Wyobraźmy sobie, jak czuje się słoń czy żyrafa przemierzając całą Polskę w klatce, bo choć nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę, to zwierzęta naprawdę czują. Wyobraźmy sobie, jakich środków perswazji trzeba użyć, aby tygrys przeskoczył przez płonącą obręcz.
Niektórym trudno zrozumieć, dlaczego coś tak archaicznego jak cyrk znajduje dziś swoich zwolenników. O ile klaun, który poślizgnął się na skórce od banana nikomu nie robi żadnej krzywdy, to dziwić może chęć oglądania pudla jeżdżącego na rowerze.
Jakiś czas temu świat obiegł filmik, na którym widzimy pokaz tresury zwierząt w rosyjskim cyrku - treser znęca się nad zwierzętami, które nie chcą słuchać jego poleceń. Ofiarami ludzkiego okrucieństwa stały się m.in. małpy, które są bite przez pracowników cyrku kijem.
O cyrku znów jest głośno, a to za sprawą prezydenta Słupska. Czym kierował się Robert Biedroń podejmując swoją (niekoniecznie popularną wśród mieszkańców) decyzję? - Tresowanie zwierząt budzi wątpliwości Urzędu Miejskiego co do przestrzegania praw zwierząt i ich dobrostanu, dlatego też dołączamy do miast wprowadzających nowe standardy w tej kwestii - poinformowano nas w słupskim magistracie. - Jeżeli chodzi o prawa zwierząt, Urząd Miejski podejmuje także inne działania, w tym m.in. nie organizuje pokazów sztucznych ogni, zależy nam także na podnoszeniu standardów w słupskim schronisku dla zwierząt. Cały czas mówimy oczywiście o terenie, który jest własnością miasta i którym miasto ma prawo dysponować.
Biedroń nie wpuścił do Słupska Cyrku Arena, który dawał występy w tym mieście już wiele razy. Właściciel cyrku wynajmował od miasta teren w Parku Kultury i Wypoczynku. Nie tym razem. - Jak zawsze napisaliśmy pismo z prośbą o wydzierżawienie placu i zgodę na wjazd. Odmówiono nam. W odmowie wyraźnie było napisane, że dyrektor Ośrodka Sportu i Rekreacji, czyli zarządca terenu, który mieliśmy zajmować, nie udostępni nam placu ze względu na to, że miasto nie będzie wspierać występów z udziałem zwierząt - powiedział w poniedziałkowym Maglu w Strefie FM Mirosław Złotorowicz, dyrektor Cyrku Arena. - Gdybyśmy dostali inną odpowiedź, np. nie, bo strzyżemy trawę albo robimy rekultywację terenu, to wszystko byłoby OK. Jedna osoba, czyli prezydent Biedroń nie może podejmować takich decyzji, nie ma prawa decydowania za całe miasto. Złamał nasze konstytucyjne prawo do prowadzenia działalności gospodarczej. Wszyscy jesteśmy bardzo oburzeni.
Szef Areny twierdzi, że zwierzęta w cyrkach nie skaczą przez płonące obręcze od... 50, a nawet od 100 lat. - Jest ustawa o ochronie zwierząt, która wyraźnie mówi, że wszelkie triki, które zagrażają życiu lub zdrowiu zwierząt nie mogą mieć miejsca - tłumaczy.
Wg dyrektora Areny ci, którzy protestują nie mają racji. - We wszystkich cyrkach, które ja znam nie bije i nie męczy się zwierząt. Wręcz przeciwnie, ludzie, którzy zajmują się zwierzętami są im bardzo oddani. Tresura tygrysów, lwów czy słoni to związanie się z tymi zwierzętami na całe życie. Przy tresurze tak silnych zwierząt nie można używać agresji. Cała agresja użyta do tresury np. lwa, powraca i to ze zdwojoną siłą. Są inne sposoby, trzeba wykorzystywać naturalne odruchy tych zwierząt.
Złotorowicz twierdzi, że w Polsce moda na cyrk nie umarła. - Odwiedzają nas setki, tysiące ludzi. Cyrki nie są dotowane przez żadne instytucje państwowe, a świetnie dają sobie radę. Uważam, że zwierzęta w cyrku są jak najbardziej potrzebne, jest to nasze dobro narodowe - twierdzi.
Innego zdania są oczywiście obrońcy praw zwierząt. - Trudno wierzyć w zapewnienia miłości do zwierząt, które padają z ust właściciela cyrku, bo to jest po prostu przedsiębiorca, który zarabia na wykorzystywaniu zwierząt - powiedziała w Maglu Katarzyna Biernacka ze Stowarzyszenia Empatia. - To prawda, że największą popularnością cieszą się cyrki ze zwierzętami. Jest to trochę paradoks dlatego, że do cyrku ze zwierzętami ciągną dzieci, które tak naprawdę kochają zwierzęta. Dzieci są bardziej wrażliwe na cierpienia zwierząt niż dorośli, a są stawiane w dwuznacznej sytuacji, bo idą do miejsca, które z miłością do zwierząt nie ma nic wspólnego. Na pewno w różnych cyrkach jest różnie i nie można zmierzyć tego jedną miarą. Z pewnością jest tak, że w cyrkach są zwierzęta, które są tresowane do wykonywania danych czynności. Z tresurą też jest różnie. Są dowody na to, że taka tresura zawiera również elementy przemocy. Trudno mówić tutaj o miłości, kiedy podstawową formą kontaktu ze zwierzęciem jest tresura. Druga sprawa, co dzieje się z tymi zwierzętami poza występami, poza sezonem.
Przedstawicielka Empatii zwraca również uwagę, że są państwa w Europie, gdzie działalność ta jest zakazana. - Austria, Wielka Brytania, Bośnia i Hercegowina, Słowenia, Holandia - wylicza. - W niektórych zakazy są całkowite, czyli nie można w ogóle wykorzystywać zwierząt w cyrkach, w innych krajach te zakazy są częściowe, czyli zakazuje się wykorzystywania zwierząt dzikich.
Podobne zdanie na temat wykorzystywania zwierząt w cyrkach ma Grażyna Fałek, prezes piotrkowskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. - Jestem przekonana, że Robert Biedroń podjął słuszną decyzję - mówi. - Nasze Towarzystwo od zawsze było przeciwne wszelkim aktom okrucieństwa wobec zwierząt. Kilka lat temu próbowaliśmy wyjść z podobną inicjatywą w naszym mieście, jednak spotkała się ona z odmową. Mamy jednak nadzieję, że decyzja prezydenta Słupska może być przełomową w kwestii wykorzystywania zwierząt na cyrkowych arenach.
Dlaczego inicjatywa Towarzystwa spotkała się z odmową, zapytaliśmy władze Piotrkowa. Niestety nie udało nam się uzyskać opinii prezydenta miasta (Krzysztof Chojniak przebywał w delegacji). Odpowiedzieli nam za to pracownicy Biura Prasowego Urzędu Miasta w Piotrkowie: - Każdy indywidualnie powinien zdecydować czy popiera ideę cyrków, czy też nie. Jeśli nie będzie zainteresowania tego typu wydarzeniami w naszym mieście, to cyrki będą omijać Piotrków. Ponadto są odpowiednie instytucje, które zostały powołane, aby stać na straży przestrzegania praw zwierząt i regularnie kontrolować cyrki, czy zwierzęta są odpowiednio traktowane.
as/Strefa FM
Na zdjęciu wielbłądy na placu Pofranciszkańskim w Piotrkowie. Cyrkowcy odwiedzają Piotrków co najmniej kilka razy w roku.