Mieszkałem w tamtych okolicach, widziałem kręcące się samopas po osiedlu dzieci, stojące pod trzepakami. Pomyślałem więc, że dobrze byłoby je zebrać i coś im zaproponować. Na początku była to tylko akcja wakacyjna, ale okazało się, że te dzieci, które często nie są aktywne w szkole (nauczyciele pracują chętniej z tymi aktywnymi), często wykazują uzdolnienia plastyczne, teatralne, a nie stać je, żeby chodzić na zajęcia płatne. Już w wakacje powstała więc pierwsza świetlica przy MOK-u. Pod trzepakami ustawiłem stoliki i powstały trzy świetlice wakacyjne. Zatrudniłem trzy instruktorki i zaczęło to działać – opowiada o początkach akcji “Wyciągamy dzieci z bramy” Jacek Sokalski, od lutego ubiegłego roku dyrektor Łódzkiego Domu Kultury, wcześniej dyrektor Miejskiego Ośrodka Kultury w Piotrkowie.
Jakimi funduszami wówczas dysponował? - Dostałem wtedy 6 tys. zł od prezydenta Matusewicza, ale zacząłem szukać pieniędzy u sponsorów – ktoś dał tysiąc, ktoś dwa, ktoś pięć i uzbierałem na pierwsze wakacje. Sami robiliśmy kanapki, firma Bieniek dała nam wędlinę – opowiada Sokalski. - W ciągu roku, dwóch udało się nam zdobyć budżet w wysokości ok. 300 tys. na same zadania merytoryczne (pieniądze z Ministerstwa Kultury, z Narodowego Centrum Kultury, PZU, Roki, od innych sponsorów – potężnych firm ogólnopolskich).
Jak udawało się zdobyć takie pieniądze? - Ja przynajmniej jeden dzień w tygodniu gdzieś byłem – starałem się zdobyć jakieś środki, wygrać konkurs. Po dwóch latach ok. 400 dzieci było zaangażowanych wokół świetlic. Raz było ich więcej, raz mniej, ale pamiętam taką Wigilię, gdzie na Wyzwolenia zebrało się 120 dzieci. Powstały 4 świetlice artystyczne, ale docelowo zamierzałem utworzyć ich 9 – w każdej szkole podstawowej – mówi Jacek Sokalski.
Z czasem to, co było początkowo działalnością akcyjną, stało się ciągłym, planowym działaniem. - Tylko wtedy miało to sens. Kiedyś któryś z dziennikarzy zapytał mnie – to co, w wakacje wyciągacie dzieci z bramy, a po wakacjach wciągniecie je tam z powrotem? I rzeczywiście trudno jest robić tylko akcje, bo dzieci się odzwyczajają. Nam udało się je skupić podczas akcji i później zatrzymać. Idea była taka, żeby być jak najbliżej dzieci – a więc szkoła podstawowa. W każdej miała być świetlica. Połowa sukcesu to dobrzy instruktorzy, którzy potrafili przyciągnąć i zachęcić dzieci do pozostania. Jeżeli teraz ktoś chciałby zwolnić tych instruktorów i wrócić do akcji tylko w wakacje, to nigdy już tego nie odbuduje, nie ma na to szans – twierdzi były dyrektor Piotrkowskiego MOK-u.
Świetlice czynne były codziennie od 15.00 do 18.00. Od zawsze pełniły też w pewnym stopniu rolę świetlic środowiskowych. - Takie było założenie, żeby dzieci mogły odrobić lekcje, żeby mogły zjeść kanapkę, żeby mogły pobawić się artystycznie. A te, które wykazywały większe zdolności, miały być kierowane do Ośrodka Edukacji Artystycznej, który powstał przy Słowackiego 13. Taka była idea – mówi Sokalski. - Wokół tego programu powstał fajny klimat. Zaczęto nas rozpoznawać w Polsce, chwalić się tym programem. “Wyciągamy dzieci z bramy” stało się Piotrkowską marką. Zaczęły też napływać pieniądze z zewnątrz. Nie było problemu, żebym złożył aplikację i nie dostał na ten cel pieniędzy. Zdziwiło mnie to, że po moim odejściu MOK jeszcze raz dostał pieniądze, ale w kolejnych latach już nie. Nie wiem, dlaczego, bo sympatia ministerstwa do tej akcji jest wielka.
Mimo deklaracji składanych przez panią dyrektor MOK, niestety mam przeczucie, że ta akcja jest w pewien sposób zagrożona. Boję się, żeby ten 10-letni dorobek, nie tylko mój, ale całego zespołu mokowskiego, pedagogów szkolnych, dyrektorów szkół, nie został zaprzepaszczony – dodaje Jacek Sokalski.
Co – bo ponoć są takie pomysły – gdyby te świetlice przekształcić w środowiskowe? Najprawdopodobniej ministerstwo nie dałoby już pieniędzy. - Takie świetlice nie są już atrakcyjnym partnerem dla instytucji kultury – kwituje pomysł Jacek Sokalski. - A pieniądze na świetlice artystyczne są, trzeba tylko pisać nowe wnioski, one muszą ewoluować, formuła musi być coraz doskonalsza.
Czy przez te lata udało się wyłowić szczególne talenty? - Jeśli te dzieci nie poszły nawet drogą artystyczną, to widziały, że można inaczej. Do tej pory mam kontakt z chłopakiem, który jest teraz studentem politechniki. Wyrwał się z bramy.