nawet nie złożyła oferty, a ta, którą dostarczyła prawdopodobnie przez pomyłkę na inny pakiet usług, była najdroższa. Zabłędy Nadleśnictwo Piotrków musi zapłacić kilkanaście tys. zł, a przetarg ma być rozstrzygnięty ponownie.
- Przetarg był ustawiony na 200 procent. To się w głowie nie mieści, że wszystko odbyło się w tak ordynarny sposób. Tak się czuli pewnie, że się śmiali nawet z naszego protestu - twierdzą Maria i Ryszard Biegańscy, właściciele firmy Laspol, która wraz z dwoma innymi stworzyła konsorcjum, by spełnić wszystkie warunki i wystartować w zorganizowanym w grudniu ub. r. przetargu na usługi leśne na rzecz Nadleśnictwa Piotrków.
Choć jedynym kryterium wyboru była cena, a ich oferta miała cenę najniższą, została odrzucona. Jako powód wskazano brak zaświadczeń o uprawnieniach pracowników na specjalistyczne maszyny służące do ścinki i zrywki drewna. - Dokumenty te dostarczyliśmy w terminie, ale nie zostały już uwzględnione - dodaje pani Maria.
Sęk jednak w tym, że Nadleśnictwo jako zamawiający, nie postawiło w specyfikacji takiego wymogu. - To był powód wydumany, wymyślony, bo nie mieli się do czego przyczepić, a to nie my mieliśmy wygrać - uważają Biegańscy. Opinię tę zdaje się potwierdzać Krajowa Izba Odwoławcza przy Urzędzie Zamówień Publicznych, która 10 lutego rozstrzygnęła odwołanie konsorcjum reprezentowanego przez Marię Biegańską i nakazała powtórne rozpatrzenie ofert. W uzasadnieniu czytamy m.in. znamienne zdanie, że "jeśli w określonych przez siebie warunkach udziału w postępowaniu zamawiający nie zawarł jakiegoś wymogu, nie wolno mu żądać jego spełnienia na etapie oceny ofert."
Składając odwołanie do KIO Biegańscy podnieśli tylko kwestię nieuzasadnionego odrzucenia ich oferty. Nie mieli bowiem jeszcze pojęcia, co znajduje się w dokumentach przedstawionych do przetargu przez konkurencję. Gdy do nich sięgnęli, postanowili skierować sprawę do prokuratury. Wystawiona przez konkurencję cena była wyższa o około 160 tys. zł, ale... - Rzecz w tym, że konkurent w ogóle nie złożył oferty na pakiet drugi, lecz na czwarty, mimo tej pomyłki podczas otwarcia ofert nie zgłoszono żadnych uwag, a w złożonych dokumentach były braki wykluczające tę firmę z postępowania - podkreśla Maria Biegańska.
Tym samym konkurent wygrał świadczenie usług dla NP z zakresu gospodarki leśnej w sumie na terenie 14 z 16 leśnictw. Zawiadomienie o udzieleniu zamówienia z 5 stycznia sygnowane jest nazwiskiem nadleśniczego Piotra Ozgi.
Co w sprawie nieprawidłowości ma do powiedzenia sam nadleśniczy? Piotr Ozga przebywa obecnie na zwolnieniu lekarskim. W środę odebrał jednak służbową komórkę.
- Jestem po zawale, po ciężkich przeżyciach i po raz pierwszy odbieram telefon - zaznacza nadleśniczy i sugeruje, że cała sprawa go nie dotyczy.- Nie wiem, co się w firmie dzieje od lutego, jest wyznaczona osoba pełniąca obowiązki nadleśniczego, proszę się z nią kontaktować.
Stwierdzone dotychczas nieprawidłowości dotyczą jednak okresu, w którym to Piotr Ozga kierował Nadleśnictwem.
- Oddałem pewne sprawy do prokuratury, a tematu przetargu nie znam, komisji przetargowej przewodniczył mój zastępca. Przewodniczący odpowiada za to, od tego jest - kończy rozmowę nadleśniczy.
