Leśnik Paweł Kowalski z Osady Edukacyjnej w Kole Nadleśnictwa Piotrków opowiedział nam ciekawe historie związane ze swoją pracą. - W lesie dzieją się rzeczy przeróżne, las żyje – podkreśla i opowiada: - W lesie rokszyckim jest taki amator „trofeów”. Przyjeżdżał z paniami i wieszał na drzewach biustonosze, majteczki czy prezerwatywy. Ludzie mają różne urojenia. Kilka razy spotkałem pana, który biegał nago po jeżynach w lesie. Był cały pocięty, jakby się biczował. Powiedział, że to dla zdrowia, pobudza krążenie. A wydawało się, że naturystów możemy spotkać tylko na plażach.
Ale najczęściej strażnicy leśni spotykają w nocy pary uprawiające seks. - Nierzadko jest tak, że te osoby są w związkach. Dawniej w dowody osobiste wpisywano stan cywilny i dzieci. Nie było RODO i można się było dowiedzieć więcej. Okazywało się na przykład, że jeden pan to szczęśliwy ojciec, a drugi nauczyciel, obaj mieli się jednak… ku sobie. Nie nam oceniać ich zachowanie, ale sprawdzamy czy dana osoba nie popełnia przestępstwa czy wykroczenia - relacjonuje P. Kowalski. - Albo spotykamy mężczyzn, którzy opowiadają, że zbierają o 2 w nocy żwirek dla kaczek i dlatego... ten pan był schylony.
Dużym problemem są jednak panie uprawiające najstarszy zawód świata. - Te kobiety „spraszają” nam przeróżnych panów. Są to czasami osoby na wysokich stanowiskach. Zamiast skakać na bungee, to ci szaleją z taką panią. Ale są też takie osoby, które się zakochują w prostytutkach, a one się potem żalą, że nie dają im spokoju.
Leśnik wspomina też ciekawą historię związaną z dyplomatą jednego z państw europejskich, który zawitał do naszego regionu. - Kiedyś zdarzyło mi się zatrzymać czarnoskórego mężczyznę, dyplomatę z jednego z krajów skandynawskich, który „urzędował” z pewną działającą przy drodze Bułgarką. Miał samochód podobny do tych, którymi jeździ rosyjska mafia, dlatego podchodziliśmy w pewnej gotowości bojowej. Ale pokazał dokumenty i trzeba dodać, że posprzątał po sobie - wspomina Kowalski. Swego czasu leśnicy spotkali też trzech kurierów jednej ze znanych firm zabawiających się w samochodzie dostawczym.
Jest też jegomość, który przyjeżdża do lasu co jakiś czas z dziewczyną i zostawia posiłki z McDonalda. - Nie wiem czy najpierw karmi tą panią czy później - mówi leśnik. - Mógłby wykosztować się na dobrą kolację i hotel, ale woli przyjechać do lasu i śmiecić. Potem to wszystko wyrzuca z pakietem tych rzeczy, które używa podczas zabawy. Nie możemy go namierzyć, bo zmienia miejsce. Ale powoli, powoli...
Paweł Kowalski nie odmawia nikomu spaceru po lesie, a nawet intymnego tete-a-tete, ale podkreśla, że prawa trzeba przestrzegać. - Jeśli kogoś podnieca natura, to nie można mu tego zabronić, jeśli zrobi to dyskretnie, to jak najbardziej. Ptaszki mu śpiewają, a jeszcze jeśli kogoś podnieca komar gryzący w tym czasie, to OK. Ale musimy też pamiętać, że jakieś inne owady np. kleszcze będą nas chciały „pocałować”.
Za bezprawny wjazd do lasu i zaśmiecanie grozi mandat. Można zapłacić nawet 500 złotych. Jeśli strażnicy zorientują się, że dana osoba kilkakrotnie złamała przepisy, mogą wystawić kilka mandatów. W przypadku odmowy przyjęcia kary, sprawa trafi do sądu.
Strażnicy mają ostrą broń. Czy jest niezbędna? - Czasami wydaje się komuś, że strażnicy leśni powinni oprowadzać wycieczki, po co im broń palna. Jesteśmy leśnikami pierwszego kontaktu, ale ten kontakt jest zarówno pozytywny, jak i negatywny. Czasami są takie sytuacje, że złodzieje drewna, kłusownicy są wobec nas agresywni – wyjaśnia Kowalski. I dodaje, że to służby leśne wyjdą z tej rywalizacji zwycięsko: - Mamy różne kamery zamontowane w lesie, są też detektory ruchu. Komuś się zdaje, że stoimy w miejscu, ale jesteśmy bardzo, bardzo do przodu.