Nie jest to pierwszy strajk nauczycieli w naszym regionie. Pedagodzy protestowali już w 2017 roku, jednak bez większych efektów. Organizatorzy mają nadzieje, że tym razem będzie inaczej.
Musieliśmy do pewnych rzeczy dojrzeć, padły również słowa, że nasz kraj ma bardzo dużo pieniędzy, budżet jest w bardzo dobrej sytuacji, nie damy tylko nauczycielom i osobom niepełnosprawnym. Mówiąc w skrócie właśnie tak to wygląda - powiedziała Ewa Ziółkowska, prezes piotrkowskiego oddziału Związku Nauczycielstwa Polskiego. - Kluczowym motywem naszych działań było to, czego nie ma w pytaniu referendalnym. Pieniądze dla nauczycieli to bardzo ważny postulat, ale nie najważniejszy, tak jak to było we wcześniejszych protestach. Głównie chodzi nam o to co stało się w systemie oświaty. Likwidacja gimnazjów czy zmiany programowe. Do czego to doprowadziło? Okazało się, że mamy bałagan programowy, podwójny rocznik, a dzieci robią dwa lata w jeden rok szkolny. Chyba czara się przelała. Na razie przeprowadzamy referendum, ale bardzo bym chciała, aby piotrkowscy nauczyciele opowiedzieli się za przekształceniem sporu zbiorowego w strajk - podsumowuje Ewa Ziółkowska.
Przypomnijmy, nauczyciele z ponad 90% placówek oświatowych z Piotrkowa Trybunalskiego i powiatu piotrkowskiego pozostają w sporze zbiorowym z dyrektorami szkół, w tych placówkach trwa referendum, które pokaże, ilu z nich rzeczywiście poprze strajk.