Szczególnie trudne wydają się takie rozmowy z osobami młodymi, z dziećmi. Jak oswoić je z tym nieuchronnym faktem, że nasi bliscy odchodzą?
Trzeba rozmawiać
Czy powinno się rozmawiać z dziećmi o śmierci? Czy zabierać je na pogrzeby, jak powiedzieć dzieciom, że dziadek, babcia, czasem mama, tata odeszli?
- Trzeba rozmawiać – odpowiada ojciec Gracjan Kubica, gwardian klasztoru oo. Bernardynów w Piotrkowie, który podczas radiowego programu Beaty Hołubowicz-Stachaczyk “Z pianką i bez cukru” (Strefa FM) dyskutował o tej trudnej sprawie z psychologiem Michałem Szulcem. - Dzięki tej pamięci ci, którzy nas wyprzedzają w drodze do wieczności (przynajmniej w ujęciu chrześcijańskim), żyją. Zresztą gdybyśmy spojrzeli grubo wstecz (na pierwsze wieki chrześcijaństwa), wtedy pogrzeby były radością, wielką fetą. Bardzo długo biały kolor towarzyszył żałobie, bo ludzie się cieszyli, że człowiek przechodzi do życia wiecznego, teraz będzie miał lepiej. I bez względu na to, czy to był ktoś młody czy starszy, przyjmowano śmierć trochę inaczej. Myślę jednak, że ta konsumpcyjna strona życia spowodowała, że wszystko się musi zamknąć w doczesności i dlatego człowiekowi tak żal opuszczać ten świat. Ludzie myślą, że wszystko kończy się z końcem na ziemi. A przecież dopóki nie umrze miłość do człowieka, on wciąż żyje. Niestety największe problemy są z tą miłością.
Nie umiemy mówić o odchodzeniu
Czy umiemy rozmawiać o śmierci? - O rzeczach trudnych po prostu boimy się rozmawiać, bo... to nas jeszcze nie dotyczy. A dla dziecka pierwszym zderzeniem się ze śmiercią jest “śmierć” jego ukochanej lalki, bezpowrotne zniszczone autko, śmierć ukochanego zwierzątka. Dopiero później dzieci zaczynają rozumieć, że odchodzą także ich bliscy. Przepięknie widać to w rodzinach wielopokoleniowych, gdy rodzice tłumaczą: “dziadziuś zasnął i idzie do innego domu, przenosi się na górę, ale my kiedyś do niego też dołączymy”. Te dzieci o wiele lepiej przygotowane są do takiego przejścia – mówi ojciec Gracjan.
- Absolutnie musimy rozmawiać – twierdzi również psycholog Michał Szulc. - Ja również mam poczucie, że nie umiemy rozmawiać, ponieważ tego nie robimy. Nie rozmawiamy. Nie wiem, czy boimy się. Tak jest często łatwiej, wygodniej. Uczyniliśmy ze śmierci, z obszaru żałoby jakiś szczególny rodzaj tabu. Śmierć jest nieobecna. Jeszcze nie tak dawno (pamiętam takie obrazki ze swojego dzieciństwa) śmierć gościła w naszym życiu, śmierć pukała do bram naszych domostw, ona była obecna. Dziadek, który zmarł, kiedy miałem 7 lat, leżał bodajże przez 3 dni w dębowej trumnie, która w szczególny sposób pachniała świeżym lakierem, w pokoju przechodnim mieszkania mojej babci. Zapamiętałem to i myślę, że jest to pozytywne doświadczenie. Śmierć jest nieoswojona. Wittgenstein mawiał, że śmierci się nie doświadcza, śmierć jest granicą życia, jak granica funkcji jest obszarem niedostępnym, którego funkcja nie przekracza. I tak my śmierci – przynajmniej w tej ziemskiej rzeczywistości – nie dotykamy. Śmierć jest nieoswojona, ale tym bardziej musimy się z nią przynajmniej w jakimś nam dostępnym zakresie konfrontować. Żałoba to jest coś, co mamy przeżywać – w dowolnym wymiarze, sensie, ale musi to być autentyczne, obecne w naszym życiu. A dzisiaj oddajemy naszych zmarłych w ręce zakładów pogrzebowych i staramy się nie pamiętać, nie chcemy dotykać tego, co jest przykre, potencjalnie urazowe. A przecież dotknięcie tych urazowych obszarów pozwala je przeżyć w sposób bezpieczny. Udawanie, że czegoś nie ma, to jest podstawowy problem psychiczny nas wszystkich, ale także tych, którzy cierpią na problemy o klinicznym charakterze. Problem kliniczny zawsze ma się jakoś do faktu, że się nie konfrontujemy bądź konfrontujemy się wadliwie z rzeczywistością – mówi Szulc.