Według państwa Biegańskich, nadleśniczy nie tylko doskonale orientował się w przetargu, ale czynił sugestie, by odpuścili sobie drugi pakiet. - A potem wezwał nas do domu i pytał, "co my wyprawiamy?" - relacjonuje Maria Biegańska.
Znikające z lasu drewno, to zupełnie inna sprawa. Zaczęło się od doraźnej kontroli, którą na początku stycznia przeprowadzili inspektorzy z wydziału kontroli Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Łodzi. Wówczas ujawniono nieprawidłowości w obrocie drewnem.
- Jak się zorientowałem, że mogą być większe nieprawidłowości, poprosiłem o pomoc Główną Inspekcję Lasów Państwowych, by nie było wątpliwości co do bezstronności" - mówi Andrzej Gapiński, dyrektor RDLP w Łodzi. Dodaje, że nadleśniczy Ozga w połowie stycznia powiadomił organy ścigania o stwierdzonych nieprawidłowościach, które wynikły podczas tych kontroli, a także podczas wewnętrznej kontroli Nadleśnictwa.
Na czym polegać miały owe nieprawidłowości? Według informacji przekazanych przez dyrektora, na przykład na tym, że ścięte drewno nie trafiło bezpośrednio do miejsca magazynowania.
- Według wyjaśnienia pracowników LP Nadleśnictwa Piotrków zmiana miejsca magazynowania drewna spowodowana była awarią sprzętu zrywkowego i koniecznością wyładunku drewna w innym miejscu - dodaje.
Krótko mówiąc, drewno składowane przy drodze nie trafiało tam, gdzie powinno, choć prawdopodobnie podpisywane przez leśniczych dokumenty mówiły co innego.
Dyrektor Gapiński nie chce mówić o szczegółach, bo wyjaśnieniem sprawy zajęła się prokuratura. Na jakiej więc podstawie odwołano zastępcę nadleśniczego, inżyniera nadzoru i dwóch leśniczych, skoro formalnie nie ciążą na nich, przynajmniej na razie, żadne zarzuty karne?
- Bo to specyficzna praca, która opiera się na dużej dozie zaufania - tłumaczy dyrektor Gapiński. - Mamy ogromny majątek, a ścięte drewno znacznej wartości jest przechowywane w magazynie otwartym, czyli przy drogach leśnych. Jeśli więc pojawiają się podejrzenia, że są jakieś nieprawidłowości, to pracownicy odpowiedzialni zostają odwołani. Oczywiście, jeśli sprawa się wyjaśni, nie będzie zarzutów karnych, to osoby te zostaną przywrócone do pracy- dodaje szef RDLP w Łodzi.
Czterech odwołanych pracowników Nadleśnictwa dostało wypowiedzenia bez obowiązku świadczenia pracy. Dyrektor pytany o możliwość występowania podobnych nieprawidłowości w przeszłości mówi, że za wcześnie na wyciąganie daleko idących wniosków. - Wcześniej nie miałem powodów, żeby nie mieć zaufania do tych pracowników - dodaje.
Wyraża też nadzieję, że wszystkie sprawy się wyjaśnią i ostatecznie okaże się, że było "wiele hałasu o nic". - A jeśli okaże się, że pracownicy nie działali zgodnie z zasadami obowiązującymi w firmie Lasy Państwowe, to poniosą konsekwencje - podkreśla.
Zaznacza, że rozwój wypadków świadczy o tym, że kierownictwo LP "nie zamiata niczego pod dywan".
Jeden z naszych informatorów, związany z Nadleśnictwem Piotrków, jest zupełnie innego zdania. Jego zdaniem dyrektor łódzkiej RDLP "nie mógł nie wiedzieć o prze-krętach" i to właśnie za jego dyrektorowania niektórzy z kierownictwa Nadleśnictw Piotrków poczuli się bezkarnie. Gapiński był bowiem w 2007 roku zastępcą nadleśniczego Nadleśnictwa Piotrków. Widywano go też na imprezach i ogniskach organizowanych przez... właściciela firmy, która wygrała przetarg w tegorocznym rozdaniu.