To nie ochrona, to ucieczka
Rodzice często jednak uciekają od mówienia z dziećmi o śmierci, nie zabierają ich na pogrzeby, twierdząc, że mogą je przed swego rodzaju traumą ochronić.
- To nie jest ochrona, to jest ucieczka, bo przecież ci sami rodzice biorą dziecko na horror, gdzie krew leje się strumieniami, fundują mu olbrzymie napięcia, i wtedy wszystko jest OK – mówi ojciec Gracjan. - My się też trochę zachłysnęliśmy kulturą Zachodu i idziemy tą ścieżką. Ale wystarczy zajrzeć za naszą wschodnią granicę, jak tam się przeżywa śmierć. W 1991 roku byłem na Ukrainie i miałem okazję prowadzić trzy pogrzeby. Jeden był prawosławny. W tamtej kulturze jest tak, że nieboszczka leży w specjalnym “śmiertelnym łożu”, wokół niej wieńce z bibuły. Dopiero po pożegnaniu ze wszystkimi domownikami ciało wkłada się do trumny, wynosi przed dom i tam z kolei jest pożegnanie z sąsiadami. A później w otwartej trumnie nieśliśmy tę zmarłą na cmentarz, żeby pożegnała się z całą wioską. Za trumną szli ludzie z wałówką, bo później na cmentarzu była impreza – wspomina ojciec Gracjan.
- Ta nasza śmierć stała się niezwykle higieniczna, a każdy wie, że nadmiar higieny tworzy alergię – dodaje psycholog Michał Szulc.
Jak rozmawiać z dzieckiem o śmierci?
- Dziecko ma swój świat i nie możemy go na siłę ciągnąć w górę. Trzeba zejść na dół, do niego – mówi o. Gracjan. - Podam przykład. Po wyjeździe z Piotrkowa trafiłem go Lublina, a tam szczęśliwie do dzieci z przedszkola (nieobjętych jeszcze nauką, od 2,5 do 5 lat). Zmarł wtedy akurat metropolita lubelski ks. arcybiskup Życiński. Ta śmierć zdarzyła się w Rzymie. Zanim ciało wróciło do Lublina, pokazywano niemal we wszystkich wiadomościach, jak idą panowie z zakładu pogrzebowego i niosą trumnę. Kiedy po tym pogrzebie wszedłem do przedszkola, jedna z wychowawczyń powiedziała: dobrze, że ojciec jest. Ja błagam ojca, niech ojciec coś zrobi z naszymi chłopakami. Niech ojciec zobaczy, w co oni się bawią. A bawili się w pogrzeb. Z dużych klocków zrobili piękną trumnę i chodzili z nią po całym przedszkolu. Spytałem Jaśka, prowodyra wydarzenia, w co się bawią. Odpowiedział: Nie wiesz? W pogrzeb Życińskiego. Zaproponowałem wtedy, żeby z tych klocków zbudować pomnik dla księdza. W rogu sali stanął piękny krzyż i tak sprawa się zakończyła. Ale musimy umieć się zniżyć do poziomu dziecka.
Jak bardzo trzeba jednak ważyć słowa świadczy kolejny przykład. Zdarzyło się tak, że kilkuletnia dziewczynka, słysząc na religii od katechetki, że w niebie jest o wiele piękniej, bez przerwy powtarzała rodzicom, że chce umrzeć, bo chce się już przenieść do tego piękniejszego świata. Co zrobić więc, żeby nie wylać dziecka z kąpielą? - Powinniśmy zachować pewną równowagę w oglądzie tego, co się wydarzyło. Śmierć jest czymś strasznym. Nasza wiara i nasza nadzieja służy temu, żeby ten arcytrudny moment naszego życia przejść z możliwie najwyżej podniesioną przyłbicą – mówi psycholog. - W rankingach najbardziej traumatycznych przeżyć śmierć współmałżonka jest na pierwszym miejscu.
- Nie należy uciekać od realizmu, bo wtedy popełniamy najwięcej błędów. Za bardzo odrealniliśmy pewne realne zachowania w naszym życiu – dodaje o. Gracjan. - Trzeba rzeczy nazywać po imieniu. Spokojnie, na miarę możliwości percepcji tego małego dziecka, trzeba mówić prawdę. Prawda nas wyzwala. Każde kłamstwo, wcześniej czy później, zostaje obnażone. Wtedy jest dopiero szok.
A wtedy mogą być groźne konsekwencje. - Zespół stresu pourazowego, który posiada pewną dynamikę i jest z jednej strony naturalną reakcją obronną organizmu, z drugiej strony, kiedy jest w prozaicznym tego słowa znaczeniu zaopatrzony plastrami i bandażami, a nie zaopatrzymy tego miejsca we właściwy sposób, dochodzi do patologii reakcji z racji straty, do patologii z racji zespołu stresu pourazowego i to się utrwala w postaci różnych zaburzeń – mówi Michał Szulc. - Natomiast w każdym przypadku jest tak, jak mówił ojciec: prawda nas wyswobadza. Ja dość dużo pracuję z osobami, które są w relacji straty, w żałobie i często zderzam się z banalnym pytaniem: dlaczego? I nie znam odpowiedzi na to pytanie. Wtedy mówię – nie wiem.
Płacz z płaczącymi, ciesz się z tymi, którzy się weselą
- Ewangelia mówi bardzo prosto: “płacz z płaczącymi, ciesz się z tymi, którzy się weselą”. To obecność obok drugiego człowieka, rozłożenie tej traumy na wielu ludzi powoduje, że ona jest troszeczkę łatwiejsza do przyjęcia – dodaje ojciec Gracjan.
- Zdarza się tak, że ktoś odchodzi śmiercią samobójczą. Pojawia się wtedy pytanie: jak mógł mi o zrobić. Pojawia się gniew, wściekłość. To są trudne emocje, bo przecież gniewamy się na zmarłego, o którym mamy źle nie mówić, a którego jednocześnie kochamy. Jest sztuką wydobyć te emocje na zewnątrz w sposób umiejętny, żeby przy wyciąganiu całego tego emocjonalnego bagażu, pacjenta nie zranić, ale jednocześnie go odbarczyć – dodaje Michał Szulc.
- Pamiętam, kiedy zostałem wezwany do moich przyjaciół w momencie, gdy umierał ich ośmioletni syn. Gdy wszedłem na salę, matka tuliła już ciało swojego tyle co zmarłego dziecka. Tata stał obok. Ich pytania nie zapomnę do końca życia: Jak my teraz mamy żyć, aby Panu Bogu podziękować za to, że mieliśmy takie dziecko? Nie umiałem w tym momencie nic odpowiedzieć – wspomina ojciec Gracjan. - Pomodliliśmy się wtedy wspólnie.
Maluch nam ufa, z nastolatkiem trudniej
O ile małemu dziecku nieco łatwiej przyjąć fakt śmierci (był dziadek, ale już go nie ma), o tyle trudniej przychodzi to nastolatkom. - Maluchy nam ufają. Kiedy im powiemy, że dziadziuś jest w niebie, a niebo to jest piękne miejsce, jest w porządku. Piętnastolatek już wie, że mama i tata nigdy nie widzieli tego miejsca, o którym mówią, że ktoś im o tym powiedział, wie, że to jest wiara, a nie wiedza – mówi psycholog Michała Szulc. - My mamy więc nie mówić, a przeżywać razem z tym nastolatkiem to, co się wydarzyło. Nie umiemy rozmawiać, bo nie chcemy przeżywać, a nie chcemy przeżywać, bo to boli, a nie lubimy, kiedy nas coś boli. Żeby przeżyć z kimś żałobę, trzeba się z nim popłakać, a my nie lubimy czegoś nieprzyjemnego.
- Piotrkowianka wystąpi w spektaklu w reżyserii znanego reżysera
- Jeden z najlepszych Jarmarków Bożonarodzeniowych w Województwie Łódzkim!
- Kobiety Mają Moc!
- Jazdę zakończył na drzewie
- Zderzenie dwóch samochodów przed pasami w Piotrkowie
- Pożar samochodu w Sulejowie. Są utrudnienia!
- Ponad 41 milionów euro na rozwój ekologiczny i bezpieczeństwo – ważne porozumienie podpisane w Piotrkowie Trybunalskim
- Ukonstytuowała się Rada Seniorów powiatu piotrkowskiego
- Nowoczesny sprzęt medyczny za 1,24 mln złotych trafi do szpitala w Piotrkowie Trybunalskim – poprawa diagnostyki i leczenia pacjentów