Andrzej Gapiński pytany o kontakty towarzyskie, wspólne imprezy i ogniska z właścicielem zakładu usług leśnych, który wygrał oprotestowany przetarg w dwóch największych pakietach wartych łącznie około 3,8 mln zł, kategorycznie zaprzecza. Dodaje, że spotkał się z nim tylko raz, przy okazji Dnia Leśnika, który był wspólną imprezą dla wszystkich. Gdy jednak, za pośrednictwem rzecznika prasowego, dyrektor odesłał nam swoje wypowiedzi po autoryzacji, fragmentu o Dniu Leśnika nie było. Jego rzecznik tłumaczy, że wypowiedź miała "inny kontekst" i nie odnosiła się do żadnego spotkania...
Zarzutów dotyczących ustawienia przetargu dyrektor nie chce komentować. - Sprawa jest w prokuraturze więc ona to wyjaśni - mówi.
Przyznaje, że Krajowa Izba Odwoławcza przy Urzędzie Zamówień Publicznych orzekła uwzględnienie odwołania jednego z uczestników przetargu i nakazała powtórne czynności badania i oceny ofert. Nadleśnictwo wykonało to polecenie.
Okazuje się, że Prokuratura Rejonowa w Piotrkowie prowadzi obecnie aż cztery postępowania dotyczące nadużyć, do jakich dochodzić miało w Nadleśnictwie Piotrków.
- Trzy z nich wpłynęły ze strony samego Nadleśnictwa Piotrków, zaś jedno dotyczące nieprawidłowości przy organizacji przetargu na usługi z zakresu gospodarki leśnej od konsorcjum, którego oferta została odrzucona - potwierdza Dorota Mrówczyńska, prokurator rejonowy w Piotrkowie. - W styczniu nadleśniczy powiadomił prokuraturę o niedoborach drewna w Leśnictwie Uszczyn, a konkretnie braku 13 sztuk drewna tartacznego wartego ponad 1 tys. zł. Trwają w tej sprawie czynności sprawdzające. Jest także zawiadomienie o nieprawidłowym rozdysponowaniu majątku nadleśnictwa oraz kolejne dotyczące nieprawidłowej sprzedaży drewna w Korytnicy.
W ostatniej z tych spraw prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa, ale po złożeniu zażalenia przez p.o. nadleśniczego będzie ono podjęte.
- Otrzymaliśmy materiały, które rzucają nowe światło i prokuratura uwzględni to zażalenie - zapowiada prokurator Mrówczyńska.
Leśne oferty
Krajowa Izba Odwoławcza przy Urzędzie Zamówień Publicznych w orzeczeniu z 10 lutego 2009 roku uwzględnia odwołanie konsorcjum, reprezentowane przez panią Marię Biegańską i nakazuje powtórzenie czynności badania i oceny ofert.
Zgodnie z tym orzeczeniem, kosztami postępowania zostaje obciążone Nadleśnictwo Piotrków. 4.574 zł NP musi zapłacić na rzecz Urzędu Zamówień Publicznych, a 8.174 zł zwrócić na rzecz firmy Laspol tytułem kosztów i wynagrodzenia adwokata poniesionych przez odwołującego się.
Przetarg podzielony był na cztery pakiety obejmujące usługi w poszczególnych lennictwach wchodzących w skład Nadleśnictwa Piotrków. Najważniejsze i najwartościowsze były dwa pierwsze, bo każdy z nich obejmował usługi na terenie 7 leśnictw, pozostałe pakiety dotyczyły pojedynczych leśnictw - Meszcze oraz Żarnowica.
Pakiet pierwszy obejmował leśnictwa Biała, Podlubień, Łazy, Grzegorzówka, Stobnica, Felicja i Uszczyn. Sprawa rozbiła się o pakiet drugi obejmujący leśnictwa Gorzkowice, Przygłów, Kłudzice, Lubień, Straszów, Wierzeje i Proszenie. Konsorcjum z Laspolem na czele za-proponowało za usługi na tym terenie cenę 1 mln 776 tys. 381 zł. Wygrała jednak oferta konkurencji z ceną 1 mln 938 tys. 923 zł, choć złożona była na pakiet czwarty warty około 440 tys. zł.